wtorek, 25 listopada 2014

"Serce" - źródło mojego życia

             
            Uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzają do Jezusa kobietę, którą przyłapano na cudzołóstwie… - To co uczynił Jezus Kochani, to było „mistrzostwo świata” w podejściu do człowieka! – Z faryzeuszami i uczonymi w piśmie Jezus ani się nie kłóci, ani nie dyskutuje, ani nie próbuje dochodzić do tego czy mają oni rację czy nie, ale uderza w czuły punkt zmuszając ich do refleksji nad samymi sobą. Do spojrzenia na własne serca. Jezus uderza w ich serca, bo tam znajduje się prawda o człowieku: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień”.

            „Jezus udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Wszystek lud schodził się do Niego, a On, usiadłszy, nauczał.
            Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę, którą pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją na środku, powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, kobietę tę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz?». Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć.
            Lecz Jezus, nachyliwszy się, pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: «Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień». I powtórnie nachyliwszy się, pisał na ziemi.
            Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku.
            Wówczas Jezus, podniósłszy się, rzekł do niej: «Niewiasto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?». A ona odrzekła: «Nikt, Panie!». Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie grzesz».” (Ewangelia wg Św. Jana 8, 1- 11)

             Serce jest najgłębszym wnętrzem człowieka. – Biblia bardzo szeroko rozumie pojęcie ludzkiego serca. To tu umiejscawia źródło życia duchowego, czyli: intelekt, wolę, uczucia, emocje, pragnienia – czyli to co najintymniejsze w człowieku. Sercu Pismo Święte przypisuje również różne postawy: pobożność, czystość, pokorę, wierność, wrażliwość, delikatność, ale też: głupotę, bezbożność, zatwardziałość, zakłamanie, pychę…

            Jezus sam osobiście podkreśla powagę i znaczenie ludzkiego serca. – Jak bardzo powinniśmy zwracać uwagę na to co w naszych sercach się dzieje. – Jezus mówi: „Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem ludzkiego serca pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym.”
            Jezus nie zatrzymuje się jednak na tym. Na swojej drodze, nigdy nie potępił żadnego spotkanego człowieka utrudzonego życiem i zranionego grzechami. Patrzył jeszcze głębiej w ludzkie serce, niż to co my sami możemy poznać, doświadczyć, zgłębić Wiedział, że ludzkie zachowania bardzo mocno uwarunkowane są tym, co głęboko ukryte jest w ich sercach.

            Wszyscy pragniemy być kochani, pragniemy bliskości innych osób, dowodów i potwierdzenia że jesteśmy dla kogoś ważni. Często to właśnie nadaje sens naszemu życiu, buduje poczucie naszej wartości, mobilizuje nas do działania, daje nam poczucie spełnienia.
            Podobnie jest z Bogiem. Bóg pragnie naszej bliskości, pragnie kochać nas miłością intensywną, gorącą, można by powiedzieć szaloną… takiej samej miłości oczekuje również od nas. Pragnie miłości z całego serca – tylko trzeba wiedzieć co w tym sercu jest.

            Wszyscy zostaliśmy w jakiś sposób zranieni, pokaleczeni. Każdemu z nas, na pewnym etapie życia zdarzyło się doświadczyć uczucia odrzucenia, opuszczenia, niesprawiedliwości, zdrady lub upokorzenia, kiedy zawstydzały nas czyjeś przykre słowa.

             Na słowo "zdradzony" składa się pięć wielkich zranień: zdrada, odrzucenie, opuszczenie, upokorzenie, niesprawiedliwość.
             Z pewnością każdemu z nas  zdarzyło się w życiu, że poczuliśmy się opuszczeni, odstawieni na boczny tor, odczuwaliśmy, że jesteśmy niczyi i nie mamy swojego miejsca. Mieliśmy wrażenie, że nie zasługujemy na to, co nas spotyka. Przeżyliśmy jakąś niesprawiedliwość, zostaliśmy okłamani, poniżeni w oczach innych. Być może obrażono nas kiedyś publicznie. – Bardzo często nawet tych momentów z życia już nie pamiętamy…
            Dziś te zranienia są przyczyną wielu naszych życiowych trudności: jest w nas dużo lęku, poczucia krzywdy, braku zaufania. Mamy problemy z budowaniem trwałych związków uczuciowych. Jesteśmy przewrażliwieni na opinie innych pod naszym adresem, jesteśmy zazdrośni, kłótliwi, drażliwi, zaborczy w relacjach z ludźmi. Brak nam radości życia, poczucia szczęścia i spełnienia. Ciągle to szczęście uzależniamy od czegoś albo kogoś… Odczuwamy pustkę w życiu, samotność, smutek, brak zrozumienia – rekompensujemy sobie to wszystko uciekając w nałogi, bulimię, sferę seksualną… To wszystko są skutki ran niesionych w sercu…

            Kiedyś poznałem młodego człowieka który miał problem z nadwagą. – Będąc dzieckiem, jego ojciec miał wygórowane ambicje sportowe wobec swojego syna. Chciał aby jego syn został piłkarzem. Niestety nadwaga nie pozwalała mu zrealizować oczekiwań ojca. Ojciec wciąż go poniżał, mówiąc mu przykre słowa związane z jego wyglądem fizycznym, wyzywał go od tłuściochów, powtarzał mu, że do niczego się nie nadaje i nic z niego nie będzie w życiu… Ten młody człowiek faktycznie nigdy nie ułożył sobie życia… Nie udało mu się stworzyć normalnego związku, uciekał w samotność, zaczął sięgać po alkohol aby tłumić ból życia… Ojciec swoimi słowami, brakiem miłości, brakiem akceptacji  syna takim jakim jest, zrujnował jego poczucie własnej wartości, szacunku do siebie, odebrał mu szansę na normalne życie. A ten młody człowiek nigdy sobie sam z tym nie poradził, tak głęboko utkwiła w nim ta rana. – To jest właśnie nasze serce, ta głębia, przepaść naszego serca, które tylko Bóg może uleczyć. To tam przede wszystkim musimy zaprosić Jezusa, przejść razem z Chrystusem przez tą ciemną dolinę pełną ran i bólu. Bo to tam jest źródło naszych uczuć, instynktów i namiętności: radości i bólu, odwagi i tchórzostwa, mocy i strachu, miłości i nienawiści.

            Pamiętacie tsunami jakie miało miejsce kilka lat temu w Azji! Obsunęła się wówczas na oceanie płyta tektoniczna. Nikt tego nie widział, nikt nie słyszał bo było to głęboko pod wodą ale powstała fala, która tysiąc kilometrów dalej zabiła setki tysięcy ludzi. -  Często tak jest, że w moim sercu obsuwa się taka płyta tektoniczna z dzieciństwa. Mogło mi się coś przypomnieć, skojarzyć, zobaczyłem coś i sam nie wiem dlaczego wywołało to u mnie smutek, łzy cisną się do oczu, mam wszystkiego dość… - To jest właśnie moje serce. Serce, to moje najgłębsze „ja”. To tutaj powstają decyzje: smuć się, nienawidź, pokochaj, złość się… Umysł ma tylko to wszystko uzasadnić. To w sercu znajduje się ta potężna siła, która kieruje naszym życiem!!!

                        Panowie! Nie raz musimy wstać do pracy o godzinie 6.00 rano albo i wcześniej. Kombinujemy, przestawiamy budzik żeby jeszcze te kilka minut zostać w ciepłym łóżku… Ale w sobotę, jak trzeba z kumplami pojechać na ryby, to już o 3 rano jesteśmy gotowi. Deszcz, wiatr, zimno, ciemno…Nic nam nie przeszkadza! – To jest właśnie serce. Jak czegoś chcesz, jak czegoś pragniesz, nie ma takiej siły, która by cię powstrzymała. – Bo właśnie w sercu ukryte są najgłębsze pragnienia, marzenia, potrzeby…

            Dlaczego w tylu w tylu związkach jest tak dużo zazdrości, zaborczości, braku zaufania?  Dlatego że są ludzie, których nigdy nie nauczono kochać. Jako dzieci musieli żebrać o miłość rodziców, szukać miłości, zasługiwać sobie na nią. Nigdy nie otrzymali miłości bezwarunkowej…

            Zdrada nie zaczyna się w momencie kiedy z koleżanką z biura lub z zapoznaną panią w Ciechocinku ląduje się w łóżku. Zdrada zaczyna się o wiele wcześniej: niewinne żarty, flirty, zdjęcia w Internecie… Niektórzy mężczyźni mówią, że szukali związku pozamałżeńskiego ponieważ żona już nie jest tą samą kobietą którą poznali, wrażliwą i czułą… Stąd ta koleżanka, młodsza, czuła, zabawna… Nie drodzy panowie! – To twoje poranione serce się odzywa. Jako dziecku, małemu chłopcu nikt nie dał ci poczucia twojej wartości, męskości. Tato ciężko harował na chleb, ciągle nie było go w domu, a może pił i poniżał cię… Dziś szukasz potwierdzenia twojej męskości u innych kobiet.

            Jezus nie krzyczał na placach: nawracajcie się, porzućcie swoje grzeszne uczynki, zmieńcie postępowanie… ale przyszedł leczyć serca ludzkie. Przyszedł spotkać się z człowiekiem udręczonym, poranionym w swoim sercu. Dlatego nigdy nikogo nie potępił bo wiedział że za każdym grzechem, za każdą zdradą, za każdą agresja jaka Go spotkała stało poranione serce człowieka.

            Jezus Chrystus wpierw zmienia serce człowieka. Przychodzi by zapalić światło ale my tak bardzo umiłowaliśmy ciemność. Boimy się często tak naprawdę zaprosić Jezusa do naszych serc ponieważ obawiamy się że zapali światło, że ujrzymy stos pokrwawionych bandaży, niezabliźnionych ran, które wciąż krwawią. Boimy się zobaczyć siebie samych poranionych, odrzuconych, niekochanych… Siebie samych pełnych lęku, niepewności, stęsknionych za miłością bezwarunkową…

            Ktoś kiedyś powiedział: Chcesz poznać siebie? Wejdź na chwilę do pustego kościoła, zostań na chwilę w ciszy i zobacz co cię boli, co czujesz w sercu… W ciszy, kiedy jesteś sam ze sobą wychodzi prawda o tobie.

             Będąc na ulicy, w autobusie, w tramwaju, popatrzcie na ludzi: ile osób cały czas ma komórkę w ręce, bawiąc się nią, dzwoniąc, sprawdzając Internet. Il ludzi zwłaszcza młodych przemieszczając się po ulicach ma założone na uszach słuchawki… W naszych domach non stop włączony jest telewizor, radio, komputer… Dlaczego? Boimy się zostać w sam na sam z sobą w ciszy, bo wtedy zaczyna mówić serce i wychodzi nasza samotność, cierpienie, smutek, który w nas tkwi, poczucie opuszczenia, porzucenia, wychodzi brak poczucia własnej wartości, niezgoda na siebie, na swoje życie…

            Wszystkie te zranienia, które niesiemy w naszych sercach a które tak mocno wpływają dziś na nasze życie, zachowania i podejmowane przez nas wybory, nie są jakimś fatum które determinuje nasze życie na zawsze. Wszystko to co nas dzisiaj boli: samotność, opuszczenie, strach, cierpienie… z niesamowitą potęga wszystko to rzuciło się na Chrystusa na Golgocie i właśnie tam, Chrystus stoczył bitwę z tymi demonami naszego życia. Wszystko to utopił w swojej miłości. – Dziś z Chrystusem musimy zejść na dno naszego serca, odkryć te rany, oczyścić je i obandażować świeżutkim bandażem miłości. Musimy wraz z Jezusem przytulić to nasze życie, takim jakim ono jest!

            Z Chrystusa płynie Potęga, moc i siła do przemiany serca, a tym samym otwiera się nam perspektywa nowego życia, wolnego od zakłamania, egoizmu, użalania się nad sobą, obwiniania innych za nasze trudności, porażki i niezadowolenie z życia. – Grzech moi drodzy z pewnością będzie się wlókł za nami przez całe życie, ale nie oznacza to, że w oczach Boga przestajemy być piękni, kochani i wartościowi. Nasze piękno pochodzi od Jezusa Chrystusa, który przyjął nasz grzech na siebie i zabrał go ze sobą na drzewo krzyża.

            Ten proces odkrywania swojego serca nie jest bezbolesny, wiąże się z pewnego rodzaju cierpieniem i zobaczeniem prawdy o sobie, być może również ze wstydem i poczuciem winy ale chcąc przemiany naszego serca a co za tym idzie naszego życia musimy oczyścić ropiejące rany, usunąć to co gnije od 20, 30, 50 lat, aby serce stało się zdrowe, aby nasze życie nabrało blasku i sensu. – Pytanie brzmi: Czy Ty tego chcesz? Wielu z nas odpowiedziałoby od razu: „Tak, bardzo tego chcę!” – Ale czy na pewno? – Tak bardzo tego chcę ale: nie mówmy o tej sprawie, nie poruszajmy tego tematu, o tym wydarzeniu chcę zapomnieć… Tak się nie da!

            Bardzo wymownym obrazem jest tu ewangeliczne uzdrowienie człowieka z uschłą ręką: Człowiek ten musiał stanąć przed Jezusem i przed innymi ludźmi zebranymi wokół, musiał wyciągnąć tego uschłego kikuta, obnażyć swoje kalectwo, musiał sam zobaczyć ta uschłą rękę… Podobnie jest z moim sercem, muszę te moje rany obnażyć, zobaczyć je, pokazać je Chrystusowi, dopiero wtedy przychodzi uzdrowienie… - To nie zdrada Cię boli, to nie alkoholizm Cię boli, to nie twoja złośliwość, kłótliwość czy ciągłe rozdrażnienie cię boli ale krzywda, odrzucenie, samotność, poniżenie, brak miłości i wiele innych ran jakich doznałeś/doznałaś wiele lat temu. Wtedy nie umieliśmy się bronić, przyjęliśmy ciosy nie rozumiejąc dlaczego. Dziś jako dorośli możemy z Chrystusem zobaczyć te rany, pojednać się z przeszłością i przytulić mocno to nasze życie.


            Wszystko to co nas boli Jezus zabrał ze sobą na krzyż ale i tak na końcu krzyż został pusty, grób został pusty… Bo Jezus jest żywy, zmartwychwstał a my razem z nim. I to nie kiedyś tam, w życiu wiecznym ale tu i teraz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz