środa, 25 lutego 2015

Zranienia z przeszłości. - Jezus leczy rany mojego serca.





            „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie. (Mt 11:28-30)”

            Wszyscy jesteśmy w większym lub mniejszym stopniu zranieni. Rany otrzymujemy przez całe nasze życie, stają się one częścią nas, a co gorsze często staja się „układem sterowania” naszej egzystencji, relacji, pojmowania Boga i samego siebie. Tylko, jeśli będę w stanie dostrzec swoje zranienia, będę w stanie zaakceptować siebie takim jakim jestem oraz zaakceptuję zranienia drugiego człowieka.

            Jeżeli nie zgadzam się zajrzeć w głąb swojej duszy by zobaczyć całą tę mozaikę przeciwstawnych osobowości zamieszkujących moje wnętrze, ponoszę ryzyko, że drugiemu człowiekowi przykleję jakąś etykietkę, będę osądzał, krytykował, a nawet wypowiem to nieszczęsne zdanie: „Nigdy nie potrafiłbym zrobić tego co ty!” – Totalna bzdura, sami znamy siebie tak słabo, że w żadnym wypadku nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co bym zrobił w określonej sytuacji. Iluzją jest myślenie, iż w 100% procentach kieruję swoim życiem, emocjami, zachowaniami…

            Jeżeli zaakceptuje swoje zranienia, będę w stanie odkryć w swojej duszy Boże dziecko, poranione, wycofane i przysłonięte okaleczoną psychiką, ale również, za poranioną osobowością i życiem drugiego człowieka, będę w stanie ujrzeć jego prawdziwą naturę, czyli to co w drugim człowieku jest piękne i dobre.


            Wszyscy jesteśmy dziećmi tego samego Ojca i dlatego też jesteśmy wszyscy, całkowicie i nieskończenie, przez Niego kochani. – Nie tylko z tym, co piękne i dobre w nas, ale też z tym, co trudne, bolesne, czego się boimy i wstydzimy.
            << Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i siedzieli wraz z Jezusem i Jego uczniami. Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: "Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?" On usłyszawszy to, rzekł: "Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników". >> Mt. 9,10

            Odkrycie i zaakceptowanie mojego prawdziwego „ja” i zwrócenie się z tym do Chrystusa, daje mi światło, wiarę i nadzieję. Moje zranienia z przeszłości, dzięki łasce i miłości Jezusa staną się punktem wyjścia do uzdrowienia i nawrócenia.
Świadomość obecności „ciemnej strony” w mojej osobowości, moich zranień i upadków sprawia, że więcej jest we mnie pokory, zrozumienia, litości. To wszystko pomaga mi przebaczyć i traktować bliźniego, jako tego, który również ma prawo być dzieckiem Boga pomimo swoich zranień, słabości, popełnionych błędów.

            Zaakceptuj swoje zranienia z przeszłości

            Brak prawdy o sobie, tłumienie lub ukrywanie swoich ran, upiększanie swojej przeszłości, budowanie sobie fałszywej fasady może być bardzo destrukcyjne dla naszego życia. Mówienie: „ja nie mam żadnych problemów”, „jestem w porządku”, „mnie żadne zranienia nie dotyczą”…, jest okłamywaniem samego siebie. Blokujemy sobie w ten sposób możliwość nawrócenia i przemiany życia. Jesteśmy marionetkami nieświadomymi tego, że wewnętrzne rany na sercu pociągają za sznurki naszego życia.

            Mogę rozpoznać fakt istnienia zranień z przeszłości, moich wewnętrznych ran w sercu poprzez ich objawy w codziennym życiu. Jestem surowy, nieprzejednany, nie potrafię przebaczyć, krytykuję, obmawiam, plotkuję, jestem kłótliwy, nieczuły, arogancki; jestem złośliwy, agresywny, gwałtowny; użalam się nad sobą, jest we mnie poczucie krzywdy, obwiniam innych za moje problemy. Brak mi poczucia własnej wartości, zamykam się w sobie; jest we mnie poczucie ciągłego zmęczenia, pustki, lęku przed samotnością…

            Mogę również te rany dostrzec poprzez to, że jestem drażliwy, zgorzkniały, mam kompleksy, porównuję się z innymi; walczę o dominację, wymagam od innych posłuszeństwa i uwagi, manipuluję ludźmi, mam różnego rodzaju obsesje, natrętne myśli; wiecznie jestem niezadowolony i negatywnie oceniam innych.

            Skąd wzięła się większość zranień w naszych sercach tego nie wiemy. Było to czasami tak dawno, że po prostu ich już nie pamiętamy. Pierwsze lata dzieciństwa skazane są w sposób szczególny na otrzymywanie wewnętrznych ran. Byliśmy zbyt młodzi, aby obiektywnie analizować sytuacje w których się znajdywaliśmy.
Być może zostaliśmy pozbawieni miłości, akceptacji, zbyt wiele od nas wymagano. Być może nie okazano nam szacunku, ignorowano nas, wyśmiewano. Być może zostaliśmy odrzuceni przez osoby, które kochaliśmy, czuliśmy się samotni, niechciani, zdradzeni. Przyczyn powstania zranień w naszej przeszłości może być bardzo dużo.
Zranienia w sercu jednak są i świadczą o tym nasze zewnętrzne zachowania, sposób myślenia, przekonania i uprzedzenia. Nasze uczucia i emocje bardzo mocno ukazują obecność zranień z przeszłości, które wciąż żywo sterują naszym życiem.

            Istnieje w nas tendencja do obwiniania drugiego człowieka za to, jak się czujemy, czy jesteśmy szczęśliwi czy tez nie. Obwiniamy go za nasze cierpienia, porażki, problemy… Ale tak naprawdę, drugi człowiek jest tylko „wyzwalaczem” tego, co już w naszych sercach jest od dawna, drugi człowiek przypomina nam tylko o naszych ranach. Problem istnieje w sercu a nie na zewnątrz.

            Nawrócenie, przemiana serca, polega również na tym, że staję się świadom moich wewnętrznych zranień z przeszłości, które dziś tak mocno determinują moje życie. Bardzo często nie jestem w stanie postrzegać obiektywnie rzeczywistości. Moja zraniona w przeszłości psychika może prowadzić do fałszywej interpretacji zdarzeń, a przez to sami cierpimy oraz odpychamy i zniechęcamy innych do siebie.

            Przykładem niech będzie pewna moja znajoma. Pochodziła ona z rodziny rozbitej, gdzie ojciec notorycznie zdradzał jej matkę aż w końcu odszedł od niej pozostawiając żonę z dwójką małych dzieci. Znajoma przeżyła bardzo rozstanie rodziców. W jej sercu pozostała ogromna rana poczucia porzucenia i zdrady. Jej relacje z mężczyznami cechowała nieufność i podejrzliwość.
            Od jakiegoś czasu jej mąż zaczął wracać bardzo późno z pracy. Któregoś dnia, po kolejnym późnym powrocie do domu od razu poszedł do łazienki i położył się do łóżka. W umyśle kobiety pojawiła się myśl, iż z pewnością spotyka się z inna kobietą i stąd te późne powroty. Zaczęła przeszukiwać kieszenie jego płaszcza, neseser, aż wreszcie wpadł jej do ręki jego telefon. Sprawdzając historie połączeń zauważyła, że często pojawia się ten sam numer telefonu. Teraz była już pewna, że jej mąż ma kogoś „na boku” z kim się spotyka. Postanowiła więc zdemaskować tą relację i zadzwoniła na powtarzający się numer w telefonie męża i dodzwoniła się… ale na swój numer telefonu komórkowego. W napływie zazdrości, myśli o zdradzie i emocjach, które się u niej pojawiły nie zauważyła, że powtarzający się numer telefonu jest jej własnym numerem.

            Jezus pragnie wejść do mojego serca, nie tylko po to, aby odnaleźć tam „piękne i krystalicznie czyste mieszkanie”, jak nas uczono w przygotowaniu do Pierwszej Komunii Świętej, ale przede wszystkim chce uleczyć to co zranione, skrzywdzone, wstydliwe.
            Z Jezusem mogę odrzucić ciężar przeszłości, który dziś nie pozwala mi żyć w całkowitej wolności, ciężar, który mnie przygniata i sprawia, że negatywnie osądzam życie i drugiego człowieka.

            Jezus, w czasie swojej ziemskiej misji z ogromną determinacja wyrzucał złe duchy dręczące człowieka. Tę samą moc posiada i dzisiaj. W pełnym zaufaniu możemy oddać w Jego ręce wszystkie nasze zranienia z przeszłości. On ma tą potężną moc rozprawienia się również z duchami naszej przeszłości, które zawładnęły naszym obecnym życiem.

            Nikt nie wychodzi bez szwanku z okresu wychowania. Nasze serca są poranione, chociaż często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Idziemy na skróty szukając winnych za obecny stan naszego życia. Skarżenie się, obwinianie siebie samego, szukanie winnych niczemu nie służy. Duchy przeszłości są w naszych sercach a nie na zewnątrz nas.

Musimy uświadomić sobie fakt istnienia w nas zranionego serca, żałować tego co się stało, zapłakać w ramionach Boga i wraz z Bogiem przebaczyć samemu sobie i innym poranioną przeszłość. Jezus leczy rany mojego serca, muszę mu tylko na to pozwolić.

3 komentarze:

  1. Bardzo pieknie napisane. To fakt, Jezus leczy zranione serca. Polecam kazania ksiedza Pawlukiewicza na Yt. Ten temat wyjasniony jest w ksiazce Johna Eldredge'a Dzikie serce - tesknota meskiej duszy. Polecam i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. "Musimy uświadomić sobie fakt istnienia w nas zranionego serca, żałować tego co się stało, zapłakać w ramionach Boga i wraz z Bogiem przebaczyć samemu sobie i innym poranioną przeszłość. Jezus leczy rany mojego serca, muszę mu tylko na to pozwolić." mam wzbudzic w sobie poczucie zranionego serca ,a potem mam wzbudzic zal i czuc sie winna za to co mnie spootkalo?? Nierozumiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. włanie nie chodzi o to zeby czuć się winnym, tylko zeby zrozumieć ze kazdy z nas jest tylko słabym człowiekiem i że to Bóg jest zródłem naszej siły.Kazdy z nas grzeszy,kazdy czasem popelnia błędy ale Bóg Cię nie osądza za Twoje upadki, tylko zaprasza Cię do relacji z nim, bo chce naszego dobra, chce Cię obdarzyć miłością. I tylko w Nm jest zbawienbie, uzdrowienie z ran, zranień, po grzechu pierworodnym naszych pierwszych rodziców Adama i Ewy, tylko Jezus zwyciężył zło ,śmierć i grzech..My jedynie musimy pozwolić Bogu na relacje z nim,otworzyć się na Jego miłość ..nic więcej..przyjąć to że jestesmy tylko grzesznikami..ale jednocześńie odkryć że mamy wartość dzieci Bożych..każdy z nas jest powołany do szcześcia, bycia ukochanym dzieckiem Boga. Kazdy z nas jest dzieckiem Bożym.

      Usuń