Zmiana myślenia podstawą rozwoju.
„Nikt nie przyszywa łaty z
surowego sukna do starego ubrania, gdyż łata obrywa ubranie, i gorsze staje się
przedarcie. Nie wlewa się też młodego wina do starych bukłaków. W przeciwnym
razie bukłaki pękają, wino wycieka, a bukłaki przepadają. Ale młode wino wlewa
się do nowych bukłaków, a tak jedno i drugie się zachowuje.” Mt 9, 16-17.
Jezus tymi słowami chciał
przekazać bardzo ważną prawdę. Prawda ta dotyczyła wiary w jego nauczanie, w
przyjęcie Słowa Bożego i przemianie swojego życia. Aby to było możliwe,
człowiek musiał najpierw wyzbyć się dotychczasowych schematów postrzegania
Boga, drugiego człowieka i świata. Musiał otworzyć swoje serce na nową naukę,
musiał pozbyć się starych bukłaków swoich przekonań, aby wlać nowe wino do
nowych bukłaków. Nowe myśli do nowego serca, gotowego na przyjęcie nowych idei,
a co za tym idzie zmiany przekonań i postępowania. Wiara w naukę głoszoną przez
Jezusa wymagała opuszczenia bezpiecznych ale jałowych schematów postrzegania i
doświadczania Boga, człowieka, życia ogólnie mówiąc.
Jezus doskonale znał człowieka,
wiedział, że człowiek może się rozwijać i wzrastać w każdej dziedzinie, jedynie
poprzez gotowość do zmiany utartych przekonań i sposobu myślenia. W miarę jak
dojrzewamy, zdobywamy różnego rodzaju doświadczenia, te przyjemne i bolesne,
które kształtują nasz sposób myślenia, tworzą przekonania i wyznaczają kierunek
naszym działaniom. Mówiąc wprost, jak myślę tak również i postępuję w życiu.
Idąc przez życie, formułujemy zasady, które pomagają nam radzić sobie z
uczuciami związanymi z nami samymi i otaczającym nas światem. Bardzo często są
to nieświadome mechanizmy, które działają w sposób automatyczny, popychając nas
do określonych zachowań i podejmowania określonych decyzji. Mają również
ogromny wpływ na jakość naszej samooceny.
Przykładem niech będzie młody
człowiek, któremu tutaj nadam imię Marek.
Marek jest człowiekiem miłym,
skromnym, uczynnym, jednak daleko mu do
tego, aby być duszą towarzystwa. Zazwyczaj wybiera samotność, a kiedy musi już znaleźć
się w jakiejś grupie, rzadko otwiera usta, aby włączyć się do dyskusji. Gdzieś
w głębi duszy czuje ogromne pragnienie kontaktu z ludźmi, wyrażenia swoich
pragnień, marzeń, uczuć, ale istnieje w nim ogromny lęk przed wyrażeniem
swojego zdania, opinii ze strachu, że zostanie odrzucony, zakwestionowany,
wyśmiany przez innych. Wciąż rezygnując z siebie spełnia tylko oczekiwania
innych. To czym żyje Marek w głębi swojego serca, jest dla niego prawdziwym
dramatem, czuje gdzieś podświadomie, że życie przecieka mu przez palce, a on
nie potrafi nic z tym zrobić.
Problem Marka ma swoje źródło w
przeszłości, a dokładniej w jego relacjach z rodzicami. Kiedy był dzieckiem,
nieustannie musiał spełniać oczekiwania swoich rodziców. Nigdy nie miał prawa
wyrazić swojego zdania i okazywać swoich potrzeb. Matka wymagała od niego
bezwzględnego posłuszeństwa, a każde próba okazania własnej woli lub sprzeciw
wobec woli matki, karany był krytyką i odrzuceniem. Aby doświadczyć akceptacji
i miłości musiał bezwzględnie spełniać wszystkie oczekiwania matki.
Ojciec Marka bardzo dużo
pracował, nawet po godzinach. Kiedy wracał do domu i otwierał swój laptop, dla
Marka był to ewidentny sygnał: muszę być cicho i nie przeszkadzać, w przeciwnym
razie ojciec się zdenerwuje. Pomimo starań Marka, wciąż słyszał słowa: „byłeś
niegrzeczny więc…”, „nie odrobiłeś lekcji więc…”, nie zasłużyłeś sobie na to,
więc…” „Inne dzieci lepiej się uczą, a ty?”.
Już od najmłodszych lat w Marku
ukształtowało się myślenie: „Jeżeli nie będę nikomu przeszkadzał, nie zostanę
odrzucony”, „jeżeli powiem, co myślę, to znów mama będzie niezadowolona.” „Muszę
spełniać oczekiwania rodziców, wówczas będę kochany i akceptowany.” –
Oczywiście dziecko nie myśli w tak analityczny sposób, ale tak podświadomie
czuje. W ten sposób stara się dostosować do otoczenia, aby zapewnić sobie to,
czego człowiek potrzebuje najbardziej: miłości, akceptacji, szacunku.
Sytuacja Marka pokazuje nam, w
jaki sposób rodzi się nasze myślenie, nasze przekonania i zachowania w dorosłym
życiu. Wielu ludzi chciałoby żyć inaczej, być kimś innym, realizować swoje
marzenia, ale boją się, że zostaną odrzuceni, skrytykowani, wyśmiani. Wielu boi
się podejmowania konkretnych decyzji, wyjścia z sytuacji, w której czują się
źle, zaryzykowania czegoś w życiu, tylko dlatego, że zawsze ktoś inny za nich
podejmował decyzje, ktoś inny mówił im, jak powinno wyglądać ich życie.
Takie doświadczenia potrafią
zamknąć człowieka w wewnętrznym więzieniu, odebrać radość i sens życia. A wcale
tak nie musi być!
Jezus wielokrotnie w swoim
nauczaniu, w przypowieściach starał się otworzyć umysły i serca ludzkie. Uczył
nowego patrzenia na świat, uczył samodzielnego myślenia. Jezus wiedział, że nie
będzie to łatwe, gdyż jedną z największych przeszkód w rozwoju człowieka jest
przywiązanie do utartych sposobów myślenia.
Stare porzekadło mówi: „Ile wody
można wlać do pięciolitrowej puszki oleju? Ani kropli. Najpierw trzeba wylać
trochę oleju.”
Z nauki Jezusa o nowym winie i
nowych bukłakach, prócz pięknej lekcji Teologii na temat wiary i relacji
człowieka do Boga, możemy wyciągnąć jeszcze inną lekcję, bardzo ważną dla
naszego życia. Stawać się nowym człowiekiem, rozwijać się, wzrastać duchowo i
psychicznie, to przede wszystkim zmieniać myślenie. Uparcie tkwiąc przy swoich
przekonaniach, nigdy nie ruszymy do przodu, niczego nie zmienimy w życiu, nie
rozwiążemy żadnego problemu.
Jak poradzić sobie ze zmianą myślenia
Powstaje jednak pytanie jak
zmienić nasze myślenie i utarte przekonania, skoro tkwią one głęboko w naszej
podświadomości.
Najważniejszym sposobem jest
poznanie działającego tu mechanizmu.
Bardzo często wydaje nam się, że
to okoliczności zewnętrzne, ludzie, sytuacje mają ogromny wpływ na nasze życie
i wywołują takie uczucia jak: gniew, radość, smutek i inne uczucia. Zgodnie z
tym wyobrażeniem istnieje bezpośredni związek pomiędzy zdarzeniem a tym jak się
czujemy.
Na przykład, jeśli odchodzi ode
mnie żona czuję smutek, żal, rozczarowanie. Jeśli ktoś powie mi przykre słowo
czuję się zły, oburzony, obrażony. – Wydaje się, że zachodzi tu bezpośrednia
relacja pomiędzy zdarzeniem i emocjami. Okazuje się jednak, że wcale tak nie
jest.
Pomiędzy zdarzeniem a uczuciem
pojawia się etap pośredni, jest to mianowicie nasze myślenie. Odejście
ukochanej osoby wcale nie jest przyjemną sprawą ale jeżeli czuję się
przygnębiony odejściem żony, to nie przez zdarzenie samo w sobie, ale dlatego,
że myślę sobie różne rzeczy na ten temat: jak sobie poradzę teraz sam, być może
znalazła sobie kogoś lepszego ode mnie, itp.
To właśnie myśli, moja
interpretacja faktu odejścia żony, dialog wewnętrzny, który sam ze sobą
prowadzę wpędza mnie w depresję. Wielu jest takich, którzy ucieszyliby się z
odejścia żony…
Już dwa tysiące lat temu, wybitny
filozof Epiktet powiedział: „Nie to nas dotyka, co się nam zdarza, ale to, co
mówimy sobie o tym, co się nam zdarza.”
Jezus doskonale znał człowieka i
wiedział, że dopóki człowiek nie porzuci utartych sposobów myślenia,
postrzegania Boga, świata, bliźniego i siebie samego, dopóty nie jest wstanie
otworzyć się na wiarę i przyjęcie Jego nauki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz