wtorek, 24 lutego 2015

Nawrócenie – Czyli jak odnaleźć Boga w moim życiu.





            Dlaczego czasami tak trudno nam jest nawiązać bliską relację z Bogiem, uznać Go za Ojca, bliskiego przyjaciela, przewodnika przez życie, punkt odniesienia we wszystkim kim jestem, co robię, czym żyję.  Skąd bierze się strach przed Bogiem, nieufność lub obojętność. Co sprawia, że uważam Go za odległego, surowego niedostępnego. Dlaczego tak trudno jest mi autentycznie odnaleźć Boga w moim życiu?

            Problem polega na tym, że bardzo często wyobrażamy sobie Boga na podobieństwo ludzi, z którymi mieliśmy pierwsze kontakty. Dziecko, które nie posiada jeszcze dojrzałej wiary, przenosi na Boga obraz swojej matki lub ojca, swoich bliskich, swoich pierwszych nauczycieli.

            Bóg mówi do Jezusa: „Tyś jest mój Syn umiłowany” (Mk. 1, 11). Te słowa Jezus przyjął jako głęboką prawdę o swojej istocie. Siłą, która prowadziła Jezusa była świadomość ogromnej i bezwarunkowej miłości Boga do człowieka. W Jezusie, Bóg w sposób absolutnie nowy ukazał swoje oblicze kochającego Ojca. Taka jest właśnie dobra nowina, której przekazanie człowiekowi stało się misją Jezusa.

            Problem polega na tym, że słowo „ojciec” jest prawie zawsze projekcją tego, co wiemy o własnym ojcu lub matce. Stąd często nasza reakcja na Boga, jest reakcją zranionego dziecka, buntującego się, które przekonane jest, że nikt nigdy się nim nie zainteresuje ponieważ nie jest tego warte. Nie jest w stanie wyobrazić sobie, czym może być swobodny, żywy, ciepły, autentyczny i bezinteresowny kontakt z ojcem lub matką. Ten sam schemat myślowy przerzuca na Boga.

            Ktoś z nas może posiadał ojca despotycznego. Nie wie zatem czym jest wolność dziecka Bożego, nie wie w jaki sposób wolność tą umieścić na swojej skali. Najdrobniejszy odruch wydaje mu się wykroczeniem i natychmiast wzbudzane jest poczucie winy. Żyje w fałszywym posłuszeństwie wobec prawa Bożego, które nigdy nie zostało przyjęte w sercu. Bóg staje się zagrożeniem wolności i niezależności.

            Być może w naszym dzieciństwie doświadczyliśmy tylko miłości warunkowej. Byliśmy kochani tylko wtedy, kiedy odpowiadaliśmy na modelowi stworzonemu przez innych. Trudno nam jest wówczas wyobrazić sobie, że możemy być kochani bezinteresownie, tylko dlatego, że jesteśmy. Istnieje w nas przekonanie, że na miłość musimy sobie zasłużyć.

            Uzdrowienie, chociaż może być bolesne, zakłada powrót do czasów dzieciństwa i uświadomienie sobie sposobu, w jaki mogło dojść do zranienia. Dopiero wówczas będzie możliwe uznanie, że Bóg jest kimś innym niż nasz ojciec czy matka. Będziemy w stanie odrzucić fałszywe obrazy Boga i przekonania na Jego temat.


            Nawrócenie często niemożliwe jest dlatego, iż tworzymy sobie pogląd na temat Boga dopasowany do naszych potrzeb. Chcielibyśmy, aby w sposób doświadczalny wypełnił w nas pustkę uczuciową i zapewnił nam ochronę, zrekompensował niedostatek czułości i miłości, obdarzył nas jakąś formą opieki, która wyeliminowałaby cierpienie, uwolniła od odpowiedzialności, konieczności dokonywania wyborów, podejmowania ryzyka, która zapewniłaby nam uzdrowienie i to w formie jakiej sobie życzymy.

            Nie rozumiejąc, kim tak naprawdę jest Bóg nie jesteśmy w stanie nawiązać z Nim autentycznej relacji. Żyjemy pozorami: uczestniczymy we Mszy Świętej, przyjmujemy sakramenty, staramy się pamiętać o pacierzu, ale tak naprawdę pływamy gdzieś po powierzchni, istnieje w nas dualizm pomiędzy tym stanowi relacje do Boga a naszym konkretnym, realnym, codziennym życiem.

            Autentyczne odnalezienie Boga w moim życiu wymaga wyruszenia w podróż w głąb siebie.

            Jednym z częstych powodów, dla którego w sercu czujemy potrzebę wyruszenia w drogę, wyruszenia w poszukiwaniu siebie, sensu życia, racji mojego istnienia jest świadomość że zaczynam umierać duchowo i psychicznie. Kiedy jestem już zmęczony moim życiem… Widzę że przecieka mi ono przez palce, pojawia się smutek, żal, poczucie przegranych szans. Kiedy czuję, że tracę to, co dla mnie było ważne, spoglądam wstecz i brak mi argumentów żeby uznać moje życie za szczęśliwe. Kiedy tracę drogie mi osoby, kiedy muszę opuścić kogoś kogo kocham, kogo kochałem… Kiedy widzę, że pomyliłem się we wszystkim, kiedy widzę, że moje „być” pozbawione jest jakiegokolwiek „warto” … – Jeżeli tak czujesz, to znak że wyruszyć koniecznie trzeba.

            Nawrócenie, czyli wyruszenie w drogę nie zakłada z góry żadnej reguły czasowej i przestrzennej. Ruszasz z miejsca w którym jesteś, nie musisz się zmieniać, aby podróż w głąb siebie mogła się odbyć… Nie ważne ile masz lat, z jakich sfer pochodzisz, czy masz pieniądze czy nie… Nie istotne jest czy jesteś „wzorowym” chrześcijaninem czy może ścieżki życia z jakichś powodów ci się poplątały… i „nieskazitelni” dworzanie Boga okrzyknęli cię „łotrem”…

            Ale pamiętaj, Jezus, zbawiając świat, na swój tron wybrał krzyż i to właśnie pomiędzy „łotrami”, a nie ucztując z opływającymi tłuszczem pychy i samouwielbienia faryzeuszami… I dziś ich nie brakuje…, dziękuj Bogu że jesteś „łotrem” – To może twoja / moja szansa na przebudzenie, na wyruszenie, na radość z nowego życia. Faryzeusze ugrzęźli w błocie swojej samowystarczalności, zakończyli drogę, stracili szansę na spotkanie z Bogiem, chodź cały czas o Nim mówili… Przed Tobą jest przestrzeń, wolność, droga Ducha, droga prawdziwego życia…

            Największą przeszkodą na drodze nawrócenia, rozwoju duchowego, a co z tym się wiąże autentycznego odnalezienia Boga w swoim życiu, jest fałszywy obraz Boga. - Bóg postrzegany jest przez nas w krzywym zwierciadle naszych idei o Nim, przekonań, wyuczonych regułek, naleciałości kulturowych, pobożnościowych…

            Chrześcijanie mają czasem trudności z zaakceptowaniem tej ważnej prawdy. Nawet jeśli wierzę w Boga, moja psychika, sfera uczuć, moje głębokie ja, są mniej lub bardziej naznaczone nieuświadomionymi przekonaniami, zniekształconymi schematami, spaczonymi wyobrażeniami – Są to często niezależne ode mnie skutki emocjonalnych zranień, doświadczeń wyniesionych z mojej historii, fałszywych obrazów otrzymanych w spadku od moich rodziców, duchownych, własnych traumatycznych przeżyć, urazów jakie mnie spotkały i ich interpretacji.

            Te „pseudo-pewniki”, te „fałszywe odbicia” tworzą we mnie fałszywy obraz Boga, który mnie w jakiś sposób zniewala, ogranicza, blokuje w zbliżaniu się do Niego, chociaż gdzieś podświadomie czuję potrzebę Jego obecności, jest ideałem do którego chciałbym dążyć, intuicyjnie czuję potrzebę jedności z Nim. Czuję, że to właśnie w Nim tkwi sens mojego „być”…

            Aby móc autentycznie odnaleźć Boga w swoim życiu musimy mocno wierzyć w to, że to właśnie Jezus jest najdoskonalszym obrazem Boga – wszystkie inne próby definiowania Boga są tylko odbiciem w krzywym zwierciadle, nieudolną, ludzka próbą zdefiniowania „nieidentyfikowalnego”. – Każda próba uogólnienia „definicji” Boga, stworzenia katechizmowej regułki,  jest pretensjonalnym roszczeniem sobie prawa posiadania Boga…

            „Biada wam, uczonym w Prawie, bo wzięliście klucze poznania; samiście nie weszli, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli”. Łk (11, 52)

            Moje fałszywe obrazy Boga:

            1. Bóg sędzia:
            Boga utożsamiamy sobie z kimś nieczułym i bezlitosnym, napawającym strachem i bojaźnią. Taki Bóg postrzegany jest zwykle jako bezlitosny sędzia, każący każde przewinienie, niezależnie od motywacji i przyczyn.
            Takie odczuwanie Boga odbywa się często na poziomie nieświadomym i jest konsekwencją naszych relacji z rodzicami, którzy byli wymagający i surowi. Wymagali od nas a każdy przejaw nieposłuszeństwa lub postepowania sprzecznego z ich wola był karany. Jest to też efekt często niewłaściwej formacji katechetycznej, gdzie Bóg przedstawiany jest w kategoriach czarno – białych: za dobro wynagradza a za zło karze. Taki fałszywy obraz Boga ujawnia się w zaburzeniach psychosomatycznych, silnych lękach, niewspółmiernym poczuciu winy czy depresjach.

            Wobec autorytetu Boga człowiek czuje się wtłoczony w rolę grzecznego, posłusznego dziecka. Taki obraz wzoruje się zazwyczaj na osobie własnego ojca. Osoby, które przeżywały negatywne relacje z ojcem, z reguły nawiązują dość problematyczny związek z Bogiem Ojcem; określony uczuciem strachu i niepewności, w konsekwencji zmieniający człowieka w posłusznego niewolnika. Trudności w relacjach z Bogiem Ojcem mają również osoby, które zostały w dzieciństwie pozbawione obecności własnego ojca.
            Poczucie winy i strach przed rodzicami z okresu dzieciństwa bywa przenoszone na obraz Boga.

            2. Bóg-legislator:
            Innym przykładem jest obraz Boga-prawodawcy, przy którym życie chrześcijańskie polega na nieustannym wypełnianiu obowiązków i przestrzeganiu zakazów ustanowionych przytłaczającym prawem moralnym. Niestety, niektóre tendencje obecne jeszcze dzisiaj w katolicyzmie wspierają pojawianie się w umysłach takiego fałszywego obrazu Boga.
Postrzegamy życie z Bogiem jedynie w kategoriach tego, co należy albo nie należy czynić... Moje życie duchowe przepełnione jest lękiem przed karą, skrupułami i poczuciem winy.

            3. Bóg reżyser:
            Według innego fałszywego obrazu Boga, jest On tym, który przymusza człowieka, determinuje moje życie: muszę to zrobić, wybrać tę drogę, ponieważ On mnie do tego obliguje, oczekuje tego ode mnie, zsyła okoliczności, którym nie mogę się przeciwstawić, moja wolność nie istnieje…,  - z takim Bogiem nie można dyskutować. Cokolwiek pragnę, potrzebuję, o czym marzę jest postrzegane w kategoriach egoizmu i grzechu.

            W ten sposób dochodzi się do błędnego pojęcia woli Bożej, jako czegoś, co sztucznie na mnie zostało nałożone, nie zważając na moją wolność i prawo wyboru. Stąd poczucie obcości w stosunku do Boga, wrażenie, że moje życie zostało z góry zaprogramowane zdeterminowane, jak gdybym był marionetką w Bożych rękach.

            Skrajną odmianą takiego podejścia jest przekonanie, że Bóg nie pozostawia człowiekowi żadnej wolności. Sam wszystko zaplanował i realizuje; od człowieka wymaga jedynie posłuszeństwa. Człowiek staje się wówczas bierny. Oczekuje, że Bóg każdorazowo powie mu, co powinien czynić. Takie nastawienie można łatwo zdemaskować wobec ważnych decyzji, na przykład powołania. Niektórzy młodzi ludzie zamiast podjąć konkretne rozeznanie i decyzję, oczekują, że Bóg się im objawi i powie wprost, co mają czynić.

            4. Bóg nieudacznik:
            Świat wymknął Mu się spod kontroli. ; akceptuje Holocaust, Katyń, bratobójcze wojny w Afryce i Azji, tsunami, AIDS.

            5. Bóg niebezpieczny
            Nigdy nie wiadomo, co wymyśli. Strach przed powierzeniem się Mu, powierzeniem Mu swej woli ponieważ nie wiadomo czego ode mnie zażąda.          Kocha warunkowo – póki jest dobrze, nie mam jakichś większych problemów, grzechów, jestem po spowiedzi – modlę się, „przychodzę” do Boga, rozmawiam z Nim. Jednak, gdy upadam – wstydzę się „spojrzeć w oczy” Bogu, odwracam się, rzadziej się modlę, albo wcale. Takie doświadczenie Boga wynosimy z naszych relacji, gdzie często miłość jest czymś uwarunkowana, muszę sobie na nią zasłużyć, zapracować…

            6. Bóg – Narcyz
            Oczekuje tylko okazywania mu czci i chwały. Siedzi na tronie, chóry anielskie Mu śpiewają i oddają  pokłony. Ludzi stworzył po to, żeby Go wielbili, nawet kosztem fałszywych modlitw podszytych pięknymi słowami, oderwanymi od życia wizjami naszej prawdziwej natury, wiary, egzystencji…

            7. Bóg na naszych usługach
            Traktuję boga jak Św. Mikołaja. Pamiętam o nim jedynie wtedy, kiedy czegoś potrzebuję, kiedy mam nóż na gardle, gdy w padam w panikę bo czuję jakieś niebezpieczeństwo. Wierzę w Niego, jeśli otrzymuję to czego chcę.

            Tych fałszywych obrazów Boga moglibyśmy wymienić jeszcze wiele. Stworzyły je moje życiowe doświadczenia, fałszywe informacje otrzymane w trakcie mojej formacji duchowej, otrzymane rany, błędnie interpretowane ludzkie postawy, nadawanie Bogu cech ludzkich zauważonych w moich relacjach z innymi ludźmi, personifikacja… Bóg, jaki został mi ukazany, ponieważ ktoś chciał na fałszywym obrazie Boga osiągnąć swoje korzyści…

            Najwspanialszym obrazem Boga jest Jezus, jego czyny, słowa, bezwarunkowa miłość do każdego człowieka. Wystarczy wziąć do ręki Ewangelię, aby zobaczyć prawdziwy obraz Boga.

            Jezus pozostawił też drogowskaz, informację, „namiary” na Boga: Przypowieść o synu marnotrawnym.

                        „A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: "Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem". Lecz ojciec rzekł do swoich sług: "Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się". I zaczęli się bawić. „

            Przypowieść o Synu marnotrawnym opowiedziana przez Jezusa, jest sztandarowym obrazem Boga jako kochającego Ojca, który oddaje dziecku całkowitą wolność przeżywania swojego życia, Boga, który godzi się na pomyłkę i upadek dziecka ale z tego upadku nie robi tragedii i okazji do pokazania swojej władzy i wyższości swoich racji ale z utęsknieniem czeka na powrót syna do domu… „A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go.” (Łk 15, 20) – Nie ukarał go, nie prawił morałów, nie wpędził go w poczucie winy… Ale wybiegł mu naprzeciw, rzucił mu się na szyję, zapłakał z radości…

            Powszechnie znany jest obraz Rembrantda ,,Powrót syna marnotrawnego" ukazujący tę historię. Widziałem jednak kiedyś inny obraz (nie pamiętam już, kto go namalował), który wywarł na mnie jeszcze większe wrażenie. Przedstawiał on starca, stojącego na drodze, wspartego na kiju i patrzącego na horyzont… Na horyzoncie nie było widać jeszcze nikogo, jego dziecko jeszcze nie wracało ale on już z utęsknieniem czekał, nie zgasła w nim jeszcze nadzieja, do końca wierzył w swoje dziecko… - Myślę, że taki jest Bóg, pozwala każdemu iść swoją drogą, pozwala przeżyć swoje życie, przejść etap po etapie drogę rozwoju osobistego, (tak ja to uczynił młodszy z synów) a sam czeka, nie narzuca się, nie patrzy na człowieka z pozycji sędziego… - Wręcz przeciwnie, sprzeciwia się starszemu z synów, który oburzył się na ojca za brak wyciągniętych konsekwencji wobec młodszego brata… (Wielu pobożnych katolików powinno sobie dobrze przemyśleć tę przypowieść)

            Jedynym bagażem, który powinieneś zabrać na drogę rozwoju duchowego i osobistego jest świadomość bezwarunkowej miłości Boga do ciebie. Już dlatego że się urodziłeś, byłeś i jesteś kochany, byłeś i jesteś chciany. Jesteś kimś szczególnie wartościowym, bez względu na to jakie życie do tej pory wiodłeś lub wiedziesz…

            Bóg cię kocha takim jakim jesteś a nie takim jakim chciałbyś być, kocha cię od zawsze, wcześniej niż tego potrzebowałeś i pomimo tego, że może takiej potrzeby nie czujesz…

                Jesteś wpisany w Jego boski plan, jesteś w jego sercu od zawsze…

            Nie można jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie: jak odnaleźć Boga w swoim życiu. Nie istnieją gotowe schematy. Każdy z nas musi podążyć swoją drogą, spotkać się z sobą samym, ze swoją przeszłością. Konieczna jest tylko świadomość, iż Bóg jest obecny we wszystkich dziedzinach twojego życia: osobistego, zawodowego, rodzinnego. Pragnie być w twoich ulubionych zajęciach, zakupach, chwilach relacji z innymi ludźmi. Chce być dla Ciebie inspiracją we wszystkich aspektach twojego życia.

            Czynienie wszystkiego z Bogiem oznacza, że nie istnieją takie chwile w twoim życiu, w których nie byłbyś świadomy jego obecności. Bóg mieszka w tobie, szanuje cię, nie zmusza cię do niczego, ale w każdej chwili możesz szukać w nim schronienia. Nawet w najtrudniejszych chwilach, kiedy jesteś z siebie najmniej zadowolony, kiedy powracasz do starych przyzwyczajeń, kiedy upadasz.

            Osiągnięcie doskonałości w życiu wcale nie jest najważniejsze – nikt z nas nigdy nie będzie idealny. Ale możemy się doskonalić, wędrując od niedoskonałości do niedoskonałości akceptowanej, pozwalając, aby Boska doskonałość przenikała nas swoją światłością.

            Nasze zmartwienia, nasze pomyłki w pewnym sensie nas dziurawią. Ale zamiast wywoływać w sobie poczucie winy, złorzeczyć, robić sobie z ich powodu wyrzuty, szukać winnych, pozwólmy, aby Boża miłość i światłość wlały się w nas przez te otwory. – Nikt nie wymaga od witrażu, aby był doskonały, witraż nie zawsze jest czysty. Zupełnie tak jak i my, składa się różnych kolorów, które są mniej lub bardziej wyraźne. Dopiero przenikające przez nie światło sprawia, że są piękne.

            Odnalezienie Boga w naszym życiu to  dopuszczenie, aby Bóg mógł przeniknąć światłem swojej miłości przez wszystkie fragmenty witrażu mojego życia, dopiero całość prześwietlona tym światłem ukaże piękny i zachwycający obraz.

#wiara, #Jezus, #rekolekcje, #wielkipost

            

2 komentarze: