Dlaczego czasami tak trudno nam jest
nawiązać bliską relację z Bogiem, uznać Go za Ojca, bliskiego przyjaciela,
przewodnika przez życie, punkt odniesienia we wszystkim kim jestem, co robię,
czym żyję. Skąd bierze się strach przed
Bogiem, nieufność lub obojętność. Co sprawia, że uważam Go za odległego,
surowego niedostępnego. Dlaczego tak trudno jest mi autentycznie odnaleźć
Boga w moim życiu?
Problem polega na tym, że bardzo
często wyobrażamy sobie Boga na podobieństwo ludzi, z którymi mieliśmy pierwsze
kontakty. Dziecko, które nie posiada jeszcze dojrzałej wiary, przenosi na Boga
obraz swojej matki lub ojca, swoich bliskich, swoich pierwszych nauczycieli.
Bóg mówi do Jezusa: „Tyś jest mój
Syn umiłowany” (Mk. 1, 11). Te słowa Jezus przyjął jako głęboką prawdę o swojej
istocie. Siłą, która prowadziła Jezusa była świadomość ogromnej i bezwarunkowej
miłości Boga do człowieka. W Jezusie, Bóg w sposób absolutnie nowy ukazał swoje
oblicze kochającego Ojca. Taka jest właśnie dobra nowina, której przekazanie
człowiekowi stało się misją Jezusa.
Problem polega na tym, że słowo
„ojciec” jest prawie zawsze projekcją tego, co wiemy o własnym ojcu lub
matce. Stąd często nasza reakcja na Boga, jest reakcją zranionego dziecka,
buntującego się, które przekonane jest, że nikt nigdy się nim nie zainteresuje
ponieważ nie jest tego warte. Nie jest w stanie wyobrazić sobie, czym może być
swobodny, żywy, ciepły, autentyczny i bezinteresowny kontakt z ojcem lub matką.
Ten sam schemat myślowy przerzuca na Boga.
Ktoś z nas może posiadał ojca
despotycznego. Nie wie zatem czym jest wolność dziecka Bożego, nie wie w jaki
sposób wolność tą umieścić na swojej skali. Najdrobniejszy odruch wydaje mu się
wykroczeniem i natychmiast wzbudzane jest poczucie winy. Żyje w fałszywym
posłuszeństwie wobec prawa Bożego, które nigdy nie zostało przyjęte w sercu.
Bóg staje się zagrożeniem wolności i niezależności.
Być może w naszym dzieciństwie
doświadczyliśmy tylko miłości warunkowej. Byliśmy kochani tylko wtedy, kiedy
odpowiadaliśmy na modelowi stworzonemu przez innych. Trudno nam jest wówczas
wyobrazić sobie, że możemy być kochani bezinteresownie, tylko dlatego, że
jesteśmy. Istnieje w nas przekonanie, że na miłość musimy sobie zasłużyć.
Uzdrowienie, chociaż może być
bolesne, zakłada powrót do czasów dzieciństwa i uświadomienie sobie sposobu, w
jaki mogło dojść do zranienia. Dopiero wówczas będzie możliwe uznanie, że Bóg
jest kimś innym niż nasz ojciec czy matka. Będziemy w stanie odrzucić fałszywe
obrazy Boga i przekonania na Jego temat.
Nawrócenie często niemożliwe jest
dlatego, iż tworzymy sobie pogląd na temat Boga dopasowany do naszych potrzeb.
Chcielibyśmy, aby w sposób doświadczalny wypełnił w nas pustkę uczuciową i
zapewnił nam ochronę, zrekompensował niedostatek czułości i miłości, obdarzył
nas jakąś formą opieki, która wyeliminowałaby cierpienie, uwolniła od
odpowiedzialności, konieczności dokonywania wyborów, podejmowania ryzyka, która
zapewniłaby nam uzdrowienie i to w formie jakiej sobie życzymy.
Nie rozumiejąc, kim tak naprawdę jest
Bóg nie jesteśmy w stanie nawiązać z Nim autentycznej relacji. Żyjemy pozorami:
uczestniczymy we Mszy Świętej, przyjmujemy sakramenty, staramy się pamiętać o
pacierzu, ale tak naprawdę pływamy gdzieś po powierzchni, istnieje w nas
dualizm pomiędzy tym stanowi relacje do Boga a naszym konkretnym, realnym,
codziennym życiem.
Autentyczne
odnalezienie Boga w moim życiu wymaga wyruszenia w podróż w głąb siebie.
Jednym z częstych powodów, dla
którego w sercu czujemy potrzebę wyruszenia w drogę, wyruszenia w poszukiwaniu
siebie, sensu życia, racji mojego istnienia jest świadomość że zaczynam umierać
duchowo i psychicznie. Kiedy jestem już zmęczony moim życiem… Widzę że
przecieka mi ono przez palce, pojawia się smutek, żal, poczucie przegranych
szans. Kiedy czuję, że tracę to, co dla mnie było ważne, spoglądam wstecz i
brak mi argumentów żeby uznać moje życie za szczęśliwe. Kiedy tracę drogie mi
osoby, kiedy muszę opuścić kogoś kogo kocham, kogo kochałem… Kiedy widzę, że
pomyliłem się we wszystkim, kiedy widzę, że moje „być” pozbawione jest
jakiegokolwiek „warto” … – Jeżeli tak czujesz, to znak że wyruszyć koniecznie
trzeba.
Nawrócenie, czyli wyruszenie w drogę
nie zakłada z góry żadnej reguły czasowej i przestrzennej. Ruszasz z miejsca w
którym jesteś, nie musisz się zmieniać, aby podróż w głąb siebie mogła się
odbyć… Nie ważne ile masz lat, z jakich sfer pochodzisz, czy masz pieniądze czy
nie… Nie istotne jest czy jesteś „wzorowym” chrześcijaninem czy może ścieżki
życia z jakichś powodów ci się poplątały… i „nieskazitelni” dworzanie Boga
okrzyknęli cię „łotrem”…
Ale pamiętaj, Jezus, zbawiając
świat, na swój tron wybrał krzyż i to właśnie pomiędzy „łotrami”, a nie
ucztując z opływającymi tłuszczem pychy i samouwielbienia faryzeuszami… I dziś
ich nie brakuje…, dziękuj Bogu że jesteś „łotrem” – To może twoja / moja szansa
na przebudzenie, na wyruszenie, na radość z nowego życia. Faryzeusze ugrzęźli w
błocie swojej samowystarczalności, zakończyli drogę, stracili szansę na
spotkanie z Bogiem, chodź cały czas o Nim mówili… Przed Tobą jest przestrzeń,
wolność, droga Ducha, droga prawdziwego życia…
Największą przeszkodą na drodze nawrócenia,
rozwoju duchowego, a co z tym się wiąże autentycznego odnalezienia Boga w
swoim życiu, jest fałszywy obraz Boga. - Bóg postrzegany jest przez nas w
krzywym zwierciadle naszych idei o Nim, przekonań, wyuczonych regułek,
naleciałości kulturowych, pobożnościowych…
Chrześcijanie mają czasem trudności
z zaakceptowaniem tej ważnej prawdy. Nawet jeśli wierzę w Boga, moja psychika,
sfera uczuć, moje głębokie ja, są mniej lub bardziej naznaczone
nieuświadomionymi przekonaniami, zniekształconymi schematami, spaczonymi
wyobrażeniami – Są to często niezależne ode mnie skutki emocjonalnych zranień,
doświadczeń wyniesionych z mojej historii, fałszywych obrazów otrzymanych w
spadku od moich rodziców, duchownych, własnych traumatycznych przeżyć, urazów
jakie mnie spotkały i ich interpretacji.
Te „pseudo-pewniki”, te „fałszywe
odbicia” tworzą we mnie fałszywy obraz Boga, który mnie w jakiś sposób
zniewala, ogranicza, blokuje w zbliżaniu się do Niego, chociaż gdzieś
podświadomie czuję potrzebę Jego obecności, jest ideałem do którego chciałbym
dążyć, intuicyjnie czuję potrzebę jedności z Nim. Czuję, że to właśnie w Nim
tkwi sens mojego „być”…
Aby móc autentycznie odnaleźć Boga w
swoim życiu musimy mocno wierzyć w to, że to właśnie Jezus jest najdoskonalszym
obrazem Boga – wszystkie inne próby definiowania Boga są tylko odbiciem w
krzywym zwierciadle, nieudolną, ludzka próbą zdefiniowania „nieidentyfikowalnego”.
– Każda próba uogólnienia „definicji” Boga, stworzenia katechizmowej
regułki, jest pretensjonalnym
roszczeniem sobie prawa posiadania Boga…
„Biada wam, uczonym w Prawie, bo
wzięliście klucze poznania; samiście nie weszli, a przeszkodziliście tym,
którzy wejść chcieli”. Łk (11, 52)
Moje fałszywe obrazy Boga:
1.
Bóg sędzia:
Boga utożsamiamy sobie z kimś
nieczułym i bezlitosnym, napawającym strachem i bojaźnią. Taki Bóg postrzegany
jest zwykle jako bezlitosny sędzia, każący każde przewinienie, niezależnie od
motywacji i przyczyn.
Takie odczuwanie Boga odbywa się
często na poziomie nieświadomym i jest konsekwencją naszych relacji z
rodzicami, którzy byli wymagający i surowi. Wymagali od nas a każdy przejaw
nieposłuszeństwa lub postepowania sprzecznego z ich wola był karany. Jest to
też efekt często niewłaściwej formacji katechetycznej, gdzie Bóg przedstawiany
jest w kategoriach czarno – białych: za dobro wynagradza a za zło karze. Taki
fałszywy obraz Boga ujawnia się w zaburzeniach psychosomatycznych, silnych
lękach, niewspółmiernym poczuciu winy czy depresjach.
Wobec autorytetu Boga człowiek czuje
się wtłoczony w rolę grzecznego, posłusznego dziecka. Taki obraz wzoruje się
zazwyczaj na osobie własnego ojca. Osoby, które przeżywały negatywne relacje z
ojcem, z reguły nawiązują dość problematyczny związek z Bogiem Ojcem; określony
uczuciem strachu i niepewności, w konsekwencji zmieniający człowieka w
posłusznego niewolnika. Trudności w relacjach z Bogiem Ojcem mają również
osoby, które zostały w dzieciństwie pozbawione obecności własnego ojca.
Poczucie winy i strach przed
rodzicami z okresu dzieciństwa bywa przenoszone na obraz Boga.
2.
Bóg-legislator:
Innym przykładem jest obraz
Boga-prawodawcy, przy którym życie chrześcijańskie polega na nieustannym
wypełnianiu obowiązków i przestrzeganiu zakazów ustanowionych przytłaczającym
prawem moralnym. Niestety, niektóre tendencje obecne jeszcze dzisiaj w
katolicyzmie wspierają pojawianie się w umysłach takiego fałszywego obrazu
Boga.
Postrzegamy
życie z Bogiem jedynie w kategoriach tego, co należy albo nie należy czynić...
Moje życie duchowe przepełnione jest lękiem przed karą, skrupułami i poczuciem
winy.
3.
Bóg reżyser:
Według innego fałszywego obrazu
Boga, jest On tym, który przymusza człowieka, determinuje moje życie: muszę to
zrobić, wybrać tę drogę, ponieważ On mnie do tego obliguje, oczekuje tego ode
mnie, zsyła okoliczności, którym nie mogę się przeciwstawić, moja wolność nie
istnieje…, - z takim Bogiem nie można
dyskutować. Cokolwiek pragnę, potrzebuję, o czym marzę jest postrzegane w
kategoriach egoizmu i grzechu.
W ten sposób dochodzi się do
błędnego pojęcia woli Bożej, jako czegoś, co sztucznie na mnie zostało
nałożone, nie zważając na moją wolność i prawo wyboru. Stąd poczucie obcości w
stosunku do Boga, wrażenie, że moje życie zostało z góry zaprogramowane
zdeterminowane, jak gdybym był marionetką w Bożych rękach.
Skrajną odmianą takiego podejścia
jest przekonanie, że Bóg nie pozostawia człowiekowi żadnej wolności. Sam wszystko
zaplanował i realizuje; od człowieka wymaga jedynie posłuszeństwa. Człowiek
staje się wówczas bierny. Oczekuje, że Bóg każdorazowo powie mu, co powinien
czynić. Takie nastawienie można łatwo zdemaskować wobec ważnych decyzji, na
przykład powołania. Niektórzy młodzi ludzie zamiast podjąć konkretne rozeznanie
i decyzję, oczekują, że Bóg się im objawi i powie wprost, co mają czynić.
4.
Bóg nieudacznik:
Świat wymknął Mu się spod kontroli.
; akceptuje Holocaust, Katyń, bratobójcze wojny w Afryce i Azji, tsunami, AIDS.
5.
Bóg niebezpieczny
Nigdy nie wiadomo, co wymyśli.
Strach przed powierzeniem się Mu, powierzeniem Mu swej woli ponieważ nie
wiadomo czego ode mnie zażąda. Kocha
warunkowo – póki jest dobrze, nie mam jakichś większych problemów, grzechów,
jestem po spowiedzi – modlę się, „przychodzę” do Boga, rozmawiam z Nim. Jednak,
gdy upadam – wstydzę się „spojrzeć w oczy” Bogu, odwracam się, rzadziej się
modlę, albo wcale. Takie doświadczenie Boga wynosimy z naszych relacji, gdzie
często miłość jest czymś uwarunkowana, muszę sobie na nią zasłużyć, zapracować…
6.
Bóg – Narcyz
Oczekuje tylko okazywania mu czci i
chwały. Siedzi na tronie, chóry anielskie Mu śpiewają i oddają pokłony. Ludzi stworzył po to, żeby Go
wielbili, nawet kosztem fałszywych modlitw podszytych pięknymi słowami,
oderwanymi od życia wizjami naszej prawdziwej natury, wiary, egzystencji…
7.
Bóg na naszych usługach
Traktuję boga jak Św. Mikołaja.
Pamiętam o nim jedynie wtedy, kiedy czegoś potrzebuję, kiedy mam nóż na gardle,
gdy w padam w panikę bo czuję jakieś niebezpieczeństwo. Wierzę w Niego, jeśli
otrzymuję to czego chcę.
Tych fałszywych obrazów Boga
moglibyśmy wymienić jeszcze wiele. Stworzyły je moje życiowe doświadczenia,
fałszywe informacje otrzymane w trakcie mojej formacji duchowej, otrzymane
rany, błędnie interpretowane ludzkie postawy, nadawanie Bogu cech ludzkich
zauważonych w moich relacjach z innymi ludźmi, personifikacja… Bóg, jaki został
mi ukazany, ponieważ ktoś chciał na fałszywym obrazie Boga osiągnąć swoje korzyści…
Najwspanialszym obrazem Boga jest
Jezus, jego czyny, słowa, bezwarunkowa miłość do każdego człowieka. Wystarczy
wziąć do ręki Ewangelię, aby zobaczyć prawdziwy obraz Boga.
Jezus pozostawił też drogowskaz,
informację, „namiary” na Boga: Przypowieść o synu marnotrawnym.
„A gdy był jeszcze daleko, ujrzał
go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się
na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: "Ojcze, zgrzeszyłem przeciw
Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem".
Lecz ojciec rzekł do swoich sług: "Przynieście szybko najlepszą szatę i
ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie
utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn
był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się". I zaczęli się bawić. „
Przypowieść o Synu marnotrawnym
opowiedziana przez Jezusa, jest sztandarowym obrazem Boga jako kochającego
Ojca, który oddaje dziecku całkowitą wolność przeżywania swojego życia, Boga,
który godzi się na pomyłkę i upadek dziecka ale z tego upadku nie robi tragedii
i okazji do pokazania swojej władzy i wyższości swoich racji ale z utęsknieniem
czeka na powrót syna do domu… „A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec
i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i
ucałował go.” (Łk 15, 20) – Nie ukarał go, nie prawił morałów, nie wpędził go w
poczucie winy… Ale wybiegł mu naprzeciw, rzucił mu się na szyję, zapłakał z
radości…
Powszechnie znany jest obraz
Rembrantda ,,Powrót syna marnotrawnego" ukazujący tę historię. Widziałem
jednak kiedyś inny obraz (nie pamiętam już, kto go namalował), który wywarł na
mnie jeszcze większe wrażenie. Przedstawiał on starca, stojącego na drodze,
wspartego na kiju i patrzącego na horyzont… Na horyzoncie nie było widać
jeszcze nikogo, jego dziecko jeszcze nie wracało ale on już z utęsknieniem
czekał, nie zgasła w nim jeszcze nadzieja, do końca wierzył w swoje dziecko… -
Myślę, że taki jest Bóg, pozwala każdemu iść swoją drogą, pozwala przeżyć swoje
życie, przejść etap po etapie drogę rozwoju osobistego, (tak ja to uczynił
młodszy z synów) a sam czeka, nie narzuca się, nie patrzy na człowieka z
pozycji sędziego… - Wręcz przeciwnie, sprzeciwia się starszemu z synów, który
oburzył się na ojca za brak wyciągniętych konsekwencji wobec młodszego brata…
(Wielu pobożnych katolików powinno sobie dobrze przemyśleć tę przypowieść)
Jedynym bagażem, który powinieneś
zabrać na drogę rozwoju duchowego i osobistego jest świadomość bezwarunkowej
miłości Boga do ciebie. Już dlatego że się urodziłeś, byłeś i jesteś kochany,
byłeś i jesteś chciany. Jesteś kimś szczególnie wartościowym, bez względu na to
jakie życie do tej pory wiodłeś lub wiedziesz…
Bóg cię kocha takim jakim jesteś a
nie takim jakim chciałbyś być, kocha cię od zawsze, wcześniej niż tego
potrzebowałeś i pomimo tego, że może takiej potrzeby nie czujesz…
Jesteś
wpisany w Jego boski plan, jesteś w jego sercu od zawsze…
Nie można jednoznacznie odpowiedzieć
na pytanie: jak odnaleźć Boga w swoim życiu. Nie istnieją gotowe
schematy. Każdy z nas musi podążyć swoją drogą, spotkać się z sobą samym, ze
swoją przeszłością. Konieczna jest tylko świadomość, iż Bóg jest obecny we
wszystkich dziedzinach twojego życia: osobistego, zawodowego, rodzinnego.
Pragnie być w twoich ulubionych zajęciach, zakupach, chwilach relacji z innymi
ludźmi. Chce być dla Ciebie inspiracją we wszystkich aspektach twojego życia.
Czynienie wszystkiego z Bogiem
oznacza, że nie istnieją takie chwile w twoim życiu, w których nie byłbyś
świadomy jego obecności. Bóg mieszka w tobie, szanuje cię, nie zmusza cię do
niczego, ale w każdej chwili możesz szukać w nim schronienia. Nawet w
najtrudniejszych chwilach, kiedy jesteś z siebie najmniej zadowolony, kiedy
powracasz do starych przyzwyczajeń, kiedy upadasz.
Osiągnięcie doskonałości w życiu
wcale nie jest najważniejsze – nikt z nas nigdy nie będzie idealny. Ale możemy
się doskonalić, wędrując od niedoskonałości do niedoskonałości akceptowanej,
pozwalając, aby Boska doskonałość przenikała nas swoją światłością.
Nasze zmartwienia, nasze pomyłki w
pewnym sensie nas dziurawią. Ale zamiast wywoływać w sobie poczucie winy,
złorzeczyć, robić sobie z ich powodu wyrzuty, szukać winnych, pozwólmy, aby
Boża miłość i światłość wlały się w nas przez te otwory. – Nikt nie wymaga od
witrażu, aby był doskonały, witraż nie zawsze jest czysty. Zupełnie tak jak i
my, składa się różnych kolorów, które są mniej lub bardziej wyraźne. Dopiero
przenikające przez nie światło sprawia, że są piękne.
Odnalezienie Boga w naszym życiu
to dopuszczenie, aby Bóg mógł przeniknąć
światłem swojej miłości przez wszystkie fragmenty witrażu mojego życia, dopiero
całość prześwietlona tym światłem ukaże piękny i zachwycający obraz.
#wiara, #Jezus, #rekolekcje, #wielkipost
#wiara, #Jezus, #rekolekcje, #wielkipost
Piękne...
OdpowiedzUsuńJest to dla mnie pouczająca katecheza życia
OdpowiedzUsuńPrawda...
OdpowiedzUsuń