piątek, 12 grudnia 2014

Wiara w Boga - czym to się je?

               
                W Kościele istnieje określenie "wierzący ale nie praktykujący." - Rzeczywiście istnieje dosyć duża grupa chrześcijan, którzy twierdzą, że w Boga wierzą ale z praktykowaniem nazwijmy to "obowiązków" związanych z wyznawaną religią są "na bakier". - Widać to chociażby w Kościele Katolickim w czasie niedzielnej Eucharystii.

                Jest również inne powiedzenie, nie mniej prawdziwe choć o znaczeniu dokładnie odwrotnym. A mianowicie: "Praktykujący ale nie wierzący."  Intuicyjnie wyczuwam, że tych ludzi jest o wiele więcej w naszych świątyniach. Duża część "wiernych" przychodzi z przyzwyczajenia, ponieważ "zawsze chodziło się do kościoła." 
                Inni czują się przymuszeni przez środowisko, w którym żyją (idą na nabożeństwo dla świętego spokoju).  Młodzież, pod pręgierzem przygotowania do przyjęcia sakramentów z dzienniczkami w reku również pojawia się na ustalonych spotkaniach w "obrębie murów kościelnych". Utarło się już powiedzenie, że Sakrament Bierzmowania jest oficjalnym pożegnaniem z Kościołem.

                Jest również potężna grupa "dobrych katolików", wiernie uczestniczących we wszystkich praktykach religijnych, szczerze "wierząca w Boga" i gotowa bronić Kościoła i jego Pasterzy za wszelką cenę, ale których życie codzienne, pełne obmów, złośliwości, zazdrości, krytykanctwa, zatwardziałości serca, jest anty-świadectwem przynależności do Jezusa.   

    
               Wierzyć w Boga a wierzyć Bogu robi wielką różnicę. W Boga wierzy nawet szatan...

               Wiara „ w Boga” może pozostawać tylko na płaszczyźnie teorii, obejmować tylko intelektu człowieka. Natomiast wiara „Bogu” obejmuje całą osobowość człowieka, rodzi się w sercu. Jest całkowitym zaufaniem Jezusowi i wiernym (choć czasami miernym) życiem Ewangelią.
 Wiara „Bogu” domaga się praktycznych decyzji życiowych. Nie wchodzi w kompromis ze złem, nie jest grą pozorów. Tu się nie da oszukać, robić coś na "pół gwizdka", być sobie tak "trochę" wierzącym.

                Dla lepszego zrozumienia tej sprawy może nam posłużyć następujące opowiadanie:

              „ Było to 30 czerwca 1858 r. Był piękny poranek. Potężne kaskady wodospadu Niagara grzmiały o skały. Nad rzeką od brzegu do brzegu została przeciągnięta lina. Po tej linie sławny akrobata Charles Blondin przeszedł na drugi brzeg. Okrzyki zachwytu zgromadzonych widzów przebiły się przez szum huczących wód.

               Obróciwszy się ku widzom akrobata rzucił następującą propozycję: Oto jestem gotów przenieść na swoich barkach inną osobę, z jednego brzegu na drugi, po rozciągniętej linie.

               Lecz kto ma być tą osobą? 

                Akrobata zwrócił się do jednego z mężczyzn szczególnie wiwatującego na jego cześć:

               - Czy pan wierzy, że mógłbym przenieść na drugi brzeg innego człowieka?
               - Oczywiście, wierzę - padła natychmiastowa odpowiedź.

                Zatem proszę wsiadać na moje ramiona, przeniosę pana - powiedział akrobata.

                O nie, wolę nie narażać swego życia - odparł zagadnięty i szybko stamtąd odszedł. 

               Wtedy do akrobaty podszedł mały chłopiec, wsiadł na jego ramiona i został przeniesiony na drugi brzeg. Wszyscy bili entuzjastyczne brawa. Zapytali chłopca, skąd wziął tyle odwagi, dlaczego się nie bał. Chłopiec wskazał na akrobatę i powiedział:, bo ten pan to mój tata.



               Na tym przykładzie widać wyraźnie, co to oznacza wierzyć w Boga a wierzyć Bogu. 
Czym innym jest wyznawać wiarę słowami, a czym innym podjąć ryzyko zaufania. 
Tylko taka wiara, która potrafi zdobyć się na ryzyko zaufania, w pełni podoba się Bogu i rzeczywiście przekształca życie człowieka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz