Dlaczego czasami tak trudno nam jest nawiązać bliską relację z Bogiem, uznać Go za Ojca, bliskiego przyjaciela, przewodnika przez życie, punkt odniesienia we wszystkim kim jestem, co robię, czym żyję. Skąd bierze się strach przed Bogiem, nieufność lub obojętność. Co sprawia, że uważam Go za odległego, surowego niedostępnego.
Chciałbym
się podzielić przemyśleniami Simone Pacot, autorki kilku znakomitych książek z
dziedziny duchowości, która od wielu lat współpracuje z ekumeniczną wspólnotą
Bethasda w Szwajcarii, prowadzącą seminaria na temat dróg wewnętrznego uzdrowienia.
W
jaki sposób sprowadzamy Boga do naszego wymiaru?
Problem
polega na tym, że bardzo często wyobrażamy sobie Boga na podobieństwo ludzi, z
którymi mieliśmy pierwsze kontakty. Dziecko, które nie posiada jeszcze
dojrzałej wiary, przenosi na Boga obraz swojej matki lub ojca, swoich bliskich,
swoich pierwszych nauczycieli.
Bóg
mówi do Jezusa: „Tyś jest mój Syn umiłowany” (Mk. 1, 11). Te słowa Jezus
przyjął jako głęboką prawdę o swojej istocie. Siłą, która go podtrzymywała i z
której doskonale zdawał sobie sprawę nie była w pierwszej kolejności miłość
człowieka do Boga ale miłość Boga do człowieka. W Jezusie, Bóg w sposób
absolutnie nowy ukazał swoje oblicze kochającego Ojca. Taka jest właśnie dobra
nowina, której przekazanie człowiekowi stało się misją Jezusa.
Problem
polega na tym, że słowo „ojciec” jest prawie zawsze projekcją tego, co wiemy o
własnym ojcu lub matce. Stąd często nasza reakcja na Boga, jest reakcją
zranionego dziecka, buntującego się, które przekonane jest, że nikt nigdy się nim
nie zainteresuje ponieważ nie jest tego warte. Nie jest w stanie wyobrazić
sobie, czym może być swobodny, żywy, ciepły, autentyczny i bezinteresowny kontakt
z ojcem lub matką. Ten sam schemat myślowy przerzuca na Boga.
Ktoś
z nas może posiadał ojca despotycznego. Nie wie zatem czym jest wolność dziecka
Bożego, nie wie w jaki sposób wolność tą umieścić na swojej skali.
Najdrobniejszy odruch wydaje mu się wykroczeniem i natychmiast wzbudzane jest
poczucie winy. Żyje w fałszywym posłuszeństwie wobec prawa Bożego, które nigdy
nie zostało przyjęte w sercu. Bóg staje się zagrożeniem wolności i
niezależności.
Być
może w naszym dzieciństwie doświadczyliśmy tylko miłości warunkowej. Byliśmy
kochani tylko wtedy, kiedy odpowiadaliśmy na modelowi stworzonemu przez innych.
Trudno nam jest wówczas wyobrazić sobie, że możemy być kochani bezinteresownie,
tylko dlatego, że jesteśmy. Istnieje w nas przekonanie, że na miłość musimy
sobie zasłużyć.
Uzdrowienie,
chociaż może być bolesne, zakłada powrót do czasów dzieciństwa i uświadomienie
sobie sposobu, w jaki mogło dojść do zranienia. Dopiero wówczas będzie możliwe
uznanie, że Bóg jest kimś innym niż nasz ojciec czy matka. Będziemy w stanie
odrzucić fałszywe obrazy Boga i przekonania na Jego temat.
Często
również tworzymy sobie pogląd na temat Boga dopasowany do naszych potrzeb.
Chcielibyśmy, aby w sposób doświadczalny wypełnił w nas pustkę uczuciowa i
zapewnił nam ochronę, zrekompensował niedostatek czułości i miłości, obdarzył
nas jakąś formą opieki, która wyeliminowałaby cierpienie, uwolniła od
odpowiedzialności, konieczności dokonywania wyborów, podejmowania ryzyka, która
zapewniłaby nam uzdrowienie i to w formie jakiej sobie życzymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz