Jednym z fałszywych i do dziś
mocno i negatywnie wpływającym na wiarę obrazem Boga jest pojęcie Boga, który chciał
śmierci Jezusa aby odkupić nasze grzechy. Fałszywe pojęcie na temat krzyża,
woli Bożej, pokuty, zadośćuczynienia, pociąga totalne zamieszanie w wielu
dziedzinach. Rozumienia Boga, jako tego, który posyła Swojego syna na śmierć,
aby zapewnić nam zbawienie to nic innego jak hołdowanie idei ofiar z ludzi,
zrównanie religii chrześcijańskiej z pogańskimi wierzeniami np. Czarnej Afryki,
gdzie składano ofiary z ludzi na przebłaganie jakiegoś bóstwa za popełnione złe
czyny jednostki lub grupy.
Logika Krzyża Jezusa ma zupełnie inny wymiar. Wolą Boga, którą Jezus przyjął całą
swoją istotą, uczynił swoim największym pragnieniem i wypełnił ją do końca,
było nie to, aby Jezus był prześladowany, torturowany i ukrzyżowany, ale aby
wypełnił misję przekazania człowiekowi woli Boga względem człowieka. Jezus
przyjął ludzką naturę, aby ukazać prawdziwe oblicze Stwórcy, jako kochającego
bezwarunkowo Ojca, miłosiernego i poszukującego nieustannie człowieka w jego
zagubieniu, grzeszności i słabości ludzkiej natury.
W
żadnym momencie swojego życia Jezus nie szukał cierpienia, bólu, śmierci. Wręcz
przeciwnie, modląc się przed swoją męką i śmiercią mówił do Ojca: „Ojcze, jeśli
chcesz, odsuń ode mnie ten kielich. Ale niech się spełni nie moja wola, lecz
Twoja". I ukazał Mu się anioł z nieba, aby Go umacniać. Popadłszy w agonię
jeszcze żarliwiej się modlił. Jego pot stał się jak krople krwi spadające na
ziemię.” (Łk 22. 42-44) – Jezus, wiedząc co go czeka odczuwał zwykły ludzki
lęk, bał się tego cierpienia, ale do końca postanowił bronić prawdy, którą
głosił. Miał możliwość wycofania się, uniknięcia męki i śmierci ale tego nie
zrobił. Pozostał autentyczny, wiarygodny, wierny swojej misji do końca.
Jak
bardzo Jezus bał się nadchodzącej męki świadczy o tym krwawy pot. Medycyna zna
takie przypadki. Fizjologiczne zjawisko krwawego potu wspominał już Arystoteles
wymieniając je wśród kuriozów medycznych. W medycynie zjawisko to znane jest
pod nazwą hematodrosis. Występuje ono w wypadkach, gdy do bardzo wielkiego lęku
i cierpień posuniętych do ostatecznych granic dołączają się jeszcze nowe i
organizm nie może już znieść bólu. W takich chwilach chory zazwyczaj traci
świadomość. Podskórne naczyńka krwionośne pękają. Krew wydziela się razem z
potem i to zazwyczaj na powierzchni całego ciała.
Ktoś
może zapytać dlaczego więc Bóg „nie chciał” wybawić Jezusa od tych cierpień?
Bóg dał człowiekowi wolną wolę. Jezus miał wolna wolę przyjąć lub odrzucić
cierpienie ale wolna wolę mieli również ci, którzy Go na śmierć skazali. Wolną
wolę miał Piłat, przywódcy religijni Izraela, lud, który krzyczał „ukrzyżuj go!”…
Każda ingerencja Boga w tym momencie byłaby zaprzeczeniem ofiarowanej
człowiekowi przez Boga wolnej woli i możliwości podejmowania decyzji.
Często
zarzucamy Bogu, że jest obojętny na ludzkie cierpienie. Używamy nawet tego
argumentu jako dowód na nieistnienie Boga. Niejednokrotnie nieświadomie
obwiniamy Boga za istniejące zło. Krąży w chrześcijaństwie idea Boga, który
chce cierpienia, poświęcenia naszego życia, śmierci… Nic bardziej mylnego. Jezus
na każdym kroku ze złem, cierpieniem a nawet śmiercią walczył, uzdrawiając,
wypędzając złe duchy a nawet wskrzeszając zmarłych.
Cierpienie i zło stanowią część
tego świata w którym żyjemy. Bóg nie chce ani jednego ani drugiego. Cierpienie
jest nierozłącznie związane z kondycją ludzką ale nie jest ani dziełem ani wolą
Boga. Może ono pochodzić od nas, od innych, od świata ale nigdy od Boga. W żadnym
wypadku nie należy cierpienia szukać, jest ono złem. Należy chronić się przed
bezużyteczny cierpieniem, aby nie stać się współwinnym ewentualnej
autodestrukcji.
Jezus
był wrogiem zła i ludzkiego cierpienia. Na nikogo cierpienia nie zesłał ale również
przed cierpieniem nie uciekł. Taka była logika Krzyża. – Jezus pokazał w jaki
sposób krzyż z godnością przyjąć, pokazał jak cierpienie przyjąć kiedy jest ono
nieuchronne.
Bardzo
dobrze logikę Krzyża opisuje w swojej książce „Droga wewnętrznego uzdrowienia”
Simone Pacot. Często będę się do niej odwoływał, gdyż w sposób bardzo jasny i
trzeźwy analizuje kwestie wiary chrześcijańskiej i ewangelizacji „serca”
człowieka.
Jezus
przeżywał w pełni to, co miał przeżyć, głosił to co miał głosić, niczego nie
łagodząc. Miłość i dobro spływały wszędzie tam, gdzie przechodził, Królestwo
Boże spływało na każdego, kto się z Nim spotykał. Ale ataki faryzeuszy stawały
się coraz bardziej gwałtowne, nauczanie Jezusa spotykało się z coraz to
silniejszym oporem funkcjonującej struktury religijnej. Dopóki może ucieka
przed prześladowaniami ale w pewnym momencie staje się to już niemożliwe.
Proces i skazanie na śmierć stają się rzeczywistością. Jezus wolał tego
uniknąć, nie nadstawiał głowy bezmyślnie ale misję swoją konsekwentnie
wypełniał, stawił czoło sytuacji, doprowadził wszystko do końca. Nie wypiera
się swojej nauki, na agresję nie odpowiada agresją, z podniesionym czołem staje
naprzeciw swoich oprawców.
Ks.
Varillon napisał:
„Posłuszeństwo
Chrystusa wobec Ojca nie polega na wykonaniu jakiegoś rozkazu, jak nam się to
kojarzy z wykonaniem rozkazu przełożonego. Nie można wyobrażać sobie Boga Ojca
zwracającego się do Boga Syna: rozkazuję ci cierpieć i umrzeć w 33 roku życia. Gdyby
chodziło o takie posłuszeństwo, zgodzilibyśmy się z wszystkimi kontestatorami,
że trzeba je odrzucić.”
Bóg
jest z Jezusem, razem z nim walczy przeciw wszelkiej głupocie, nietolerancji,
ambitnej i zaślepionej władzy. Wola Boża objawia się nie w fakcie męki i
śmierci Jezusa ale w sposobie w jaki Jezus całe to wydarzenie przeżyje. Jezus przeżyje
tą tragedię jako Syn Boży, ale nie oznacza to, że przejdzie przez nią jako „nadczłowiek”,
wolny od ludzkich ograniczeń, od uczuć i emocji, które towarzyszyłyby każdemu
człowiekowi w takim momencie.
Jezus
zachowuje się w obliczu cierpienia i śmierci jak istota ludzka, jest bezbronny,
wrażliwy i zraniony. Przeżyje wielkie cierpienie fizyczne i duchowe, pozna co
to zdrada, kłamstwo i samotność. Nie zostanie mu oszczędzone poczucie utraty
pewników i wstrząs psychiczny. Nie uniknie również wątpliwości wewnętrznych.
Ale nigdy nie dopuści do siebie odruchu buntu, narzekania, zwątpienia w swoją
zbawczą misję. Umrze jako Syn Boży, skoncentrowany na swoim Ojcu, przebaczający
nawet swoim oprawcom. Nie cierpi w żalu, zgryzocie, zgorzknieniu. Nawet w
momencie śmierci myśli o innych: o swoich uczniach, Matce, złoczyńcy, który umiera
obok Niego na krzyżu.
Jezus
uczy nas, jak przeżywać coś, co zostało nam narzucone, czego w żadnym wypadku
sobie nie życzyliśmy. Wskazuje jak „nieść” swój krzyż zamiast go „znosić”. Jak podnieść
soje nosze (J 5,8) zamiast na nich leżeć, jak nie zamykać się w jakiejś
sytuacji, nadać sens wydarzeniu, które go nie ma, jak odnaleźć się w życiu.
Taka
jest logika Krzyża, logika miłości bezwarunkowej Boga do człowieka, tylko przez
tak pojęty krzyż Jezus nas zbawia. To miłość do człowieka Go tam zaprowadziła.
Krzyż przyjęty dobrowolnie i świadomie z miłości do każdego, bez wyjątku
istnienia ludzkiego.
Jezus zbawia człowieka całym
swoim życiem: narodzinami, codziennością w Nazarecie, głoszonym słowem,
pozostawionymi wskazówkami na drogę wiary, wrażliwością na ludzkie cierpienie, nieustanną
walka ze złem pod każdą postacią, swoim skazaniem i śmiercią, swoim
zmartwychwstaniem . Zbawia nas przez sposób w jaki przeżył i wypełnił swoje
zadanie jako Syn Boży.
Simon
Pacot słusznie zauważa:
„Wszelkie błędne sposoby
rozumienia pojęcia odkupienia, ekspiacji mogą skierować nas ku samozniszczeniu.
Są one tym bardziej niebezpieczne, że kryją się pod pozorami postawy, którą
uważamy za mistyczną.”
Logika Krzyża to logika miłości do końca a nie rytualne zabójstwo Boga-Człowieka z
woli Jego Ojca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz