niedziela, 28 grudnia 2014

Grzechy Kościoła i... moje!


15 grzechów Kurii Rzymskiej według Papieża Franciszka

Podczas przemówienia do przedstawicieli Kurii Rzymskiej, 22 grudnia 2014 roku, Papież Franciszek wskazał na 15 chorób grożących lub już trawiących od wewnątrz tą instytucję. Media kościelne praktycznie przemilczały to wydarzenie (poza wyjątkami), chociaż przemówienie Papieża powinno stać się przedmiotem głębokiej refleksji wielu wspólnot chrześcijańskich zarówno na poziomie Episkopatów, diecezji, parafii, zakonów i poszczególnych wspólnot łączących chrześcijan.

                Istnieje niebezpieczeństwo zagubienia tych słów Ojca Świętego jeśli uznamy je za skierowane tylko konkretnych instytucji kościelnych czy osób odpowiedzialnych za prowadzenie Kościoła na różnych szczeblach. Według powiedzenia: „jeśli coś jest wszystkich to jest niczyje”. Pojawić się może pokusa obarczenia odpowiedzialnością za Kościół tylko przedstawicieli hierarchii kościelnej, odpowiedzialnych za poszczególne wspólnoty, duchowieństwo. Faktem jest, że Pasterze kościoła w pierwszej kolejności powinni wziąć sobie do serca te słowa i uczynić z nich głęboki osobisty rachunek sumienia, rachunek zakończony nie tylko znakiem krzyża ale dokonaniem radykalnych zmian w swoim myśleniu i działaniu.

                Ale czy odpowiedzialność za Kościół jest zadaniem wyłącznie episkopatów, biskupów diecezjalnych, kapłanów, zakonników i liderów ruchów kościelnych? Jeżeli jestem chrześcijaninem, to również jestem częścią Kościoła i odpowiedzialność za jakość życia tego Kościoła jest w równym stopniu moim udziałem.

O. Grzegorzem Kramerem SJ, komentując słowa papieża napisał: «Słyszę dziś: "ale im Franciszek dokopał". Nie "im". Mi dokopał». Rachunek sumienia zaproponowany przedstawicielom Kurii Rzymskiej powinien stać się również moim osobistym rachunkiem sumienia.

Znieczulenie umysłowe i duchowe, rywalizacja i zarozumiałość, obmowa i plotki, pretensjonalizm i arogancja, pycha i chciwość, ubóstwianie szefów, obojętność wobec innych, obłuda, zgorzkniałość i brak poczucia humoru oraz egoistyczne pragnienia i działania o których mówi Papież Franciszek stanowią również w mniejszym lub większym stopniu część mojego codziennego życia.

                Papież Franciszek często zaskakuje i „skandalizuje” swoimi słowami i stylem życia, zwłaszcza pewne kręgi Kościoła, jest niewygodny, zmusza do wyjścia ze swojego komfortu, ale z doskonałą intuicją potrafi zauważyć zachowania odbiegające od nauczania Jezusa. Ewangelia powinna być codziennym drogowskazem każdego chrześcijanina, punktem odniesienia i weryfikacji siebie. Zanim krytyce poddamy Kościół należy wcześniej uczciwie, sprawiedliwie i z pokorą spojrzeć na siebie.

Rozwój osobisty i duchowy każdego człowieka możliwy jest tylko wtedy, gdy potrafimy ze szczerością i przejrzystością spojrzeć na swoje życie. Choroby, o których mówi Papież mogą do tykać każdego człowieka, bez względu na to, czy jest on chrześcijaninem czy też nie, ponieważ wymienione ułomności stanowią ciemną stronę natury ludzkiej i skażenia sfery psychicznej i duchowej każdego człowieka.

                Coś do medytacji przed Franciszkowym rachunkiem sumienia:

                „Jezus natomiast udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Cały lud schodził się do Niego, a On usiadłszy nauczał ich. Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę którą pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, tę kobietę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz?» Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Lecz Jezus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: «Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień». I powtórnie nachyliwszy się pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: «Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?» A ona odrzekła: «Nikt, Panie!» Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz!».” (Ewangelia wg Św. Jana 8, 1-11)


1. Pierwszą z wymienionych przez Papieża chorób jest pokusa czucia się „nieśmiertelnym”, „odpornym”, „niezastąpionym”. W naszych wspólnotach, rodzinach, miejscach pracy, często spotkać można ludzi, którzy ze względu na powierzoną im odpowiedzialność, pozycję społeczną, czy też zajmowane stanowisko uważają się za posiadających monopol na wiedzę, umiejętności i słuszność w działaniu. Wydaje im się, że ich punkt myślenia, postrzegania i działania jest jedynym właściwym i niezawodnym. Wszystko pragną kontrolować, narzucać swoje racje, poprawiać po innych. Chore poczucie wyższości, ”wybraństwa” i „przełożeństwa” odbiera im zdolność zdrowej samokrytyki i samooceny. Racja zawsze musi być po ich stronie. Często tym postawą towarzyszy pretensjonalizm, arogancja i jawne lub ukryte formy agresji, wywierania nacisku, narzucania swojej woli, dominacja fizyczna lub psychiczna.
Takie instytucje, wspólnoty czy jednostki nie potrafią być elastyczne, dostosowywać się, rozwijać i ubogacać bogactwem innych. Są skostniałym tworem, zadufanym w sobie, hołdującym swojemu „ego”.

We wspólnotach kapłańskich, zakonnych, w grupach związanych z Kościołem ale też w środowisku zawodowym, różnego rodzaju instytucjach widać u niektórych osób tendencje do pokazywania innym „kto tu rządzi”. Czasami ukrywane jest to pod pozorami fałszywej pokory, troski o dobro innych, dobrego wykonywania powierzonych im obowiązków.
Każdy z nas powinien być wyczulony na takie postawy u siebie. Krytykanctwo, obmawianie, pouczanie i poprawianie innych, wszelkiego rodzaju próby podporządkowania sobie innych ludzi są sygnałem mojego „kompleksu wybranych” o którym mówi Papież.
Również w sytuacjach, kiedy w jakiś sposób jestem zależny od kogoś, może pojawiać się bunt, zazdrość, sprzeciw, sabotowanie ustalonych norm, krytykanctwo. To również są oznaki chorego „ego”, nadmiernych oczekiwań i pretensjonalizm. 
Papież zaleca osobom mającym wyżej wymienione skłonności, aby udać się na cmentarz i zobaczyć na nagrobkach imiona tych, którzy tam spoczywają, być może wielu z nich wydawało się również, że są „nieśmiertelni”, „odporni” i „niezastąpieni”.
Papież Franciszek mówi o „chorobie głupca” z Ewangelii, któremu wydawało się, że zawsze będzie żył (Łk 12, 13-21) i tych, którzy przekształcili się w „wielkich panów” i uważają się za wyżej postawionych niż wszyscy inni a nie za postawionych na służbie wszystkim. – Papież mówi: „To często wypływa z patologii władzy, z "kompleksu wybranych", z narcyzmu zafascynowanego własnym wyobrażeniem i nie dostrzegającego obrazu Boga odciśniętego na twarzy innych ludzi, zwłaszcza słabszych i bardziej potrzebujących. Antidotum na tę chorobę jest łaska poczucia się grzesznikiem i wyznania z całego serca: "Jesteśmy słudzy nieużyteczni. Zrobiliśmy to, co musieliśmy" (por. Łk 17,10).”
Wszystkie te postawy sprawiają, że stajemy się żałosnymi sługami własnych kompleksów i braku poczucia własnej wartości.

2. Następnie Papież sygnalizuje niebezpieczeństwo choroby „martializmu” (od ewangelicznej Marty), czyli zbytniego skoncentrowania swojej uwagi i wysiłków na pracy, przedsięwzięciach, podejmowanych działaniach, gdzie liczy się efekt, sukces, produkt. Nadmierny aktywizm może być efektem pustki duchowej, ucieczki od siebie, od relacji z ludźmi. W Kościele choroba ta dotyczy ludzi, którzy zanurzając się w pracy zaniedbują „lepszą część”, tzn. zajęcia miejsca u stóp Jezusa (Łk 10, 38-42). Franciszek przytacza przykład Jezusa, który wezwał swoich uczniów, aby „odpoczęli nieco” (Mk 6, 31), ponieważ zaniedbywanie koniecznego wypoczynku prowadzi do stresu i napięć wewnętrznych. . Czas odpoczynku dla tego, kto zakończył własną misję jest konieczny, obowiązkowy i powinien być brany na serio. Należy spędzić trochę czasu z rodziną, wykorzystać wolny czas na duchowe i fizyczne "doładowanie"; trzeba by nauczyć się tego, o czym poucza Kohelet, że "jest czas na każdą rzecz" (por. Koh 3,1-15).

Nadmierny aktywizm nie może być lekarstwem na brak spełnienia w swoim powołaniu, ucieczką od samotności czy realizowania swoich wygórowanych ambicji. W rodzinie, ucieczka w pracę jest sygnałem zagubienia w swojej roli małżonka, żony, ojca lub matki. We wspólnocie osób duchownych jest często oznaką duchowej pustki, braku spełnienia siebie w swoim powołaniu, ucieczką przed poczuciem samotności. Nie wspomnę już o poszukiwaniu swojej „chwały”, stawiając sobie pomniki z własnych osiągnięć, zrealizowanych dzieł, osiągniętych tytułów.
Jest czas na pracę, która pozwoli mi i moim bliskim żyć i funkcjonować ale konieczny jest również czas odpoczynku, zatrzymania się i refleksji nad swoim życiem. Budowanie głębokich i szczerych relacji z ludźmi, aktywny relaks, czas duchowego „ładowania akumlatorow” ze świadomością, że nie wszystko zależy ode mnie, że nie jestem niezastąpiony, że świat będzie dalej istniał nawet jak mnie zabraknie. Muszę mieć świadomość, że po mnie przyjdą inni i prawdopodobnie będą robić wszystko lepiej niż ja. Bez odpowiedniej równowagi w pracy, odpoczynku i duchowym rozwoju, szybko grozić mi może wypalenie, zgorzknienie, wygórowane oczekiwania wobec innych. Pycha, poczucie wyższości i samowystarczalności są również ubocznymi skutkami „martializmu”.


3. Choroba „zwapnienia” umysłowego i duchowego jest jednym z najcięższych grzechów Kościoła. Papież wielokrotnie już w swoich wystąpieniach zwracał na to uwagę. Zamknięcie się w swoim kręgu, brak otwartości na doświadczenia innych kultur i religii, odmiennej myśli i postrzegania świata. Pretensjonalne roszczenie sobie prawa do posiadania wyłącznej prawdy. Patrzenie na innych z pozycji „sprawiedliwego” i bezkrytyczne hołdowanie samemu sobie. Do tego dochodzi często arogancja i pretensjonalizm.
Papież Franciszek jasno określa, kogo dotyczy ta choroba: „Chodzi o tych, którzy mają serce z kamienia i są twardego karku (por. Dz 7,51-60), ci którzy po drodze stracili pogodę ducha, żywotność i rzutkość, i zasłaniając się papierami stali się "maszynami od procedur" a nie "ludźmi Boga" (Hbr 3,12). Utrata ludzkiej wrażliwości koniecznej do tego, by płakać z płaczącymi i radować się z radosnymi jest niezwykle niebezpieczna! To jest choroba tych, którzy tracą "dążenia Jezusa" (por. Flp 2,5-11) ponieważ ich serce, wraz z upływającym czasem, twardnieje i staje się niezdolne do bezwarunkowej miłości do Ojca i bliźniego (por. Mt 22,34-40). Bycie chrześcijaninem, tak naprawdę, oznacza "posiadanie tych samych dążeń, które miał  Jezus Chrystus, tzn. pokory i ofiarowania się, oderwania od siebie i hojności".

                Brak umiejętności dialogu, elastyczności, szacunku do odmiennego przeżywania relacji z Bogiem, jest częstym grzechem Kościoła i chrześcijan. Zaślepienie i skupienie na sobie nie pozwala niejednokrotnie dostrzegać uniwersalnych wartości wypływających z bogactwa odmiennych kultur i religii. Duchowe zamknięcie i „zacietrzewienie” sprawia, że człowiek myślący i wierzący w sposób odmienny od oficjalnego nauczania Kościoła zostaje odrzucany, spychany na margines, zredukowany do (jak to określił jeden z duchownych, publicystów na bardzo znanym portalu katolickim) „kasty grzeszników”. Język używany  przez niektórych przedstawicieli Kościoła, bywa czasami zdominowany przez pychę, arogancję i brak kultury osobistej. – Jest to antyświadectwo dawane Jezusowi, który nawet swoich wrogów potrafił traktować z szacunkiem i zachowaniem ich godności.

                Najważniejsze dla mnie pytanie: W jaki sposób ja przeżywam moją wiarę? Czy potrafię kochać Boga i bliźniego miłością bezwarunkową. Czy akceptuję drugiego człowieka z odmiennością jego myśli i poglądów. Czy potrafię odejść od osobistych pragnień, potrzeb i ambicji, aby zauważyć potrzeby bliźniego?

Ja również zagrożony jestem „zwapnieniem”, jeśli kurczowo będę się trzymał moich przekonań, uprzedzeń, utartych schematów.

4. Jako kolejną z chorób zagrażających strukturom kościelnym Papież wymienia tendencję do przesadnego planowania i funkcjonalizmu.

<<Kiedy apostoł planuje wszystko bardzo szczegółowo i wierzy, że przygotowując perfekcyjny plan sprawia, iż sprawy skutecznie posuwają się do przodu, staje się księgowym lub kupcem. Należy wszystko dobrze przygotowywać, ale nie ulegając pokusie wykluczenia i kontrolowania wolności Ducha Świętego, który zawsze jest większy, bardziej hojny niż wszelkie ludzkie planowanie (por. J 3,8). Wpada się w tę chorobę ponieważ "zawsze jest łatwiej i wygodniej dostosować się do własnych statycznych i niewzruszonych pozycji. W rzeczywistości Kościół okazuje się wiernym Duchowi Świętemu o ile nie próbuje go regulować i udomawiać… Udomowić Ducha Świętego (?!)… On jest świeżością, fantazją, nowością".>>

Pełne zaufanie Bogu i oddanie się powiewowi Ducha Świętego jest dla niektórych osób niebezpieczne i ryzykowne. Mając z góry ustalony plan działania, wizję, przygotowany schemat czujemy się bezpieczni, pewni siebie, posiadamy kontrolę. To daje nam poczucie władzy, panowania nad sytuacją oraz nie wymaga od nas nieustannej weryfikacji podejmowanych działań. Plan musi się zgadzać, litera prawa musi być przestrzegana, doktryna obroniona. - W tym wszystkim na drugi plan schodzi człowiek. Ważne żeby struktura działała. Człowiek jest zagrożeniem utartych schematów, pojęć i przekonań ponieważ niesie ze sobą coś nowego, nieznanego, wymagającego weryfikacji dotychczasowych norm. O wiele łatwiej jest sklasyfikować człowieka, zasłonić się przepisem prawa, ukryć się za zasłoną tradycji, dogmatów, paragrafów…

Nie pozostawia się miejsca działaniu Ducha Świętego i świeżości, którą On wnosi w zatęchłe i skostniałe schematy, oderwane od rzeczywistości i realnych problemów człowieka. – Przykładem może być postawa niektórych instytucji, wspólnot kościelnych czy poszczególnych liderów Kościołów lokalnych, którzy z rezerwą lub wręcz wrogością przyjmują proponowany przez Papieża Franciszka sposób przeżywania Kościoła. Dla wielu jest on niewygodny, narusza utarte schematy, prowokuje, zmusza do bycia autentycznym i wyjścia ze swojej wygody. W czasie swojej pielgrzymki do Turcji wypowiedział „skandaliczne” słowa w związku z kwestią jedności wszystkich chrześcijan: Papież wyraził przekonanie, że dialog z prawosławiem i innymi Kościołami chrześcijańskimi robi postępy, choć przyznał, że sceptycznie odnosi się do prac teologów. Franciszek zastrzegł bowiem: „Jeśli będziemy czekać na to, aż teolodzy się porozumieją, nigdy nie nadejdzie ten dzień”. Przytoczył też słowa prawosławnego patriarchy Atenagorasa sprzed pół wieku: “Wyślijmy teologów na wyspę, niech dyskutują, a my idźmy naprzód”.
Duch Święty tchnie kędy chce, na drodze staje mu człowiek ze swoją „mądrością”, wizją i gotowym planem działania.

5. Choroba złej koordynacji i współpracy to kolejne zagrożenie dla funkcjonowania struktur kościelnych wymienione przez Papieża Franciszka.
Członkowie struktur gubią wspólnotę między nimi i ciało traci swoją harmonijną funkcjonalność i opanowanie stając się fałszującą orkiestrą ponieważ jej członkowie nie współpracują i nie żyją w duchu wspólnoty i drużyny. Kiedy noga mówi do ramienia "nie potrzebuję ciebie", albo ręka do głowy "to ja tu rozkazuję", powodują rozgardiasz i skandal.
Brak jedności, zazdrość, duch rywalizacji, urazy i pretensje, dążenie do władzy i dominacji nad innymi, brak komunikacji i jednomyślności, wygórowane oczekiwania i pretensjonalizm, poczucie krzywdy i wzajemna niechęć, ogromny dystans pomiędzy przełożonymi i „podwładnymi” to tylko niektóre z hamulców blokujących rozwój wspólnot kościelnych, wywołujących, jak to mocno podkreśla Papież, zgorszenie i zamieszanie. Ludzkie ułomności biorą często górę nad dobrem Kościoła.

Pytanie: czy w moim życiu podobne postawy nie stanowią przeszkody w budowaniu zdrowych i konstruktywnych relacji? Na ile moja zazdrość, poczucie krzywdy, wygórowane ambicje, duma lub odwrotnie: poczucie wyższości, realizacja siebie, poczucie władzy i źle rozumianej odpowiedzialności rozbijają wspólnotę, rodzinę, relacje z innymi ludźmi. Kiedy nie pozwalam innym być sobą, nie daję im prawa do popełnienia błędu, nie słucham ich racji stanowię realne zagrożenie dla godności i rozwoju drugiego człowieka. Muszę pamiętać o tym, że również jestem tylko człowiekiem, mogę nie mieć racji, moje poglądy i przekonania mogą być błędne i destrukcyjne. Poczucia własnej wartości nie mogę budować kosztem innych, musze ją odnaleźć w sobie.


6. Bardzo trafnie Papież Franciszek wskazuje na kolejną z chorób zagrażających strukturom kościelnym. Nazywa ją „duchowym Alzhaimerem”.

„Można tu mówić o zapominaniu "historii Zbawienia", o zapominaniu osobistej historii z Panem, o zapominaniu "pierwszej miłości" (Ap 2,4). Chodzi o postępujący upadek zdolności duchowych, który w dłuższym lub krótszym przeciągu czasu powoduje ciężkie kalectwo osoby czyniąc ją niezdolną do samodzielnej działalności, sprawiając, że żyje ona w stanie absolutnej zależności od swoich często wyimaginowanych sposobów widzenia świata. Widzimy to w tych, którzy zapomnieli o ich spotkaniu z Panem, w tych, którzy nie potrafią powtórnie określić swojego życia, w tych, którzy zupełnie zależą od ich "teraz", od ich pasji, kaprysów i manii, w tych, którzy konstruują wokół siebie mury i zwyczaje stając się coraz bardziej niewolnikami bożków wyrzeźbionych przez ich własne ręce.”

Spojrzenie na świat i rzeczywistość przez pryzmat wyuczonych koncepcji i schematów pochodzących z przeszłości czasami bardzo odległej, nieumiejętność „inkulturacji” Ewangelii w realia współczesnego człowieka, niezrozumiały przekaz Słowa Bożego, nauczanie pomijające rzeczywistość, enigmatyczny język, utarte slogany i koncepty ideologiczne, brak otwartości i elastyczności a przede wszystkim stawianie litery prawa ponad człowieka. – To są częste zagubienia współczesnych ludzi Kościoła. Proste sprawy, codzienne problemy, dylematy i trudności, wątpliwości i pytania stawiane przez dzisiejszego człowieka zostają spychane na margines, klasyfikowane jako efekt grzesznej natury, skłonności do zła, lenistwa i kalectwa duchowego. Tymczasem prawda jest taka, iż ci, którzy prowadzić mają człowieka do Boga sami często nie posiadają wiarygodnych odpowiedzi na te wyzwania.

Sztywne skoncentrowanie się na utartych schematach myślowych i koncepcjach duchowości powoduje tworzenie sobie z nich bożków, hołdowanie im kosztem zagubienia realnego człowieka, narcystyczne samouwielbienie. Tworzy to często mur pomiędzy „człowiekiem Boga” a zwykłym człowiekiem borykającym się z codziennymi trudami życia.
Zagubione zostaje proste, szczere, pokorne spotkanie życia z Bogiem, którego efektem powinna być miłość, otwartość, empatia.

                Ten rodzaj choroby dotyczy również mojej osobistej „sztywności umysłowej i duchowej”, moje utarte schematy myślowe stanowią niejednokrotnie zabezpieczenie dla próżności, obojętności i powierzchowności duchowej. Bliskie spotkanie z Bogiem, który przenika swoim światłem każdy aspekt mojego człowieczeństwa staje dla mnie nie bezpieczne, ponieważ demaskuje słabości, lenistwo duchowe, powierzchowność relacji, moje pasje i egoistyczne tendencje. Takie spotkanie prowokuje do spojrzenia na siebie w prawdzie, odkrycie niechcianego „ja”, zburzenie wyidealizowanego obrazu samego siebie a to boli, wymaga nawrócenia, wysiłku…


7. Jako następną z chorób Papież wymienia chorobę „rywalizacji i próżnej chwały”.
 Ma ona miejsce wtedy, „gdy wygląd, kolory szat, honorowe insygnia stają się najważniejszym celem w życiu i zapomina się słowa św. Pawła: "nie róbcie niczego dla rywalizacji lub próżnej chwały, ale każdy z was, z całą pokorą, niech ma innych za wyżej stojących od siebie. Każdy niech stara się nie tylko o własne sprawy, ale także i te drugich" (por. Flp 2,1-4). Jest to choroba, która prowadzi nas do bycia ludźmi fałszywymi i do życia fałszywym "mistycyzmem" oraz fałszywym "kwietyzmem". Ten sam św. Paweł definiuje takich ludzi jako "nieprzyjaciół krzyża Chrystusowego", ponieważ "przechwalają się tym, czego powinni się wstydzić i nie myślą o niczym inny jak o sprawach ziemskich" (Flp 3,19).”

Niestety jest to bardzo częsty grzech w środowisku Kościoła. Rywalizacja, aspiracje do zdobywania kolejnych szczebli hierarchii kościelnej, tytuły i stopnie naukowe, które są wyrazem próżnej chwały i rekompensaty za brak realizacji w innych dziedzinach życia. Różnego rodzaju „gadżety” w postaci kolorowych szat, pierścieni, łańcuchów i różnego rodzaju przywilejów z tym związanych często absorbują całkowicie umysły i serca ludzi Kościoła. Z tym przychodzi inne zło w postaci zazdrości, wzajemnej niechęci, wynoszenia się nad innych, pogardy, obojętności na realne potrzeby Kościoła. Brak przejrzystości, zakłamanie, narcyzm są również częstym efektem „ambicji hierarchicznej”, takie zagrożenie rodzi się już na najniższych poziomach życia wspólnotowego, parafialnego czy diecezjalnego. Zapomina się często, iż każda ofiarowana człowiekowi przez Kościół godność jest służbą i „wymazaniem” siebie a nie okazją do podnoszenia własnych standardów życia i budowania swojej próżnej chwały lub dominacji nad innymi.

Święty Paweł klasyfikuje ludzi, którzy jawnie lub w pragnieniach żywią takie aspiracje do zdobywania godności i tytułów jako „nieprzyjaciół krzyża Chrystusowego”, gdyż te egoistyczne dążenia mijają się całkowicie z nauczaniem, pokorą i przykładem życia Jezusa. Są wyrazem próżności, wygórowanych ambicji, przeceniania siebie, pychy, pustki duchowej.
Moje życie czasami również nie jest wolne od podobnych dążeń i pragnień. Brak bliskiej i szczerej więzi z Bogiem, zdrowej samooceny, brak równowagi w życiu osobistym i duchowym, brak poczucia własnej wartości i powodowane tym zazdrości mogą prowadzić do nadmiernych oczekiwań i pretensjonalizmu. Kiedy nie odnajduję zadowolenia ze swojego życia, nie akceptuję siebie takim jakim jestem, mam w sobie poczucie bycia niedowartościowanym przez innych, mogą pojawiać się we mnie tendencje do realizowania siebie poprzez egoistyczne dążenia do osiągania coraz to wyższych pozycji w życiu wspólnotowym lub zawodowym, skupianie się na zdobywaniu tytułów i odpowiedzialnych funkcji, pogoń za pieniądzem i dobrami materialnymi. „Mieć” staje się ważniejsze niż „być”.

W codziennym życiu pojawiają się również małe formy rywalizacji i szukania swojej chwały. Szkoła, dom, praca są miejscami gdzie w różny sposób mogę okazywać takie postawy chwaląc się swoimi osiągnięciami, ukazując siebie w lepszym świetle, porównując siebie z innymi, poniżając, obmawiając, krytykując…

8. Następną chorobą zagrażającą strukturom kościelnym jest tendencja do „schizofrenii egzystencjalnej”. Jest to choroba tych, którzy, jak mówi Papież Franciszek, prowadza podwójne życie, owoc hipokryzji typowej dla kiepskiej i pogłębiającej się pustki duchowej, której stopnie i tytuły akademickie nie potrafią zaspokoić. Choroba ta często dotyka tych, którzy, porzucając służbę duszpasterską, ograniczają się do zadań biurokratycznych, tracąc w ten sposób kontakt z rzeczywistością, z konkretnymi osobami. Tworzą w ten sposób świat równoległy, gdzie odsuwają na bok to wszystko czego surowo nauczają innych i zaczynają żyć drugim ukrytym życiem, często rozwiązłym. Nawrócenie jest niezwykle pilnie potrzebne i konieczne w tej bardzo ciężkiej chorobie (por. Łk 15,11-32).

Niestety często instytucje kościelne, te na wyższych szczeblach jak również na poziomach parafii, bardziej przypominają biura obsługi klienta lub urzędy niż miejsce spotkania z człowiekiem i jego problemami. Ucieczka w biurokrację, administrację, zarzadzanie jest ucieczką od swojego prawdziwego powołania, od ofiarowania swojego czasu, obecności, zdolności dla drugiego człowieka, często zagubionego i poranionego w swoim życiu. Brak obecności w kancelarii parafialnej, sztywne godziny „dostępności” dla wiernych, zaniedbywanie posługi w konfesjonałach jest raną zadaną Kościołowi i wspólnocie wiernych.

Papież wyraźnie podkreśla, brak całkowitego oddania się wspólnocie i pracy duszpasterskiej wyjaławia to powołanie, powstaje pustka duchowa, która z kolei prowadzi do hipokryzji, obłudy i rozdwojenia w pomiędzy tym czego się naucza a życiem. Podwójne życie, poszukiwanie siebie, ucieczka w dobra materialne, szukanie siebie w karierze naukowej, bieganie za tytułami i zaszczytami, rozwiązłość, ekscytacja swoimi pasjami i zainteresowaniami są konsekwencją zaniedbania modlitwy, rozwoju duchowego i bliskiej jedności z Bogiem.  
W moim życiu również może dochodzić do zachwiania hierarchii wartości. Skupianie się na przyjemnościach, wartościach materialnych, rozrywce po jakimś czasie tworzy pustkę duchową, zagubienie, rozczarowanie sobą i światem. Relacje z ludźmi budowane powierzchownie, egoistycznie, oparte na poszukiwaniu i realizacji siebie prowadzą do poczucia samotności i wyobcowania. Hołdowanie swoim skłonnościom i pasjom prowadzi do pogłębiania braku poczucia własnej wartości, negacji siebie i swojego rzeczywistego świata. 

Brak rzeczywistego poznania siebie, refleksji nad sobą, weryfikacji swojego sposobu myślenia i działania sprawia, że zaczynam żyć w zupełnie nierealnym świecie pełnym  iluzji, powierzchowności i pseudowartości.


9. Choroba gadulstwa, szemrania i plotkarstwa, to kolejna z chorób przedstawicieli Kościoła, wymieniona przez Papieża Franciszka.
Papież mówi: „O tej chorobie już wiele razy mówiłem. Ale nigdy dość. To poważna choroba, która zaczyna się bardzo prosto, ot tak by tylko zamienić kilka słów, a potrafi posiąść człowieka robiąc z niego "siewcę chwastu" (jak szatan) i w wielu przypadkach "zabójcę z zimną krwią" dobrego imienia własnych kolegów i współbraci. Jest to choroba ludzi tchórzliwych, którzy nie mają odwagi, by mówić wprost i mówią za plecami. Św. Paweł upomina: "Czyńcie wszystko bez szemrań i powątpiewań, abyście byli  bez winy i czyści" (por. Flp 2,14-18). Bracia strzeżmy się terroryzmu plotkarstwa.”

W strukturach, gdzie brakuje głębokiej więzi z Jezusem, pojawiają się tendencje do karierowiczostwa, realizacji swoich ambicji, osiągnięcia wyższego statusu w hierarchii, poczucie „przełożeństwa” i „wybraństwa”. Pojawia się wraz z tym: zazdrość, zawiść, krytykanctwo, duma i bardzo często z tym związane poczucie krzywdy i odrzucenia. Pojawia się złość, cynizm, złośliwość a w parze z tymi uczuciami idą plotki, oszczerstwa, donosy,  ocenianie, klasyfikowanie, rozpowszechnianie fałszywych informacji.

Często robione jest to w „białych rękawiczkach” pod pretekstem pomocy koledze, współbratu; troski o dobro parafii, realizacji dzieł, pełnionych funkcji. Zbyt wysokie mniemanie o sobie, zazdrość i poczucie krzywdy prowadzą do tego, że członkowie wspólnot, instytucji, mniejszych lub większych struktur kościelnych zamiast współpracować ze sobą dla dobra Kościoła i zjednoczenia wysiłków w głoszeniu Chrystusowej Ewangelii, pozostają ze sobą skłóceni z cała gamą uczuć z tym związanych, pozbawieni jednomyślności w myśleniu i działaniu, rozbijając taką strukturę od wewnątrz.
Czy jako chrześcijanin nie staję się czasami antyświadectwem miłości i pokory reprezentowanej przez Jezusa? Fałszywe oskarżenia, powtarzanie nieprawdziwych informacji, wyśmiewanie, krytykowanie, obmowy, poniżanie innych, stawianie drugiego człowieka w złym świetle, budowanie negatywnej opinii o drugim człowieku, bezmyślne uprzedzenia i wszelkiego rodzaju rasizm, czy nie są również częścią moich zachowań? Jak bardzo zżerają mnie moje niespełnione ambicje, oczekiwania, pragnienia? Czy potrafię się cieszyć ze spełnienia i sukcesów innych. Ile we mnie jest narzekania, wyciągania na światło dzienne błędów innych, oskarżania, braku zaufania do ludzi?


10. Bardzo częstą chorobą ludzi Kościoła jest choroba nazwana przez Papieża Franciszka jako „ubóstwianie przełożonych”. (W języku szkolnym nazywa się to „lizusostwem”).
Franciszek określa to jako: „choroba tych, którzy schlebiają przełożonym mając nadzieję na ich przychylność. Są ofiarami karierowiczostwa i oportunizmu, oddają cześć ludziom a nie Bogu (por. Mt 23,8-12). Są osobami, które widzą swoją służbę tylko jako możliwość uzyskania czegoś dla siebie a nie dania czegoś z siebie. Ludzie mali, nieszczęśliwi i zainspirowani tylko przez własny fatalny egoizm (por. Gal 5,16-25). Ta choroba może też dotknąć przełożonych kiedy schlebiają oni niektórym z ich współpracowników spodziewając się ich podporządkowania, lojalności i zależności psychicznej. Ale końcowym rezultatem jest prawdziwe współuzależnienie.”
Fałsz, obłuda, zakłamanie dla osiągnięcia swoich celów. Karierowiczostwo i pragnienie uzyskania jakichkolwiek przywilejów popychają do przyjmowania fałszywych postaw, masek, poniżania się.

Czy dla uzyskania jakichś korzyści przyjmuję podobne postawy? Rezygnacja z tego co myślę i czuję, fałszywe „adorowanie” innych, schlebianie, poniżanie siebie, zakłamana uprzejmość, brak asertywności... ?!


11.  Choroba obojętności wobec innych.
Zachodzi wtedy, kiedy każdy myśli tylko o sobie i gubi gdzieś po drodze szczerość i ciepło ludzkich relacji. Kiedy lepszy specjalista nie służy swoją wiedzą mniej doświadczonym kolegom. Kiedy zdobywa się wiedzę, ale się ją zatrzymuje tylko dla siebie zamiast dzielić się nią z innymi. Kiedy, przez zazdrość lub dla własnego zysku, czuje się radość widząc jak inny upada zamiast pomóc mu podnieść się i dodać mu odwagi.

12. Choroba pogrzebowej twarzy.
Chodzi o osoby gburowate i ponure, które uważają, że aby być poważnymi należy pomalować twarz melancholią, surowością i traktować innych - zwłaszcza tych uważanych za niżej stojących - w sposób sztywny, twardy i arogancki. W rzeczywistości, surowość teatralna i sterylny pesymizm często są symptomami lęku i niepewności siebie. Apostoł musi starać się aby być osobą grzeczną, pogodną, entuzjastyczną i radosną, która przekazuje radość gdziekolwiek się znajduje. Serce pełne Boga jest sercem szczęśliwym, które promieniuje i zaraża radością tych wszystkich, którzy są wokoło. To widać od razu! Nie traćmy więc tego radosnego ducha, pełnego humoru, a nawet autoironicznego, który czyni nas osobami sympatycznymi nawet w trudnych sytuacjach. Jak dobrze nam robi spora doza zdrowego poczucia humoru! Dobrze nam zrobi częste recytowanie modlitwy św. Tomasza Morusa. Ja się nią modlę każdego dnia i dobrze mi robi.


13. Inną chorobą nagminnie dotykającą ludzi Kościoła jest choroba gromadzenia.
„Wtedy, gdy apostoł próbuje wypełnić pustkę egzystencjalną w swoim sercu przez gromadzenie dóbr materialnych, nie z konieczności, ale tylko po to, by poczuć się zabezpieczonym. W rzeczywistości nic co materialne nie może być przez nas zabrane ponieważ "całun nie ma kieszeni" i wszystkie nasze ziemskie skarby - nawet te które są prezentami - nie potrafią nigdy wypełnić tej pustki, a nawet czynią ją jeszcze bardziej zachłanną i głęboką. Tym osobom Pan powtarza: "Ty mówisz: jestem bogaty, wzbogaciłem się, niczego nie potrzebuję. Ale nie wiesz, że jesteś nieszczęśliwy, nędzny, biedny, ślepy i goły… Bądź więc gorliwy i nawróć się" (por. Ap 3,17-19). Gromadzenie tylko obciąża i nieubłaganie spowalnia marsz! Przychodzi mi na myśl pewna anegdota. Mianowicie swego czasu jezuici hiszpańscy nazywali Towarzystwo Jezusowe "lekką kawalerią Kościoła". Pamiętam przeprowadzkę pewnego młodego jezuity, który, gdy załadowywał na ciężarówkę całą masę swoich rzeczy: bagaże, książki, przedmioty i prezenty, usłyszał jak pewien starszy jezuita, który go obserwował, powiedział, z mądrym uśmiechem,: to miałaby być ta "lekka kawaleria Kościoła"?!
Nasze przeprowadzki są znakiem tej choroby.”

Życie ponad stan, chciwość, skupienie na dobrach materialnych jest najczęstszym z powodów krytyki współczesnych ludzi Kościoła. W dobie różnego rodzaju kryzysów, zubożenia społeczeństw, problemów ze znalezieniem pracy, konfliktów wojennych, cierpienia wielu prześladowanych chrześcijan, Kościół powinien stać się przykładem dzielenia się i wsparcia dla tych, którzy z powodu różnorodnych przyczyn zostali zepchnięci na margines społeczeństwa, którzy są wyzyskiwani i upokarzani, którzy z trudem „wiążą koniec z końcem”, aby poprzez ciężką pracę i wyrzeczenia mogli zapewnić godne życie swoim rodzinom.

Czy potrafię dzielić się z innymi tym co posiadam: moimi dobrami, czasem, miłością? Czy jest we mnie wrażliwość na człowieka, który jest w potrzebie, zarówno materialnej jak i duchowej? Czy potrafię właściwie gospodarować posiadanymi dobrami?


14. Choroba zamkniętych kręgów. Tam przynależność do grupki staje się ważniejsza niż do Kościoła, a w niektórych sytuacjach, nawet do samego Chrystusa. Również ta choroba zaczyna się od dobrych intencji lecz z upływem czasu zniewala członków stając się "rakiem" zagrażającym harmonii Ciała i powoduje wiele zła - skandalów - zwłaszcza wobec naszych najmniejszych braci. Samozniszczenie lub "bratobójczy ostrzał" od swoich jest najbardziej podstępnym niebezpieczeństwem. Jest to zło, które uderza od środka a jak mówi Chrystus: "każde królestwo wewnętrznie skłócone obraca się e w ruinę" (por. Łk 11,17).


15. ostatnią z chorób wymienionych przez Papieża Franciszka jest choroba zysku doczesnego, ekshibicjonizmu.
Papież mówi: „Wtedy apostoł przekształca swoją służbę we władzę, a swoją władzę zamienia w towar służący do otrzymania zysku światowego i jeszcze większej władzy. Jest to choroba tych osób, które starają się, ciągle nienasycone, powiększać swoje wpływy i dla takiego celu są gotowe rzucać kalumnie, zniesławiać i dyskredytować innych, nawet w gazetach i czasopismach. Oczywiście po to, by pokazać się jako zdolniejsi od innych. Również ta choroba bardzo źle wpływa na Kościół ponieważ doprowadza ludzi do usprawiedliwiania użycia wszelkich środków pomocnych do osiągnięcia takiego celu. Przychodzi mi na myśl wspomnienie o pewnym kapłanie, który spotykał się z dziennikarzami, aby opowiadać im (i wymyślać) o prywatnych sprawach własnych oraz zarezerwowanych dla jego współbraci i parafian. Dla niego liczyło się tylko to, by był na pierwszych stronach, ponieważ wtedy czuł się "silny i przekonywujący". A sprokurował tyle zła dla innych i dla Kościoła. Biedaczek!”


(Źródło informacji: http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/dokumenty/przemowienia-papieskie/art,59,pelny-tekst-15-chorob-wg-franciszka,strona,1.html)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz