poniedziałek, 16 marca 2015

Miłość bliźniego - Mój ulubiony wróg.





Bardzo ciekawe przemyślenia na temat miłości bliźniego znalazłem w duchowości francuskiego filozofa, oraz założyciela dwóch organizacji międzynarodowych o charakterze wspólnotowym, Arki oraz Wiary i Światła. Nazywa się go dzisiaj Matka Teresą w spodniach.

Jean Vanier twierdzi, że w miłości bliźniego powinniśmy zwrócić szczególną uwagę nie na te osoby, które są nam bliskie, które kochamy, które nas lubią i podziwiają. Bo tych ludzi nie jest trudno kochać. Nie trudno jest kochać również naszych wrogów, którzy są daleko od nas i nie mamy z nimi na co dzień kontaktu. Ale przede wszystkim musimy nauczyć się kochać „wrogów”, którzy żyją pośród nas i w nas samych.


Wśród nas żyją ci, których nie lubimy i to z różnych powodów, często bardzo niejasnych, bo nie zawsze są to ludzie, którzy nas krzywdzą lub uprzykrzają nam życie swoim zachowaniem.

Są jednak osoby w naszym otoczeniu, których sama obecność nas irytuje. Kontakt z nimi uruchamia w nas jakieś wewnętrzne blokady. Denerwuje nas ich sposób bycia, mówienia, odmienność charakteru. Nie potrafimy być przy tych osobach sobą, czujemy się nieswojo, jesteśmy zdenerwowani, nie wiemy jak się przy nich zachować. A jeśli już musimy przebywać w ich towarzystwie to zakładamy maski, by nie ukazywać naszej otwartej niechęci do nich.

„Obecność „drażniących” nas osób budzi po prostu drzemiące w nas ubóstwo, poczucie winy i wewnętrzne rany. Tego typu „nieprzyjaciele” przypominają nam o naszych brakach, o których wolimy nie myśleć, o których chcemy zapomnieć. Wywołują z naszej nieświadomości niechciane uczucia zazdrości i wszelkiego rodzaju kompleksy. Zauważamy bowiem w innych nieprzeciętną inteligencję, talenty, błyskotliwość, elokwencję, co może doprowadzać nas do pasji. - Takie osoby są dla nas chodzącym wyrzutem sumienia lub stawiają nam przed oczy to, kim moglibyśmy być, a nie jesteśmy.”

Ludzie Ci reprezentują sobą wszystko to czego nigdy nie pokochaliśmy w sobie, zarówno nasze osobiste wady, słabości, popełnione błędy, jak i wszystko to, czym pragnęlibyśmy być a nie jesteśmy. Stąd, w zależności od naszego charakteru i usposobienia, reagujemy wobec tych nielubianych przez nas osób uciekając się do agresji, inni przyjmują służalczą pozę, chociaż za plecami są w stanie zmieszać „wrogów” z błotem. Jeszcze innych opanowuje paraliżujący lęk, tak że nie mogą spojrzeć im prosto w twarz. Każdy pielęgnuje własny sposób radzenia sobie z takimi „niewygodnymi” osobami.

Błędem jest myślenie, że gdyby te osoby zniknęły z naszego życia to poczulibyśmy się szczęśliwi, bo to one prowokują w nas negatywne uczucia. – Niestety problem nie leży w drugim człowieku i jego zachowaniu ale źródło naszego nieszczęścia leży w nas samych, w naszych zranieniach i emocjach, chociaż rzadko zdajemy sobie z tego sprawę. – Tacy ludzie są dla nas lustrem, widzimy w nich siebie samych – nigdy nie pokochanych.

Jeśli nie podoba nam się czyjeś zachowanie, Bóg zaprasza nas, abyśmy najpierw zauważyli wewnętrzne cierpienie człowieka, który sprawia nam przykrość. Człowiek nieprzychylnie nastawiony i agresywny sam przeżywa dramat, bezradność, szamoce się w sobie. - Spójrzmy na codzienne życie i pomyślmy o tym, że nasze negatywne zachowania często powodowane są zmęczeniem, jakąś porażką czy stresem wyniesionym z pracy. – W tym świetle powinniśmy postrzegać również innych ludzi.

Jean Vanier słusznie twierdzi, że: „Dopóki nie zaakceptujemy, że jesteśmy mieszaniną światła i ciemności, przymiotów i wad, miłości i nienawiści, altruizmu i skoncentrowania na sobie, dojrzałości i niedojrzałości, i że wszyscy jesteśmy dziećmi tego samego Ojca, dopóty będziemy ciągle dzielić świat na naszych wrogów („czarne charaktery”) oraz przyjaciół („pozytywne charaktery”). Będziemy bez końca budować wokół siebie bariery, siejąc uprzedzenia, wrogość i poczucie braku szczęścia.


Miłość nieprzyjaciół rozpoczyna się od miłości samego siebie. Można bowiem nienawidzić samego siebie. Ale to nie są przyjemne uczucia, więc często kierujemy je ku innym, żeby odwrócić uwagę od siebie. Miłość zakłada przyjęcie siebie w taki sposób, w jaki akceptuje nas Bóg z naszymi ograniczeniami, grzechami, słabościami ale i z darami, którymi nas ciągle obsypuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz