Bardzo ciekawe przemyślenia na temat miłości bliźniego
znalazłem w duchowości francuskiego filozofa, oraz założyciela dwóch
organizacji międzynarodowych o charakterze wspólnotowym, Arki oraz Wiary i
Światła. Nazywa się go dzisiaj Matka Teresą w spodniach.
Jean Vanier twierdzi, że w miłości bliźniego powinniśmy
zwrócić szczególną uwagę nie na te osoby, które są nam bliskie, które kochamy,
które nas lubią i podziwiają. Bo tych ludzi nie jest trudno kochać. Nie trudno
jest kochać również naszych wrogów, którzy są daleko od nas i nie mamy z nimi
na co dzień kontaktu. Ale przede wszystkim musimy nauczyć się kochać „wrogów”,
którzy żyją pośród nas i w nas samych.
Wśród nas żyją ci, których nie lubimy i to z różnych
powodów, często bardzo niejasnych, bo nie zawsze są to ludzie, którzy nas
krzywdzą lub uprzykrzają nam życie swoim zachowaniem.
Są jednak osoby w naszym otoczeniu, których sama obecność
nas irytuje. Kontakt z nimi uruchamia w nas jakieś wewnętrzne blokady.
Denerwuje nas ich sposób bycia, mówienia, odmienność charakteru. Nie potrafimy
być przy tych osobach sobą, czujemy się nieswojo, jesteśmy zdenerwowani, nie
wiemy jak się przy nich zachować. A jeśli już musimy przebywać w ich
towarzystwie to zakładamy maski, by nie ukazywać naszej otwartej niechęci do nich.
„Obecność „drażniących” nas osób budzi po prostu drzemiące w
nas ubóstwo, poczucie winy i wewnętrzne rany. Tego typu „nieprzyjaciele”
przypominają nam o naszych brakach, o których wolimy nie myśleć, o których
chcemy zapomnieć. Wywołują z naszej nieświadomości niechciane uczucia zazdrości
i wszelkiego rodzaju kompleksy. Zauważamy bowiem w innych nieprzeciętną
inteligencję, talenty, błyskotliwość, elokwencję, co może doprowadzać nas do
pasji. - Takie osoby są dla nas chodzącym wyrzutem sumienia lub stawiają nam
przed oczy to, kim moglibyśmy być, a nie jesteśmy.”
Ludzie Ci reprezentują sobą wszystko to czego nigdy nie
pokochaliśmy w sobie, zarówno nasze osobiste wady, słabości, popełnione błędy,
jak i wszystko to, czym pragnęlibyśmy być a nie jesteśmy. Stąd, w zależności od
naszego charakteru i usposobienia, reagujemy wobec tych nielubianych przez nas
osób uciekając się do agresji, inni przyjmują służalczą pozę, chociaż za
plecami są w stanie zmieszać „wrogów” z błotem. Jeszcze innych opanowuje
paraliżujący lęk, tak że nie mogą spojrzeć im prosto w twarz. Każdy pielęgnuje
własny sposób radzenia sobie z takimi „niewygodnymi” osobami.
Błędem jest myślenie, że gdyby te osoby zniknęły z naszego
życia to poczulibyśmy się szczęśliwi, bo to one prowokują w nas negatywne
uczucia. – Niestety problem nie leży w drugim człowieku i jego zachowaniu ale
źródło naszego nieszczęścia leży w nas samych, w naszych zranieniach i
emocjach, chociaż rzadko zdajemy sobie z tego sprawę. – Tacy ludzie są dla nas
lustrem, widzimy w nich siebie samych – nigdy nie pokochanych.
Jeśli nie podoba nam się czyjeś zachowanie, Bóg zaprasza
nas, abyśmy najpierw zauważyli wewnętrzne cierpienie człowieka, który sprawia
nam przykrość. Człowiek nieprzychylnie nastawiony i agresywny sam przeżywa dramat,
bezradność, szamoce się w sobie. - Spójrzmy na codzienne życie i pomyślmy o
tym, że nasze negatywne zachowania często powodowane są zmęczeniem, jakąś
porażką czy stresem wyniesionym z pracy. – W tym świetle powinniśmy postrzegać
również innych ludzi.
Jean Vanier słusznie twierdzi, że: „Dopóki nie
zaakceptujemy, że jesteśmy mieszaniną światła i ciemności, przymiotów i wad,
miłości i nienawiści, altruizmu i skoncentrowania na sobie, dojrzałości i
niedojrzałości, i że wszyscy jesteśmy dziećmi tego samego Ojca, dopóty będziemy
ciągle dzielić świat na naszych wrogów („czarne charaktery”) oraz przyjaciół
(„pozytywne charaktery”). Będziemy bez końca budować wokół siebie bariery,
siejąc uprzedzenia, wrogość i poczucie braku szczęścia.
Miłość nieprzyjaciół rozpoczyna się od miłości samego
siebie. Można bowiem nienawidzić samego siebie. Ale to nie są przyjemne
uczucia, więc często kierujemy je ku innym, żeby odwrócić uwagę od siebie.
Miłość zakłada przyjęcie siebie w taki sposób, w jaki akceptuje nas Bóg z naszymi
ograniczeniami, grzechami, słabościami ale i z darami, którymi nas ciągle
obsypuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz