Rozwój osobisty – czyli wszystko co najpiękniejsze jest jeszcze przed Tobą
Miałem dylemat, w jaki sposób rozpocząć pisanie tego bloga. Motywów skłaniających mnie
do przelania myśli na „elektroniczny papier” jest wiele: przede wszystkim tego
bloga piszę dla siebie, może to trochę egoistyczne podejście ale tylko w ten
sposób mogę zmotywować się do pracy nad sobą samym, nad moją wiarą, sposobem
myślenia, postawami, relacjami, wzrostem duchowym, psychicznym, społecznym… -
jednym słowem aby stać się bardziej człowiekiem.
Ważnym
motywem stało się „niezadowolenie”… Tak! Niezadowolenie! Na pewnym etapie
mojego życia, historii, którą mam za sobą, niespełnionych marzeń,
niezrealizowanych planów, pogubionych relacji, błędnych decyzji podejmowanych w
pośpiechu i niewykorzystanych możliwości… powiedziałem: „dosyć tego”!!! Do tej
pory starałem się zadawalać innych, spełniałem ich oczekiwania, rezygnowałem z
siebie i… żyłem nie swoim życiem. – Smutny, rozczarowany, zły na siebie i cały
świat. Gdybym oczekiwał, że ktoś da mi gotowe rozwiązania, pokaże tą jedyną
właściwą drogę, nauczy jak być szczęśliwym, to z pewnością „poprawnie”
przeżyłbym życie ale NIE SWOJE! – Droga wiary, duchowości, rozwoju osobistego
jest drogą poszukiwań, wyruszeniem w podróż, odkrywaniem wciąż nowych
horyzontów… Wyruszenie w podróż zakłada pozostawienie wszystkiego tego, co do
tej pory było mi znane i oczywiste. Pozostawienie moich pewników, przekonań, być
może nawet i wartości, które zapewniały mi poczucie bezpieczeństwa i zwalniały
z obowiązku osobistego rozwoju.
Największym
wrogiem rozwoju osobistego, przebudzenia, wyruszenia w podróż w głąb siebie
jest LĘK! Lęk przed zmianą, przed czymś nowym i nieznanym, lęk przed wysiłkiem i
poszukiwaniem właściwej drogi, wreszcie lęk przed porażką.
Lęk przed prawdziwym życiem,
czyli wzięciem na swoje barki odpowiedzialności za swoje życie sprawia, że
żyjemy z dnia na dzień, intuicyjnie czując jak czas przecieka nam przez palce,
mając świadomość, że następnej szansy już nie otrzymamy…
Z
pewnością uogólniającym stwierdzeniem byłoby iż „każdy” z nas pełen jest wewnętrznych
ran blokujących rozwój, ograniczających nasz potencjał i spychających nas na
margines prawdziwego życia. Jednak, czy tego chcemy czy nie, nasze
doświadczenia życiowe, zranienia z przeszłości, doznane krzywdy i upokorzenia,
nawet te bardzo odległe i nieuświadomione bardzo mocno wpływają na nasze obecne
życie, nie pozwalając nam rozwijać się w wolności, szczęściu i spontanicznym
wyrażaniu siebie. Osobiście często mam wrażenie, jakbym poruszał się w życiu na
„zaciągniętym hamulcu ręcznym”.
Lęk
przed prawdziwym życiem jest cichym zabójcą. Powoli umieramy za życia,
wyzbywając się marzeń, pragnień, pasji… Zacytuję
tutaj słowa o. Pawła Kosińskiego SJ, które znakomicie oddają tą sytuację:
„Człowiek
zraniony, który ma negatywny obraz samego siebie bardzo często doświadcza
różnego rodzaju lęków. Jego sytuacja przypomina po trosze sytuację więźnia. Z
jednej bowiem strony człowiek uwięziony tęskni do wolności, ale gdy ją
uzyskuje, bardzo często powraca do więzienia, bo życie poza nim zmieniło się
tak bardzo, że nie odnajduje się on już w tym innym świecie.
W
więzieniu zna wszystko i wszystkich. Wytworzył sobie pewien "modus
vivendi" (sposób życia) i wie, jak przetrwać. Kiedy wychodzi na wolność,
zostaje pozbawiony tych "sieci" odniesień. Podobnie jest z tymi, którzy żyją złudzeniami, jakby we śnie.
Czasami "warto" być chorym. Inni się nami wtedy zajmują, troszczą się
o nas, człowiek czuje się bardziej potrzebny. Kiedy zdrowiejemy musimy podjąć odpowiedzialność
na swoje barki. A to wcale nie jest czasami przyjemne. Podobnie dzieje się z
ludźmi, którzy przez całe życie pozwalali decydować innym za siebie. Kiedy sami
staną wobec konieczności podejmowania osobistych decyzji, ogarnia ich
straszliwy niepokój.
W
każdym z nas istnieje ten lęk przed wyjściem z naszego więzienia, z naszej
choroby, lęk przed życiem. Znamy nasz mały świat, mamy swoje przyzwyczajenia,
przyjaciół, sposoby postępowania. Wiemy jak sobie poradzić z pewnymi
trudnościami, jak uciec przed doskwierającym uczuciem smutku i osamotnienia. To
nasze uciekanie przed życiem dotyczy także ucieczki przed Bogiem. Bo On jest
nieprzewidywalny. Jeśli pójdę za Nim, wszystko traci swoją pewność, musiałbym
postawić krok w nieznane. Wydaje się jakby w tym momencie zawalił się nasz
świat. Przed czymś takim uciekamy.” (http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,267,lek-przed-prawdziwym-zyciem.html)
Każdemu
z nas (i tu już nie uogólniam), Bóg ofiarował ogromny potencjał, zarówno w sferze duchowej jak i psychicznej. Biblia
naucza, że Bóg stworzył człowieka na swój obraz. Oznacza to, że uzdolnił nas do
odkrywania Jego obecności w świecie i Jego planu wobec człowieka. Nasza ludzka
natura odzwierciedla niektóre z Bożych atrybutów, chociaż w ograniczony sposób.
Potrafimy kochać, ponieważ zostaliśmy stworzeni na obraz Boga, który jest
miłością (1 Jana 4.16). A ponieważ jesteśmy stworzeni na Jego obraz, potrafimy
być współczujący, wierni, uprzejmi, cierpliwi i sprawiedliwi, dobrzy dla siebie
i innych. – Ukryty w nas jest ogromny potencjał, można by powiedzieć moc
stwórcza, aby każdego dnia, tu i teraz, startując z miejsca, w którym aktualnie
w życiu się znajdujemy, stawać się lepszym i wartościowszym człowiekiem, rozwijać
swoje zdolności i umiejętności, realizować marzenia i pragnienia, wyjść z
cienia swych lęków, braku poczucia swojej wartości, apatii i rezygnacji.
Bóg
w osobie Jezusa Chrystusa stał się człowiekiem również po to, aby człowiek mógł
bardziej stać się człowiekiem we wszystkich swoich aspektach: duchowych,
psychicznych, fizycznych i społecznych. Wiara i wspólne wyruszenie w podróż z
Jezusem na nieznane jeszcze drogi własnego życia zapewni Ci siłę i odwagę. A
odwagi i siły potrzeba Ci będzie dużo. Nie mówię, że będzie łatwo i sielankowo.
Czasami się popłaczesz, czasami zabłądzisz i będziesz musiał zawrócić, czasami
małym palcem u nogi uderzysz w kamień, ale gwarantuję Ci jedno: będziesz wiedział
że żyjesz, swoim życiem!
Jezus
nie mędrkował na ambonach i salonach. Na swojej drodze spotykał człowieka,
spotykał życie i temu życiu dawał Życie. Każdemu człowiekowi zwracał jego
godność, motywował do działania, obdarzał szacunkiem, poczuciem własnej
wartości. Stronił od tych, którym wydawało się, że pozjadali wszystkie rozumy i
mają monopol na Boga, od tych, którzy mieli prowadzić ludzi do wiary a byli w
rzeczywistości „pobielanymi grobami”, z zewnątrz udający nieskazitelnych a w
sercach pełni zgnilizny i kości.
Przeciwnie,
Jezus spotykał człowieka utrudzonego życiem, poranionego, zagubionego, czasami
sparaliżowanego swoimi słabościami, jakiekolwiek by one nie były, szukającego z
pokorą odpowiedzi na to jak żyć. – Takiemu człowiekowi mówił: „jesteś wielki”,
masz siłę, dasz radę – „wstań i chodź”. (Łk 5, 17-26)
„Z
królestwem niebieskim jest jak z człowiekiem, który wybierając się w daleką
podróż przekazał swój majątek służbie. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa,
a trzeciemu jeden. Służący, którzy otrzymali pięć i dwa talenty, puścili je w
obieg i zyskali drugie tyle. Trzeci sługa, który otrzymał jeden talent, zakopał
go w ziemi. Gdy pan powrócił, zaczął rozliczać się ze wszystkimi. Gdy pierwsi
dwaj przynieśli mu pomnożone talenty, pochwalił każdego z nich słowami:
„Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu,
nad wieloma cię postawię: wejdź do radości swego pana”
Trzeci sługa przyniósł otrzymany od pana jeden talent i
powiedział:
„Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: żniesz tam,
gdzie nie posiałeś, i zbierasz tam, gdzie nie rozsypałeś. Bojąc się więc,
poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!”
Pan rozgniewał się na te słowa i kazał odebrać talent
trzeciemu słudze i oddać temu, który ma dziesięć talentów.
„Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć
będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma”
Rozkazał też trzeciego sługę, jako nieużytecznego, wyrzucić
na zewnątrz, w ciemności, gdzie będzie „płacz i zgrzytanie zębów”.
(Ewangelia
wg Św. Mateusza: 25, 14-30)
Każdy
ze sług otrzymał od właściciela inną liczbę talentów. Od razu nasuwa się
przypuszczenie o niesprawiedliwość – dlaczego pierwszy z nich dostał pięć, a
inny tylko jeden? Podobnie jest w naszym życiu – niektórzy są bogatsi, inni
biedni, jedni mądrzejsi, inni mniej inteligentni, i często nie zależy to od ich
osobistego wysiłku. Przypowieść o talentach wyjaśnia tę pozorną Bożą
niesprawiedliwość. Jeden talent to około 34 kilogramów złota – jest to więc
niewyobrażalne bogactwo. Trzeci sługa nie został więc pokrzywdzony, została mu
ofiarowana przeogromna suma.
Ty również
masz talent, jeden, dwa, pięć, dziesięć… Nie ważne, koniec użalania się nad
sobą, przed Tobą jest życie, wszystko co najpiękniejsze jest jeszcze do
zdobycia, bez względu na to co chciałbyś osiągnąć znajduje się to po drugiej
stronie lęku!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz