czwartek, 16 października 2014

Rozwój osobisty – czyli wszystko co najpiękniejsze jest jeszcze przed Tobą

                
          Miałem dylemat, w jaki sposób rozpocząć pisanie tego bloga. Motywów skłaniających mnie do przelania myśli na „elektroniczny papier” jest wiele: przede wszystkim tego bloga piszę dla siebie, może to trochę egoistyczne podejście ale tylko w ten sposób mogę zmotywować się do pracy nad sobą samym, nad moją wiarą, sposobem myślenia, postawami, relacjami, wzrostem duchowym, psychicznym, społecznym… - jednym słowem aby stać się bardziej człowiekiem.

          Ważnym motywem stało się „niezadowolenie”… Tak! Niezadowolenie! Na pewnym etapie mojego życia, historii, którą mam za sobą, niespełnionych marzeń, niezrealizowanych planów, pogubionych relacji, błędnych decyzji podejmowanych w pośpiechu i niewykorzystanych możliwości… powiedziałem: „dosyć tego”!!! Do tej pory starałem się zadawalać innych, spełniałem ich oczekiwania, rezygnowałem z siebie i… żyłem nie swoim życiem. – Smutny, rozczarowany, zły na siebie i cały świat. Gdybym oczekiwał, że ktoś da mi gotowe rozwiązania, pokaże tą jedyną właściwą drogę, nauczy jak być szczęśliwym, to z pewnością „poprawnie” przeżyłbym życie ale NIE SWOJE! – Droga wiary, duchowości, rozwoju osobistego jest drogą poszukiwań, wyruszeniem w podróż, odkrywaniem wciąż nowych horyzontów… Wyruszenie w podróż zakłada pozostawienie wszystkiego tego, co do tej pory było mi znane i oczywiste. Pozostawienie moich pewników, przekonań, być może nawet i wartości, które zapewniały mi poczucie bezpieczeństwa i zwalniały z obowiązku osobistego rozwoju.

                Największym wrogiem rozwoju osobistego, przebudzenia, wyruszenia w podróż w głąb siebie jest LĘK! Lęk przed zmianą, przed czymś nowym i nieznanym, lęk przed wysiłkiem i poszukiwaniem właściwej drogi, wreszcie lęk przed porażką.
Lęk przed prawdziwym życiem, czyli wzięciem na swoje barki odpowiedzialności za swoje życie sprawia, że żyjemy z dnia na dzień, intuicyjnie czując jak czas przecieka nam przez palce, mając świadomość, że następnej szansy już nie otrzymamy…

                Z pewnością uogólniającym stwierdzeniem byłoby iż „każdy” z nas pełen jest wewnętrznych ran blokujących rozwój, ograniczających nasz potencjał i spychających nas na margines prawdziwego życia. Jednak, czy tego chcemy czy nie, nasze doświadczenia życiowe, zranienia z przeszłości, doznane krzywdy i upokorzenia, nawet te bardzo odległe i nieuświadomione bardzo mocno wpływają na nasze obecne życie, nie pozwalając nam rozwijać się w wolności, szczęściu i spontanicznym wyrażaniu siebie. Osobiście często mam wrażenie, jakbym poruszał się w życiu na „zaciągniętym hamulcu ręcznym”.

                Lęk przed prawdziwym życiem jest cichym zabójcą. Powoli umieramy za życia, wyzbywając się marzeń, pragnień, pasji…  Zacytuję tutaj słowa o. Pawła Kosińskiego SJ, które znakomicie oddają tą sytuację:
                „Człowiek zraniony, który ma negatywny obraz samego siebie bardzo często doświadcza różnego rodzaju lęków. Jego sytuacja przypomina po trosze sytuację więźnia. Z jednej bowiem strony człowiek uwięziony tęskni do wolności, ale gdy ją uzyskuje, bardzo często powraca do więzienia, bo życie poza nim zmieniło się tak bardzo, że nie odnajduje się on już w tym innym świecie.

                W więzieniu zna wszystko i wszystkich. Wytworzył sobie pewien "modus vivendi" (sposób życia) i wie, jak przetrwać. Kiedy wychodzi na wolność, zostaje pozbawiony tych "sieci" odniesień.      Podobnie jest z tymi, którzy żyją złudzeniami, jakby we śnie. Czasami "warto" być chorym. Inni się nami wtedy zajmują, troszczą się o nas, człowiek czuje się bardziej potrzebny. Kiedy zdrowiejemy musimy podjąć odpowiedzialność na swoje barki. A to wcale nie jest czasami przyjemne. Podobnie dzieje się z ludźmi, którzy przez całe życie pozwalali decydować innym za siebie. Kiedy sami staną wobec konieczności podejmowania osobistych decyzji, ogarnia ich straszliwy niepokój.

                W każdym z nas istnieje ten lęk przed wyjściem z naszego więzienia, z naszej choroby, lęk przed życiem. Znamy nasz mały świat, mamy swoje przyzwyczajenia, przyjaciół, sposoby postępowania. Wiemy jak sobie poradzić z pewnymi trudnościami, jak uciec przed doskwierającym uczuciem smutku i osamotnienia. To nasze uciekanie przed życiem dotyczy także ucieczki przed Bogiem. Bo On jest nieprzewidywalny. Jeśli pójdę za Nim, wszystko traci swoją pewność, musiałbym postawić krok w nieznane. Wydaje się jakby w tym momencie zawalił się nasz świat. Przed czymś takim uciekamy.” (http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,267,lek-przed-prawdziwym-zyciem.html)

                Każdemu z nas (i tu już nie uogólniam), Bóg ofiarował ogromny potencjał,  zarówno w sferze duchowej jak i psychicznej. Biblia naucza, że Bóg stworzył człowieka na swój obraz. Oznacza to, że uzdolnił nas do odkrywania Jego obecności w świecie i Jego planu wobec człowieka. Nasza ludzka natura odzwierciedla niektóre z Bożych atrybutów, chociaż w ograniczony sposób. Potrafimy kochać, ponieważ zostaliśmy stworzeni na obraz Boga, który jest miłością (1 Jana 4.16). A ponieważ jesteśmy stworzeni na Jego obraz, potrafimy być współczujący, wierni, uprzejmi, cierpliwi i sprawiedliwi, dobrzy dla siebie i innych. – Ukryty w nas jest ogromny potencjał, można by powiedzieć moc stwórcza, aby każdego dnia, tu i teraz, startując z miejsca, w którym aktualnie w życiu się znajdujemy, stawać się lepszym i wartościowszym człowiekiem, rozwijać swoje zdolności i umiejętności, realizować marzenia i pragnienia, wyjść z cienia swych lęków, braku poczucia swojej wartości, apatii i rezygnacji.

                Bóg w osobie Jezusa Chrystusa stał się człowiekiem również po to, aby człowiek mógł bardziej stać się człowiekiem we wszystkich swoich aspektach: duchowych, psychicznych, fizycznych i społecznych. Wiara i wspólne wyruszenie w podróż z Jezusem na nieznane jeszcze drogi własnego życia zapewni Ci siłę i odwagę. A odwagi i siły potrzeba Ci będzie dużo. Nie mówię, że będzie łatwo i sielankowo. Czasami się popłaczesz, czasami zabłądzisz i będziesz musiał zawrócić, czasami małym palcem u nogi uderzysz w kamień, ale gwarantuję Ci jedno: będziesz wiedział że żyjesz, swoim życiem!

                Jezus nie mędrkował na ambonach i salonach. Na swojej drodze spotykał człowieka, spotykał życie i temu życiu dawał Życie. Każdemu człowiekowi zwracał jego godność, motywował do działania, obdarzał szacunkiem, poczuciem własnej wartości. Stronił od tych, którym wydawało się, że pozjadali wszystkie rozumy i mają monopol na Boga, od tych, którzy mieli prowadzić ludzi do wiary a byli w rzeczywistości „pobielanymi grobami”, z zewnątrz udający nieskazitelnych a w sercach pełni zgnilizny i kości.

                Przeciwnie, Jezus spotykał człowieka utrudzonego życiem, poranionego, zagubionego, czasami sparaliżowanego swoimi słabościami, jakiekolwiek by one nie były, szukającego z pokorą odpowiedzi na to jak żyć. – Takiemu człowiekowi mówił: „jesteś wielki”, masz siłę, dasz radę – „wstań i chodź”. (Łk 5, 17-26)
               
                „Z królestwem niebieskim jest jak z człowiekiem, który wybierając się w daleką podróż przekazał swój majątek służbie. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, a trzeciemu jeden. Służący, którzy otrzymali pięć i dwa talenty, puścili je w obieg i zyskali drugie tyle. Trzeci sługa, który otrzymał jeden talent, zakopał go w ziemi. Gdy pan powrócił, zaczął rozliczać się ze wszystkimi. Gdy pierwsi dwaj przynieśli mu pomnożone talenty, pochwalił każdego z nich słowami:
„Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości swego pana”
Trzeci sługa przyniósł otrzymany od pana jeden talent i powiedział:
„Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: żniesz tam, gdzie nie posiałeś, i zbierasz tam, gdzie nie rozsypałeś. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!”
Pan rozgniewał się na te słowa i kazał odebrać talent trzeciemu słudze i oddać temu, który ma dziesięć talentów.
„Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma”
Rozkazał też trzeciego sługę, jako nieużytecznego, wyrzucić na zewnątrz, w ciemności, gdzie będzie „płacz i zgrzytanie zębów”.
                                (Ewangelia wg Św. Mateusza: 25, 14-30)
               
                Każdy ze sług otrzymał od właściciela inną liczbę talentów. Od razu nasuwa się przypuszczenie o niesprawiedliwość – dlaczego pierwszy z nich dostał pięć, a inny tylko jeden? Podobnie jest w naszym życiu – niektórzy są bogatsi, inni biedni, jedni mądrzejsi, inni mniej inteligentni, i często nie zależy to od ich osobistego wysiłku. Przypowieść o talentach wyjaśnia tę pozorną Bożą niesprawiedliwość. Jeden talent to około 34 kilogramów złota – jest to więc niewyobrażalne bogactwo. Trzeci sługa nie został więc pokrzywdzony, została mu ofiarowana przeogromna suma.  


                Ty również masz talent, jeden, dwa, pięć, dziesięć… Nie ważne, koniec użalania się nad sobą, przed Tobą jest życie, wszystko co najpiękniejsze jest jeszcze do zdobycia, bez względu na to co chciałbyś osiągnąć znajduje się to po drugiej stronie lęku!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz