Na swojej drodze duchowej spotkasz
wielu „przewodników uzurpatorów”, którzy za marne grosze własnej pychy,
samouwielbienia i władzy, będą chcieli Ci sprzedać mapę lub wręcz zaprowadzić
cię do celu twojej podróży duchowej. Jak kupcy na placu targowym, przekrzykiwać
się będą iż to właśnie oni posiadają wiedzę. Będą wychodzić na place, rynki i
ołtarze, ubrani w bisiory i płaszcze z frędzlami, aby dodać sobie powagi i majestatu.
Wymachiwać będą pergaminami, wskazując tłustymi paluchami skostniałe slogany,
wyroby własnej wiary „sfabrykowanej”, „upakowanej”, skondensowanej w
zdefiniowanych formułach. Jeżeli nie będziesz chciał kupić ich produktu, będą
ci grozić: „Jest napisane!” – Oni już w żadną podróż nie wyruszą, znają
wszystkie odpowiedzi, które zwalniają ich od podjęcia drogi, od ryzyka, „z
przyzwolenia na zranienie cierniem przebijającym serce i głowę” – jak mówi mój
towarzysz drogi - Alessandro.
Od nazbyt dawna w Kościele stwierdza
się, że największym, niepokojącym problemem są ci „odlegli”, „zagubieni”, „synowie
marnotrawni”, podczas gdy rzeczywistym problemem, który koniecznie trzeba
rozwiązać, stanowią ci „najbliżsi”. Oni już nie szukają, zatrzymują się w
drzwiach, nigdy sami nie wchodzą i uniemożliwiają wejście innym (Mt 23, 13).
Unikaj ich! Tych, którzy dali mi
najcenniejsze rady na drogę nie spotkałem w pałacach, błyszczących świątyniach,
na szklanych ekranach ale ukrytych, w ciszy, samotności, wysoko w górach…, blisko
Tego o którym mówili.
„Nazajutrz zobaczył (…) Jezusa…”
(J 1, 29)
„Rada przekazana szeptem: uważaj żebyś nie pomylił
adresu, uważaj przede wszystkim na fałszywe adresy, które ktoś ci wskazuje.
Musisz kierować się tam, gdzie On mieszka, czyli nie zadowalać się sąsiedztwem,
zależnością, przedpokojami pałaców, które chciałyby mieć coś z Nim wspólnego.
On nie mieszka w zakrystii i niekoniecznie znajduje się w
kościele. Jak zauważa Luisito Bianchi: <<Kościoły są wszędzie, na każdym
kroku. Ale sacrum nie znajduje się w ich środku: ono wyszło i krąży ulicami,
gdzie są przechodnie, i jest zamknięte w każdym pokoju, w którym znajduje się
człowiek.>>
On nie bywa na placach, na stadionach, gdzie mają miejsce
głośne i poprawne spektakle religijne. Tam, gdzie rozbrzmiewa aplauz, On czuje
się zażenowany i oddala się stamtąd, ponieważ podejrzewa, że u jego podstaw
leży ogromne nieporozumienie.
Nie odnajdziesz Go w statystykach, w zapytaniach, w
wielkich liczbach. Wydaje się, że wielkie liczby są dla Niego zbyt małe…
Nie odnajdziesz go w triumfach. On maszeruje z
pokonanymi, z upokorzonymi prorokami, głodnymi, prześladowanymi, wyszydzonymi. Odważyłbym
się powiedzieć, że stoi po stronie tych, których zapyziali ortodoksyjni
biurokraci uznali za „heretyków”. Kocha „dysydentów” z powodu ich wierności Ewangelii.
Ustawia się w szyku z tymi, którzy przegrywają swoją
walkę przeciwko możnym danego czasu.
Trzyma się z daleka od miejsc, gdzie dominuje pieniądz.
Nie interesuje się polityką, władzą, karierą.
Preferuje niewidzialność. Wielkie dzieła nie mają z Nim
nic wspólnego.
Zamieszkuje raczej samotnie, na uboczu tłumu.
Nie ma Go podczas debat i polemik, oddala się od masowych
manifestacji.
Jest w ciszy a nie w hałasie.
Zamieszkuje w prawdziwym, codziennym życiu, w trudzie, w
niedoli istnienia.
Jest obecny w obliczach osób pozornie nic nieznaczących, które
codziennie spotykasz, a nie w „zamaskowanych” osobistościach.
Jest daleki od blasku świateł, przebywa na korytarzu
szpitala, hospicjum, w rodzinie, siada opuszczony na ławce, na której ktoś
złożył swoją słabość.
Nie zamieszkuje w pobożnych wieczernikach, do których nie
maja wstępu rzeczywiste problemy, ani w elitarnych klubach, gdzie kultywuje się
fantazje.
Zamieszkuje w prostocie, skromności, bezimienności,
małości, marginalności.
Znajdziesz Go w zakamarkach, kątach, kryjówkach.
Powiedziałbym nawet, że znajdziesz Go daleko od „swoich”
albo od tych, którzy za takich się uważają, raczej spotkasz Go o nieoczekiwanej
godzinie siedzącego na skraju studni z kobietą uznawaną za mało przyzwoitą.
Znajdziesz go za stołem z grzesznikami, siedzącego w
jadłodajni nędzników, przycupniętego na schodku u drzwi klasztoru. Daremnie szukać
Go na oficjalnych bankietach, gdzie nie ma dla Niego miejsca, chociaż bardzo
dużo się tam o Nim mówi; czułby się tam nieswojo, wydawałoby mu się, że nie
pasuje do tego towarzystwa albo że służy mu tylko za pretekst.
Tam gdzie jest
humanitaryzm, gdzie jest miłosierdzie…
Ze spokojem nie zwracaj uwagi na wskazówki tych, którym się
wydaje że wiedzą, gdzie On mieszka.
Nie wierz temu opętanemu, który ciągle podkreśla raczej
wszechobecność demona niż Jego dyskretną obecność; który pod nogami otwiera ci
klapę do piekła; który podżega cię przeciwko „zewnętrznym” nieprzyjaciołom,
zaniedbując wrogów domowych, bardziej przejmujących.
Śmiej się w twarz temu, kto stosuje strategię strachu.
Wzruszaj ramionami na widok tych, którzy uciekają się do
podstępów, do gróźb, do wszelkiego rodzaju szantażu.
Nie traktuj poważnie tego niepowściągliwego „zwierzającego
się”, dla którego, wbrew dostojnemu wiekowi, mikrofon stanowi ekwiwalent lodów
dla łakomego dziecka, a kamera jest jak lustro dla jego niepohamowanego narcyzmu; raczej mu współczuj.
Nie ufaj wszechobecnym. Nie trać czasu na słuchanie
czczego gadania…
Nie szukaj informacji w oficjalnych dokumentach.
Jednym słowem, aby domyśleć się gdzie On mieszka, trzeba
przede wszystkim zorientować się, gdzie nie mieszka, żeby nie wpadać w pułapki,
nie dać się zwieść etykietom, napisom, znakom, szelestowi ceremonialnych szat.
To wewnętrzny głos sugeruje ci: „On jest tam… nie szukaj
Go gdzie indziej”.
Ostatnie wskazówki, jak sądzę fundamentalne:
- Tam gdzie jest humanitaryzm, On jest obecny,
- Tam, gdzie jest miłosierdzie, jest Jego dom.
(Alessandro
Pronzato, „Spotkać Jezusa - i zmienić wszystko.”)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz