piątek, 24 października 2014

Duch Święty w niebezpieczeństwie

                 
               
Czyli o tym, jak można innym obrzydzić chrześcijaństwo

                 Tak jak obiecałem będzie to już ostatni wpis w ramach wstępu do bloga. W pewnym momencie chciałem już zrezygnować, pomyślałem: walka z wiatrakami ale nie mogłem się powstrzymać, to wewnętrzne poczucie „niezadowolenia”, nie-święte oburzenie, złość pomieszana z chwilami rezygnacji sprawiły, że postanowiłem jeszcze rzucić na tapetę jeden problem.  Ale do rzeczy! – Jak wspomniałem we wcześniejszych postach, od jakiegoś czasu interesuję się zagadnieniami rozwoju osobistego. Na bieżąco śledzę kilka ciekawych blogów związanych z tą tematyką. Dużo czytam, szukam w necie, analizuję. Czasami się zatrzymam gdzieś na dłużej, czasami szybko uciekam widząc ezoteryczne bzdury. Przez ten czas zrobiłem sobie listę ciekawych a zarazem interesujących blogów, gdzie pasjonaci, ludzie doświadczeni i kompetentni starają się przekazać swoją wiedzę i umiejętności innym, wydobyć na powierzchnię ogromny potencjał możliwości znajdujący się w każdym bez wyjątku człowieku, otwierając nowe horyzonty i perspektywy w praktycznie każdej z dziedzin życia człowieka. – A że robią to za kasę..? – Jeśli ktoś ze swojej pasji jest w stanie stworzyć źródło utrzymania, to tylko mu pogratulować i pozazdrościć…, tym bardziej jeśli sprawia, że czyjeś życie staje się lepsze, pozytywniejsze i nabiera blasku. Czy można się tym zgorszyć? – Okazuje się że tak!

        Buszując w Internecie spotkałem artykuł przedstawicieli jednego z Kościołów, podpisanych jako Orla i Darek. Artykuł („Coaching w Kościele – dlaczego nie? Już mówię!”) dotyczył coaching’u w Kościele. Autorzy opierając się na przykładzie jednego z duchownych Kościoła Ewangelicznego, który zarazem jest coach’em rozwoju osobistego, stworzyli długi wywód na temat zagrożenia jakie niesie ze sobą sama idea coaching’u  dla Kościoła, wiary i wierności Jezusowi.

                Podając definicję coaching’u, zaczerpniętą ze strony internetowej profesjonalnego coach’a Piotra Cieplińskiego, autorzy starają się udowodnić opozycję pomiędzy celami i metodami rozwoju osobistego a Osobą, nauczaniem i  misją Jezusa Chrystusa.

                Zaczerpnięta definicja coaching’u ze strony pana Piotra Cieplińskiego brzmi: 

       "Coaching jest interaktywnym procesem, który pomaga pojedynczym osobom lub organizacjom w przyspieszeniu tempa rozwoju i polepszeniu efektów działania”. „Coachowie pracują z klientami nad zagadnieniami związanymi z biznesem, rozwojem kariery, finansami, zdrowiem i relacjami interpersonalnymi.

             Dzięki coachingowi klienci ustalają konkretniejsze cele, optymalizują swoje działania, podejmują trafniejsze decyzje i pełniej korzystają ze swoich naturalnych umiejętności.
                Profesjonalni coachowie słuchając i obserwując klienta dopasowują swoje podejście do jego potrzeb, tak aby pomóc klientowi w dochodzeniu do rozwiązań oraz strategii działania.
                
          Coachowie wychodzą z przekonania, że klient jest z natury kreatywny i pełen pomysłów.

                Zadanie coacha polega na wydobyciu tych umiejętności, zasobów i kreatywności, które klient już posiada.
                Rola coacha polega na stworzeniu nowej często bardziej obiektywnej perspektywy na zagadnienie oraz dzieleniu się informacją zwrotną.

                Odpowiedzialność za podjęcie decyzji oraz podjęcie działań pozostaje w rękach klienta.”

                Autorzy artykułu przeciwstawiają rolę i zadania trenerów rozwoju osobistego Osobie i nauczaniu Jezusa Chrystusa, jak gdyby coaching miał stanowić jakąś konkurencję dla religii. Inne są zadania i cele stawiane przez religię a inne przez dziedziny rozwoju osobistego stosowane w coaching’u. Rozwój człowieka odbywa się na różnych płaszczyznach (duchowym, religijnym, społecznym, zawodowym) i różne są metody pomagające człowiekowi osiągnięcie tego rozwoju. A co może być złego w tym, że do metod stosowanych w profesjonalnym coaching’u, psychologii, psychoterapii stosowane są wartości chrześcijańskie??? Według autorów artykułu, wprowadzenie na grunt Kościoła idei rozwoju osobistego odbiera Jezusowi należne mu miejsce Boga i Nauczyciela, stawiając Go na tym samym poziomie co osoba coach’a, lub odwrotnie, przypisując trenerowi rozwoju osobistego pozycję należną w życiu człowieka Bogu i Duchowi Świętemu… Od dłuższego czasu śledzę kilka stron internetowych związanych z rozwojem osobistym i jeszcze nie spotkałem się z roszczeniem sobie prawa bycia Nauczycielem przez jakiegokolwiek psychologa lub coach’a. (Oczywiście nie mówię tu o tych skłaniających się ku ezoteryce, gdyż nawet świeccy trenerzy rozwoju osobistego bezwzględnie odrzucają te pseudonaukowe i wyssane z palca metody.)

          Przykład z rozwojem osobistym jest tylko jednym z wielu przykładów na pretensjonalne i aroganckie roszczenie sobie prawa do monopolu na rozwój duchowy i egzystencjalny człowieka.  

                Deprymujące są postawy niektórych grup lub jednostek w Kościele, które roszczą sobie prawo do wytyczania kierunku działania Duchowi Świętemu. Podpierając się punktowo wybranymi fragmentami z Pisma Świętego, często zupełnie wyrwanymi z kontekstu lub skostniałymi i wytartymi już sloganami, próbują narzucić innym swój punkt widzenia, nie zdając sobie sprawy z tego, że to właśnie oni stawiają się w pozycji Nauczyciela. Stawiają się ponad innymi, ich język i postawy bardziej przypominają sekciarskie praktyki niż chrześcijański dialog i otwartość na działanie Ducha Świętego. Obcinają skrzydła Duchowi Świętemu, aby bić się do ostatniej kropli pychy…

                Papież Franciszek, w jednym z kazań na temat Ducha Świętego jasno postawił pytanie: „Kim my jesteśmy, by zamykać drzwi Duchowi Świętemu?” Wskazał, iż często dręczy nas pokusa aby zablokować Duchowi drogę. Powiedział, że: „Duch Święty wieje kędy chce, ale jedna z powszechnych pokus polega na tym, że chcemy zablokować Mu drogę i skierować Go tam, gdzie my chcemy”. Przypomniał, że ta pokusa doprowadziła do napięć już w pierwszej wspólnocie chrześcijańskiej, gdy poganie przyjęli słowo Boże. Wówczas chrześcijanie pochodzenia żydowskiego robili wymówki Piotrowi, co wywołało wewnętrzny konflikt. Chcieli stworzyć hermetyczną grupę z pogardą patrząc na innych.

                Z lekką ironią Papież Franciszek zapytał: „A jeśli jutro przybyłaby wyprawa Marsjan i przykładowo niektórzy z nich przyszliby do nas. Marsjanie. Zieloni, z długim nosem i wielkimi uszami, jak przedstawiają ich dzieci… I któryś z nich powiedziałby: 'Ale ja pragnę Chrztu!'. - Co, by się wydarzyło?”

                Papież kontynuuje: „„Kiedy Pan pokazuje nam drogę, kimże my jesteśmy, by mówić: 'Ależ Panie, to jest niebezpieczne! Nie róbmy tak!'. I Piotr w tej pierwszej diecezji podejmuje tę decyzję: 'Kimże ja jestem, by stawiać przeszkody?'. To piękne słowa dla biskupów, dla księży, a także dla wszystkich chrześcijan. Kimże jesteśmy, by zamykać drzwi?”

                „Jak bardzo można z chrześcijaństwa zrobić coś obrzydliwie martwego i odpychającego, coś w czym w ogóle nie widać Ewangelii-Dobrej Nowiny?” - zapytał ks. Łukasz Kachnowicz na łamach portalu Fronda.pl

                Siostra Cristina Scuccia, wydała płytę. Nic nowego, bo swoje płyty wydawali już i księża i wydają je różne chóry zakonne... A jednak - właśnie zobaczyłem, że dla niektórych jest to okazja do tego, żeby znowu wpuścić trochę jadu... I to nie jest jad, który przychodzi od ludzi spoza Kościoła, ale od tych, którzy mienią się „fejsbukowymi” lub publicystycznymi obrońcami wiary, prawowierności, moralności...

                Oczywiście, mają oni już swój osąd na temat siostry. Już jest skatalogowana. Aż się chce zapytać, czy poza różnymi tekstami papieży, soborów i innych dokumentów, nigdy nie czytali Ewangelii, gdzie jest napisane: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni...”. Czy nie czytali Ewangelii o faryzeuszach, którzy chcą kamienować innych, mimo że sami żyją w obłudzie, fałszu i grzechu? Czy nie znają historii św. Pawła, który w imię prawowierności dyszał chęcią zabijania "nieprawowiernych", ale po spotkaniu Jezusa zrozumiał, że to nie jest droga ucznia Chrystusa...?
                Jak bardzo można z chrześcijaństwa zrobić coś obrzydliwie martwego i odpychającego, coś w czym w ogóle nie widać Ewangelii-Dobrej Nowiny?
                Tymczasem właśnie Kościół jest żywy i pełen Dobrej Nowiny. Kościół, w którym działa ten sam Jezus, który mówi w Ewangelii, że nie przyszedł potępiać, ale zbawiać.
                A tu można posłuchać Siostry Cristiny:

 https://www.youtube.com/watch?v=r0e8Uve7cJU

                Niektórzy chrześcijanie, wywodzący się z różnych kręgów Kościoła przypominają przysłowiowego psa ogrodnika, co to sam się nie naje i innym nie da. W ich wypowiedziach ciągle widać rozgoryczenie, żółć, a na dodatek walczą z tymi, którzy przeżywają swoją wiarę w sposób żywy, czerpią z niej radość.

             Jezus dawał człowiekowi poczucie własnej wartości, zwracał mu godność, wydobywał na zewnątrz potencjał i piękno każdego człowieka, pokazywał drogę ale pozostawiał człowiekowi całkowitą wolność wyboru – o tym mówi Ewangelia. Jest najwspanialszą księgą rozwoju duchowego, osobistego i drogą do Nieba 

               „Gdy wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: "Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?" Jezus mu rzekł: "Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę". On Mu rzekł: "Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości".  Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: "Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!"  Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.” (Ewangelia Św. Marka 10, 17-22)

                Jeszcze parę słów od mojego przewodnika duchowego, ks. Alessandro Pronzato
                „Zachowanie niektórych nawróconych, którzy od razu wchodzą na mównicę (oprócz tego, że wystawiają się na pokaz), aby udzielać lekcji i to tonem aroganckim, z nonszalancją, a czasami nawet pogardliwie, budzi we mnie zawsze podejrzenia i czyni mnie rozdrażnionym.

                Wydaje się im, że znaleźli klucz pozwalający ominąć wszystkie tajemnice, zdobyli sposób rozstrzygający nieomal każdą wątpliwość. Wkładają więc zbroję rycerza i angażują się w tysiące bitew, łącznie z tymi najbardziej nieprawdopodobnymi i bezużytecznymi. Apologetyka pozbawiona skrupułów staje się ich uprzywilejowanym polem działania. Robią wrażenie, jakby przyjęli misję uczynienia siebie obrońcami Boga.
               
                Potrafią – niezdarnie – żąglować w świetle triumfu najbardziej mrocznymi stronami historii Kościoła, nie dostrzegając, że to nie jest miłość do niego (bo jest dziecinna, strachliwa i krucha). Miłość dojrzała natomiast akceptuje cienie, plamy, nędzę ludzką, obecność tajemnicy nieprawości.
               
                 Z pewną zuchwałością powiem, że są rozrzutnymi synami, nęconymi raczej przez tłustego cielca niż przez Ojca. Tym sposobem powiększają szeregi „starszych braci”, szemrzących i oskarżających. Licznym z nich brakuje wymiaru ciszy, umiejętności ukrycia się, kontemplacji. Przeskoczyli etap mistyki, aby rzucić się w wir dyskusji i polemiki.
                Ciężko im się przyznać: „Jeszcze nie zrozumiałem”. A to dałoby im wiarygodność.

                Kończę wstęp do tego bloga! Dość tych wywodów!

                Wszystko co w tym blogu znajdziesz NIE traktuj jako prawdy i odpowiedzi na Twoje pytania. Myslisz inaczej? I chwała Ci za to! Po to Bóg dał Ci rozum i serce. Droga jest przed Tobą, ona tu się nie kończy. Tu możesz znaleźć jedynie strzępki mapy ale drogę przejść musisz sam. Musisz szukać, zadawać pytania, kwestionować odpowiedzi… Musisz ciągle iść do przodu. – Jedno jest pewne, musisz porzucić swoje pewniki, własne schronienie, wygodny dom. Nie można rozpocząć szukania, jeżeli nie jest się przygotowanym, żeby opuścić coś lub kogoś. I nie jest się poszukiwaczem, jeżeli nie pragnie się smaku przygody i ryzyka. Prawdziwi poszukiwacze, dla których zostały zarezerwowane najbardziej nieoczekiwane odkrycia, to osoby gotowe wydeptywać szlaki najrzadziej uczęszczane…

               
                     Weź Biblię jako kompas, resztę zostaw, będzie Ci tylko ciążyło…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz