8 grudnia, zamglona i zimna Warszawa.
Ostatnią rzeczą na którą człowiek ma ochotę, to wyjść z domu i zrobić sobie
porządny spacer. Toczyła się we mnie wewnętrzna walka, która była polem bitwy
dla walczących ze sobą sił dobra i zła. Z jednej strony ten wyjątkowy dzień i
obiecana przez Maryję „Godzina Łaski”, z wszelkimi błogosławieństwami z niej
płynącymi a z drugiej strony perspektywa spotkania się z lodowatą i mglistą
aurą, która spowija miasto. Myśl „przewrotna”: przecież Maryja powiedziała, iż
można również tą godzinę przeżyć w domu, w ciepłym przytulnym gniazdku,
wystarczy się modlić… Kilka chwil wahań i wewnętrznego dialogu, argumenty za i
przeciw i wreszcie pierwsza łaska… Decyzja podjęta, idę przeżyć tą Godzinę z
innymi, przed Najświętszym Sakramentem, przecież od kilku dni na tę chwilę
czekałem, tym bardziej, że sporo spraw muszę zanieść Bogu przez wstawiennictwo
Maryi.
Szybko przekonałem się, że była to
właściwa decyzja. Kościół wypełniony po brzegi nie tylko seniorami ale również młodymi
ludźmi, chociaż pora dnia wskazywała na to, że powinni być o tej „Godzinie” w
szkole lub pracy. Patrząc na tych ludzi, pochylonych i skupionych na modlitwie
wyobraziłem sobie jak wiele przeróżnych historii życia zebrało się w tym
miejscu i o tej godzinie, historii pełnych cierpienia, bólu, samotności, odrzucenia,
troski o najbliższych… Spotkały się tu własne porażki i lęki, serca skołatane
zmartwieniami, niepewnością przed jutrem, bezsilnością wobec przeżywanej
rzeczywistości…
Fascynująca jednak w tych ludziach
była jedna rzecz: nie widać było w ich oczach rozpaczy i rezygnacji. Spojrzenia
przemykające się od Najświętszego Sakramentu do wizerunku Matki Bożej
napełnione były czymś nadzwyczajnym, nie pochodzącym z tego świata… NADZIEJĄ.
Nadzieja budowana na silnym
fundamencie wiary i bezwarunkowego zaufania jest siłą, która potrafi pomóc
przetrwać najtrudniejsze chwile w życiu. To właśnie ta siła nadziei
przyprowadziła nas w to miejsce i o tej „Godzinie”. Pierwszym z owoców tej „Godziny”
był chyba pokój w sercu, wiele osób wychodziło z świątyni uśmiechniętych,
powracających do życia z nową siłą, energią, entuzjazmem… Podniesione głowy,
wyprostowane plecy i ten wyraz twarzy rzucający wyzwanie rzeczywistości.
Nawet najciemniejsza noc duszy nie
trwa wiecznie! Chyba, że jej na to pozwolimy!
Bywają chwile w życiu, w których mamy
wrażenie, że grunt usuwa się nam spod nóg. Nie tylko nie mamy po czym chodzić,
ale nawet nie mamy gdzie się zatrzymać lub odpocząć. Bardzo chcielibyśmy dokądś
uciec, zostawić wszystko za sobą i zacząć od zera, inaczej, w innym miejscu, z
kimś innym… Choroba, samotność, porzucenie, zdrada, problemy rodzinne,
finansowe. Często nawet chcielibyśmy być kimś innym, powtórnie narodzić się w
innym miejscu i okolicznościach.
Hiszpański mistyk św. Jan od Krzyża
nazwał ten rodzaj kryzysu „ciemną nocą duszy”. Oczywiście miał on na myśli
bardziej sytuacje związane z wiarą i poczuciem obecności Boga w życiu, jednak
człowiek nie stanowi jednostki składającej się z kilku odrębnych części ale
wszystko stanowi jedność, zarówno sfera psychiczna, duchowa jak i fizyczna.
Kiedy cierpi jeden z aspektów ludzkiej osoby, cierpi całość. Ciemna noc duszy
to również smutek, żal, rozgoryczenie, rozczarowanie, osamotnienie, porzucenie
i wiele jeszcze innych form cierpienia, które nas dotykają na co dzień.
„Ciemna noc”, to bardzo dobre
porównanie. Jeżeli żyjemy jakimś zmartwieniem, często zdarza się, że nie możemy
spać. Budzimy się przed świtem, kiedy świat jest jeszcze pogrążony w
ciemnościach. Noc wydaje się trwać bez końca. Lęk przenika serce i czujemy się
zupełnie sami. Trudno jest odnaleźć wyjście z sytuacji, chcielibyśmy, aby sen
trwał na zawsze…
Czasami mamy poczucie, że również życiowe
kryzysy będą trwać w nieskończoność, nie dając nadziei na rozwiązanie. W takich
chwilach człowiek jest skłonny uwierzyć, że nie warto żyć, a świat (w tym
rodzina, szkoła, praca, znajomi) lepiej sobie poradzą, kiedy nas już nie
będzie. A my będziemy wolni od całego tego ciężaru, który nas przygniata…
Nie jest to jednak prawda. Mamy po co
żyć! Każdy człowiek na świecie ma powód, by żyć. Każdy ma znaczenie i każdy ma
swoją rolę do odegrania w tym życiu. Najważniejsze,
aby nie dać się zdominować obecnej sytuacji.
Kiedyś słyszałem niesamowitą historię.
Bawiące się na chodniku dziecko potknęło się i wpadło wprost pod nadjeżdżający
samochód. W jednej chwili znalazło się pod samochodem. Przerażona matka
podbiegła i… nie zastanawiając się ani sekundy podniosła samochód! Historia
autentyczna! – Co ona nam mówi? Każdy człowiek posiada w sobie siłę i potencjał
do przekraczania niemożliwego. Ta siła drzemie uśpiona, ale jest ona obecna w
każdym z nas. Siła psychiczna, duchowa, fizyczna. Musi ona tylko zostać
uwolniona.
Najprostszym wyjściem jest poddanie
się, rezygnacja, narzekanie i bierność. Nie takiego jednak Bóg Cię stworzył.
Sytuacje trudne, mogą wbrew pozorom
okazać się bardzo przydatne do rozwoju człowieka. Mogą prowadzić do przekraczania
naszych ludzkich granic możliwości a przez to prowadzić do osiągnięcia pełni
człowieczeństwa. Nawet najtrudniejsze wydarzenia mogą stać się darem, dzięki
któremu wzrastamy w mądrości i sile.
Jeżeli znajdziesz się w sytuacji, w
której świat wydaje się walić, wyobraź sobie, że stoisz u dołu schodów. Światło
jest zgaszone. Nie wiesz więc, że masz przed sobą stopnie, które prowadza do
wyjścia. Jeśli poprosisz o włączenie światła, zobaczysz schody, które stopień
po stopniu oddalają od problemu, a prowadzą do rozwiązania. Nie bój się prosić! Oczyść umysł z
negatywnych myśli, zastąp je myślami pozytywnymi, pełnymi nadziei, myślami
zdrowymi, kreatywnymi. Przejmij kontrolę nad swoimi myślami, bo najczęściej to
właśnie one odcinają drogę wyjścia z mroku. Nie oceniaj sytuacji pod wpływem
emocji. Zachowaj obiektywizm i trzeźwy umysł.
Są ludzie, którzy każdą ciężką chwilę
witają słowami: „To jest błogosławieństwo”. Szukają przejawów łaski – i znajdują
ją! Nie ma problemów, których nie da się rozwiązać, są tylko problemy, których
jeszcze nie rozwiązałeś. Jeżeli nie znasz wyjścia z trudnej sytuacji, nie
znaczy to że jesteś bezwartościowy. Po prostu masz przed sobą okazję do
pokonania swoich ograniczeń.
Nawet po najciemniejszej nocy wstaje
świt. Trudne doświadczenie może być tylko chmurą, która zasłania słońce. Wewnętrzna
siła ofiarowana każdemu człowiekowi przez Boga, jest w stanie rozproszyć chmury
przesłaniające blask wewnętrznego słońca.
Największym owocem „Godziny Łaski”
jest właśnie NADZIEJA, to tu zaczynamy wspinaczkę na szczyt zwycięstwa.
Zawsze trzeba mieć nadzieję
OdpowiedzUsuń