wtorek, 8 grudnia 2015

Błogosławiona "Godzina Łaski" - Nowe tchnienie życia








8 grudnia, zamglona i zimna Warszawa. Ostatnią rzeczą na którą człowiek ma ochotę, to wyjść z domu i zrobić sobie porządny spacer. Toczyła się we mnie wewnętrzna walka, która była polem bitwy dla walczących ze sobą sił dobra i zła. Z jednej strony ten wyjątkowy dzień i obiecana przez Maryję „Godzina Łaski”, z wszelkimi błogosławieństwami z niej płynącymi a z drugiej strony perspektywa spotkania się z lodowatą i mglistą aurą, która spowija miasto. Myśl „przewrotna”: przecież Maryja powiedziała, iż można również tą godzinę przeżyć w domu, w ciepłym przytulnym gniazdku, wystarczy się modlić… Kilka chwil wahań i wewnętrznego dialogu, argumenty za i przeciw i wreszcie pierwsza łaska… Decyzja podjęta, idę przeżyć tą Godzinę z innymi, przed Najświętszym Sakramentem, przecież od kilku dni na tę chwilę czekałem, tym bardziej, że sporo spraw muszę zanieść Bogu przez wstawiennictwo Maryi.

Szybko przekonałem się, że była to właściwa decyzja. Kościół wypełniony po brzegi nie tylko seniorami ale również młodymi ludźmi, chociaż pora dnia wskazywała na to, że powinni być o tej „Godzinie” w szkole lub pracy. Patrząc na tych ludzi, pochylonych i skupionych na modlitwie wyobraziłem sobie jak wiele przeróżnych historii życia zebrało się w tym miejscu i o tej godzinie, historii pełnych cierpienia, bólu, samotności, odrzucenia, troski o najbliższych… Spotkały się tu własne porażki i lęki, serca skołatane zmartwieniami, niepewnością przed jutrem, bezsilnością wobec przeżywanej rzeczywistości…


Fascynująca jednak w tych ludziach była jedna rzecz: nie widać było w ich oczach rozpaczy i rezygnacji. Spojrzenia przemykające się od Najświętszego Sakramentu do wizerunku Matki Bożej napełnione były czymś nadzwyczajnym, nie pochodzącym z tego świata… NADZIEJĄ.

Nadzieja budowana na silnym fundamencie wiary i bezwarunkowego zaufania jest siłą, która potrafi pomóc przetrwać najtrudniejsze chwile w życiu. To właśnie ta siła nadziei przyprowadziła nas w to miejsce i o tej „Godzinie”. Pierwszym z owoców tej „Godziny” był chyba pokój w sercu, wiele osób wychodziło z świątyni uśmiechniętych, powracających do życia z nową siłą, energią, entuzjazmem… Podniesione głowy, wyprostowane plecy i ten wyraz twarzy rzucający wyzwanie rzeczywistości.

Nawet najciemniejsza noc duszy nie trwa wiecznie! Chyba, że jej na to pozwolimy!
Bywają chwile w życiu, w których mamy wrażenie, że grunt usuwa się nam spod nóg. Nie tylko nie mamy po czym chodzić, ale nawet nie mamy gdzie się zatrzymać lub odpocząć. Bardzo chcielibyśmy dokądś uciec, zostawić wszystko za sobą i zacząć od zera, inaczej, w innym miejscu, z kimś innym… Choroba, samotność, porzucenie, zdrada, problemy rodzinne, finansowe. Często nawet chcielibyśmy być kimś innym, powtórnie narodzić się w innym miejscu i okolicznościach.

Hiszpański mistyk św. Jan od Krzyża nazwał ten rodzaj kryzysu „ciemną nocą duszy”. Oczywiście miał on na myśli bardziej sytuacje związane z wiarą i poczuciem obecności Boga w życiu, jednak człowiek nie stanowi jednostki składającej się z kilku odrębnych części ale wszystko stanowi jedność, zarówno sfera psychiczna, duchowa jak i fizyczna. Kiedy cierpi jeden z aspektów ludzkiej osoby, cierpi całość. Ciemna noc duszy to również smutek, żal, rozgoryczenie, rozczarowanie, osamotnienie, porzucenie i wiele jeszcze innych form cierpienia, które nas dotykają na co dzień.

„Ciemna noc”, to bardzo dobre porównanie. Jeżeli żyjemy jakimś zmartwieniem, często zdarza się, że nie możemy spać. Budzimy się przed świtem, kiedy świat jest jeszcze pogrążony w ciemnościach. Noc wydaje się trwać bez końca. Lęk przenika serce i czujemy się zupełnie sami. Trudno jest odnaleźć wyjście z sytuacji, chcielibyśmy, aby sen trwał na zawsze…

Czasami mamy poczucie, że również życiowe kryzysy będą trwać w nieskończoność, nie dając nadziei na rozwiązanie. W takich chwilach człowiek jest skłonny uwierzyć, że nie warto żyć, a świat (w tym rodzina, szkoła, praca, znajomi) lepiej sobie poradzą, kiedy nas już nie będzie. A my będziemy wolni od całego tego ciężaru, który nas przygniata…

Nie jest to jednak prawda. Mamy po co żyć! Każdy człowiek na świecie ma powód, by żyć. Każdy ma znaczenie i każdy ma swoją rolę do odegrania w tym życiu.  Najważniejsze, aby nie dać się zdominować obecnej sytuacji.

Kiedyś słyszałem niesamowitą historię. Bawiące się na chodniku dziecko potknęło się i wpadło wprost pod nadjeżdżający samochód. W jednej chwili znalazło się pod samochodem. Przerażona matka podbiegła i… nie zastanawiając się ani sekundy podniosła samochód! Historia autentyczna! – Co ona nam mówi? Każdy człowiek posiada w sobie siłę i potencjał do przekraczania niemożliwego. Ta siła drzemie uśpiona, ale jest ona obecna w każdym z nas. Siła psychiczna, duchowa, fizyczna. Musi ona tylko zostać uwolniona.
Najprostszym wyjściem jest poddanie się, rezygnacja, narzekanie i bierność. Nie takiego jednak Bóg Cię stworzył.

Sytuacje trudne, mogą wbrew pozorom okazać się bardzo przydatne do rozwoju człowieka. Mogą prowadzić do przekraczania naszych ludzkich granic możliwości a przez to prowadzić do osiągnięcia pełni człowieczeństwa. Nawet najtrudniejsze wydarzenia mogą stać się darem, dzięki któremu wzrastamy w mądrości i sile.

Jeżeli znajdziesz się w sytuacji, w której świat wydaje się walić, wyobraź sobie, że stoisz u dołu schodów. Światło jest zgaszone. Nie wiesz więc, że masz przed sobą stopnie, które prowadza do wyjścia. Jeśli poprosisz o włączenie światła, zobaczysz schody, które stopień po stopniu oddalają od problemu, a prowadzą do rozwiązania.  Nie bój się prosić! Oczyść umysł z negatywnych myśli, zastąp je myślami pozytywnymi, pełnymi nadziei, myślami zdrowymi, kreatywnymi. Przejmij kontrolę nad swoimi myślami, bo najczęściej to właśnie one odcinają drogę wyjścia z mroku. Nie oceniaj sytuacji pod wpływem emocji. Zachowaj obiektywizm i trzeźwy umysł.

Są ludzie, którzy każdą ciężką chwilę witają słowami: „To jest błogosławieństwo”. Szukają przejawów łaski – i znajdują ją! Nie ma problemów, których nie da się rozwiązać, są tylko problemy, których jeszcze nie rozwiązałeś. Jeżeli nie znasz wyjścia z trudnej sytuacji, nie znaczy to że jesteś bezwartościowy. Po prostu masz przed sobą okazję do pokonania swoich ograniczeń.

Nawet po najciemniejszej nocy wstaje świt. Trudne doświadczenie może być tylko chmurą, która zasłania słońce. Wewnętrzna siła ofiarowana każdemu człowiekowi przez Boga, jest w stanie rozproszyć chmury przesłaniające blask wewnętrznego słońca.


Największym owocem „Godziny Łaski” jest właśnie NADZIEJA, to tu zaczynamy wspinaczkę na szczyt zwycięstwa.


1 komentarz: