„Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy
utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na
siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie
ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię
lekkie. (Mt 11:28-30)”
Wszyscy jesteśmy w większym lub
mniejszym stopniu zranieni. Rany otrzymujemy przez całe nasze życie, stają się
one częścią nas, a co gorsze często staja się „układem sterowania” naszej
egzystencji, relacji, pojmowania Boga i samego siebie. Tylko, jeśli będę w stanie
dostrzec swoje zranienia, będę w stanie zaakceptować siebie takim jakim jestem
oraz zaakceptuję zranienia drugiego człowieka.
Jeżeli nie zgadzam się zajrzeć w
głąb swojej duszy by zobaczyć całą tę mozaikę przeciwstawnych osobowości
zamieszkujących moje wnętrze, ponoszę ryzyko, że drugiemu człowiekowi przykleję
jakąś etykietkę, będę osądzał, krytykował, a nawet wypowiem to nieszczęsne
zdanie: „Nigdy nie potrafiłbym zrobić tego co ty!” – Totalna bzdura, sami znamy
siebie tak słabo, że w żadnym wypadku nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co bym
zrobił w określonej sytuacji. Iluzją jest myślenie, iż w 100% procentach
kieruję swoim życiem, emocjami, zachowaniami…
Jeżeli zaakceptuje swoje zranienia, będę
w stanie odkryć w swojej duszy Boże dziecko, poranione, wycofane i przysłonięte
okaleczoną psychiką, ale również, za poranioną osobowością i życiem drugiego
człowieka, będę w stanie ujrzeć jego prawdziwą naturę, czyli to co w drugim
człowieku jest piękne i dobre.
Wszyscy jesteśmy dziećmi tego samego
Ojca i dlatego też jesteśmy wszyscy, całkowicie i nieskończenie, przez Niego
kochani. – Nie tylko z tym, co piękne i dobre w nas, ale też z tym, co trudne,
bolesne, czego się boimy i wstydzimy.
<< Gdy Jezus siedział w domu za
stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i siedzieli wraz z Jezusem i Jego
uczniami. Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: "Dlaczego wasz
Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?" On usłyszawszy to,
rzekł: "Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie
i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo
nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników". >> Mt.
9,10
Odkrycie i zaakceptowanie mojego
prawdziwego „ja” i zwrócenie się z tym do Chrystusa, daje mi światło, wiarę i
nadzieję. Moje zranienia z przeszłości, dzięki łasce i miłości Jezusa staną się
punktem wyjścia do uzdrowienia i nawrócenia.
Świadomość
obecności „ciemnej strony” w mojej osobowości, moich zranień i upadków sprawia,
że więcej jest we mnie pokory, zrozumienia, litości. To wszystko pomaga mi
przebaczyć i traktować bliźniego, jako tego, który również ma prawo być dzieckiem
Boga pomimo swoich zranień, słabości, popełnionych błędów.
Zaakceptuj
swoje zranienia z przeszłości
Brak prawdy o sobie, tłumienie lub
ukrywanie swoich ran, upiększanie swojej przeszłości, budowanie sobie fałszywej
fasady może być bardzo destrukcyjne dla naszego życia. Mówienie: „ja nie mam
żadnych problemów”, „jestem w porządku”, „mnie żadne zranienia nie dotyczą”…,
jest okłamywaniem samego siebie. Blokujemy sobie w ten sposób możliwość
nawrócenia i przemiany życia. Jesteśmy marionetkami nieświadomymi tego, że
wewnętrzne rany na sercu pociągają za sznurki naszego życia.
Mogę rozpoznać fakt istnienia
zranień z przeszłości, moich wewnętrznych ran w sercu poprzez ich objawy w
codziennym życiu. Jestem surowy, nieprzejednany, nie potrafię przebaczyć,
krytykuję, obmawiam, plotkuję, jestem kłótliwy, nieczuły, arogancki; jestem
złośliwy, agresywny, gwałtowny; użalam się nad sobą, jest we mnie poczucie
krzywdy, obwiniam innych za moje problemy. Brak mi poczucia własnej wartości,
zamykam się w sobie; jest we mnie poczucie ciągłego zmęczenia, pustki, lęku
przed samotnością…
Mogę również te rany dostrzec
poprzez to, że jestem drażliwy, zgorzkniały, mam kompleksy, porównuję się z
innymi; walczę o dominację, wymagam od innych posłuszeństwa i uwagi, manipuluję
ludźmi, mam różnego rodzaju obsesje, natrętne myśli; wiecznie jestem niezadowolony
i negatywnie oceniam innych.
Skąd wzięła się większość zranień w
naszych sercach tego nie wiemy. Było to czasami tak dawno, że po prostu ich już
nie pamiętamy. Pierwsze lata dzieciństwa skazane są w sposób szczególny na
otrzymywanie wewnętrznych ran. Byliśmy zbyt młodzi, aby obiektywnie analizować
sytuacje w których się znajdywaliśmy.
Być może
zostaliśmy pozbawieni miłości, akceptacji, zbyt wiele od nas wymagano. Być może
nie okazano nam szacunku, ignorowano nas, wyśmiewano. Być może zostaliśmy
odrzuceni przez osoby, które kochaliśmy, czuliśmy się samotni, niechciani,
zdradzeni. Przyczyn powstania zranień w naszej przeszłości może być bardzo
dużo.
Zranienia w
sercu jednak są i świadczą o tym nasze zewnętrzne zachowania, sposób myślenia,
przekonania i uprzedzenia. Nasze uczucia i emocje bardzo mocno ukazują obecność
zranień z przeszłości, które wciąż żywo sterują naszym życiem.
Istnieje w nas tendencja do
obwiniania drugiego człowieka za to, jak się czujemy, czy jesteśmy szczęśliwi
czy tez nie. Obwiniamy go za nasze cierpienia, porażki, problemy… Ale tak
naprawdę, drugi człowiek jest tylko „wyzwalaczem” tego, co już w naszych
sercach jest od dawna, drugi człowiek przypomina nam tylko o naszych ranach.
Problem istnieje w sercu a nie na zewnątrz.
Nawrócenie, przemiana serca, polega
również na tym, że staję się świadom moich wewnętrznych zranień z przeszłości,
które dziś tak mocno determinują moje życie. Bardzo często nie jestem w stanie
postrzegać obiektywnie rzeczywistości. Moja zraniona w przeszłości psychika
może prowadzić do fałszywej interpretacji zdarzeń, a przez to sami cierpimy
oraz odpychamy i zniechęcamy innych do siebie.
Przykładem niech będzie pewna moja
znajoma. Pochodziła ona z rodziny rozbitej, gdzie ojciec notorycznie zdradzał
jej matkę aż w końcu odszedł od niej pozostawiając żonę z dwójką małych dzieci.
Znajoma przeżyła bardzo rozstanie rodziców. W jej sercu pozostała ogromna rana poczucia
porzucenia i zdrady. Jej relacje z mężczyznami cechowała nieufność i
podejrzliwość.
Od jakiegoś czasu jej mąż zaczął
wracać bardzo późno z pracy. Któregoś dnia, po kolejnym późnym powrocie do domu
od razu poszedł do łazienki i położył się do łóżka. W umyśle kobiety pojawiła
się myśl, iż z pewnością spotyka się z inna kobietą i stąd te późne powroty. Zaczęła
przeszukiwać kieszenie jego płaszcza, neseser, aż wreszcie wpadł jej do ręki
jego telefon. Sprawdzając historie połączeń zauważyła, że często pojawia się
ten sam numer telefonu. Teraz była już pewna, że jej mąż ma kogoś „na boku” z
kim się spotyka. Postanowiła więc zdemaskować tą relację i zadzwoniła na
powtarzający się numer w telefonie męża i dodzwoniła się… ale na swój numer
telefonu komórkowego. W napływie zazdrości, myśli o zdradzie i emocjach, które
się u niej pojawiły nie zauważyła, że powtarzający się numer telefonu jest jej
własnym numerem.
Jezus pragnie wejść do mojego serca,
nie tylko po to, aby odnaleźć tam „piękne i krystalicznie czyste mieszkanie”,
jak nas uczono w przygotowaniu do Pierwszej Komunii Świętej, ale przede
wszystkim chce uleczyć to co zranione, skrzywdzone, wstydliwe.
Z Jezusem mogę odrzucić ciężar
przeszłości, który dziś nie pozwala mi żyć w całkowitej wolności, ciężar, który
mnie przygniata i sprawia, że negatywnie osądzam życie i drugiego człowieka.
Jezus, w czasie swojej ziemskiej
misji z ogromną determinacja wyrzucał złe duchy dręczące człowieka. Tę samą moc
posiada i dzisiaj. W pełnym zaufaniu możemy oddać w Jego ręce wszystkie nasze zranienia
z przeszłości. On ma tą potężną moc rozprawienia się również z duchami naszej przeszłości,
które zawładnęły naszym obecnym życiem.
Nikt nie wychodzi bez szwanku z
okresu wychowania. Nasze serca są poranione, chociaż często nie zdajemy sobie z
tego sprawy. Idziemy na skróty szukając winnych za obecny stan naszego życia.
Skarżenie się, obwinianie siebie samego, szukanie winnych niczemu nie służy.
Duchy przeszłości są w naszych sercach a nie na zewnątrz nas.
Musimy
uświadomić sobie fakt istnienia w nas zranionego serca, żałować tego co się
stało, zapłakać w ramionach Boga i wraz z Bogiem przebaczyć samemu sobie i
innym poranioną przeszłość. Jezus leczy rany mojego serca, muszę mu tylko na to
pozwolić.
Bardzo pieknie napisane. To fakt, Jezus leczy zranione serca. Polecam kazania ksiedza Pawlukiewicza na Yt. Ten temat wyjasniony jest w ksiazce Johna Eldredge'a Dzikie serce - tesknota meskiej duszy. Polecam i pozdrawiam
OdpowiedzUsuń"Musimy uświadomić sobie fakt istnienia w nas zranionego serca, żałować tego co się stało, zapłakać w ramionach Boga i wraz z Bogiem przebaczyć samemu sobie i innym poranioną przeszłość. Jezus leczy rany mojego serca, muszę mu tylko na to pozwolić." mam wzbudzic w sobie poczucie zranionego serca ,a potem mam wzbudzic zal i czuc sie winna za to co mnie spootkalo?? Nierozumiem...
OdpowiedzUsuńwłanie nie chodzi o to zeby czuć się winnym, tylko zeby zrozumieć ze kazdy z nas jest tylko słabym człowiekiem i że to Bóg jest zródłem naszej siły.Kazdy z nas grzeszy,kazdy czasem popelnia błędy ale Bóg Cię nie osądza za Twoje upadki, tylko zaprasza Cię do relacji z nim, bo chce naszego dobra, chce Cię obdarzyć miłością. I tylko w Nm jest zbawienbie, uzdrowienie z ran, zranień, po grzechu pierworodnym naszych pierwszych rodziców Adama i Ewy, tylko Jezus zwyciężył zło ,śmierć i grzech..My jedynie musimy pozwolić Bogu na relacje z nim,otworzyć się na Jego miłość ..nic więcej..przyjąć to że jestesmy tylko grzesznikami..ale jednocześńie odkryć że mamy wartość dzieci Bożych..każdy z nas jest powołany do szcześcia, bycia ukochanym dzieckiem Boga. Kazdy z nas jest dzieckiem Bożym.
Usuń