15 grzechów Kurii Rzymskiej według Papieża Franciszka
Podczas przemówienia do
przedstawicieli Kurii Rzymskiej, 22 grudnia 2014 roku, Papież Franciszek
wskazał na 15 chorób grożących lub już trawiących od wewnątrz tą instytucję.
Media kościelne praktycznie przemilczały to wydarzenie (poza wyjątkami),
chociaż przemówienie Papieża powinno stać się przedmiotem głębokiej refleksji
wielu wspólnot chrześcijańskich zarówno na poziomie Episkopatów, diecezji,
parafii, zakonów i poszczególnych wspólnot łączących chrześcijan.
Istnieje
niebezpieczeństwo zagubienia tych słów Ojca Świętego jeśli uznamy je za
skierowane tylko konkretnych instytucji kościelnych czy osób odpowiedzialnych
za prowadzenie Kościoła na różnych szczeblach. Według powiedzenia: „jeśli coś
jest wszystkich to jest niczyje”. Pojawić się może pokusa obarczenia
odpowiedzialnością za Kościół tylko przedstawicieli hierarchii kościelnej,
odpowiedzialnych za poszczególne wspólnoty, duchowieństwo. Faktem jest, że
Pasterze kościoła w pierwszej kolejności powinni wziąć sobie do serca te słowa
i uczynić z nich głęboki osobisty rachunek sumienia, rachunek zakończony nie
tylko znakiem krzyża ale dokonaniem radykalnych zmian w swoim myśleniu i
działaniu.
Ale
czy odpowiedzialność za Kościół jest zadaniem wyłącznie episkopatów, biskupów
diecezjalnych, kapłanów, zakonników i liderów ruchów kościelnych? Jeżeli jestem
chrześcijaninem, to również jestem częścią Kościoła i odpowiedzialność za
jakość życia tego Kościoła jest w równym stopniu moim udziałem.
O. Grzegorzem Kramerem SJ,
komentując słowa papieża napisał: «Słyszę dziś: "ale im Franciszek
dokopał". Nie "im". Mi dokopał». Rachunek sumienia zaproponowany
przedstawicielom Kurii Rzymskiej powinien stać się również moim osobistym
rachunkiem sumienia.
Znieczulenie umysłowe i duchowe,
rywalizacja i zarozumiałość, obmowa i plotki, pretensjonalizm i arogancja, pycha
i chciwość, ubóstwianie szefów, obojętność wobec innych, obłuda, zgorzkniałość
i brak poczucia humoru oraz egoistyczne pragnienia i działania o których mówi
Papież Franciszek stanowią również w mniejszym lub większym stopniu część
mojego codziennego życia.
Papież
Franciszek często zaskakuje i „skandalizuje” swoimi słowami i stylem życia,
zwłaszcza pewne kręgi Kościoła, jest niewygodny, zmusza do wyjścia ze swojego
komfortu, ale z doskonałą intuicją potrafi zauważyć zachowania odbiegające od
nauczania Jezusa. Ewangelia powinna być codziennym drogowskazem każdego
chrześcijanina, punktem odniesienia i weryfikacji siebie. Zanim krytyce poddamy
Kościół należy wcześniej uczciwie, sprawiedliwie i z pokorą spojrzeć na siebie.
Rozwój osobisty i duchowy każdego
człowieka możliwy jest tylko wtedy, gdy potrafimy ze szczerością i
przejrzystością spojrzeć na swoje życie. Choroby, o których mówi Papież mogą do
tykać każdego człowieka, bez względu na to, czy jest on chrześcijaninem czy też
nie, ponieważ wymienione ułomności stanowią ciemną stronę natury ludzkiej i
skażenia sfery psychicznej i duchowej każdego człowieka.
Coś
do medytacji przed Franciszkowym rachunkiem sumienia:
„Jezus
natomiast udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni.
Cały lud schodził się do Niego, a On usiadłszy nauczał ich. Wówczas uczeni w
Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę którą pochwycono na
cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, tę
kobietę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie
kamienować. A Ty co mówisz?» Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co
Go oskarżyć. Lecz Jezus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi. A kiedy w
dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: «Kto z was jest bez
grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień». I powtórnie nachyliwszy się pisał
na ziemi. Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić,
poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta,
stojąca na środku. Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: «Kobieto,
gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?» A ona odrzekła: «Nikt, Panie!» Rzekł do
niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz!».”
(Ewangelia wg Św. Jana 8, 1-11)
1. Pierwszą z wymienionych przez
Papieża chorób jest pokusa czucia się „nieśmiertelnym”, „odpornym”,
„niezastąpionym”. W naszych wspólnotach, rodzinach, miejscach pracy, często
spotkać można ludzi, którzy ze względu na powierzoną im odpowiedzialność,
pozycję społeczną, czy też zajmowane stanowisko uważają się za posiadających
monopol na wiedzę, umiejętności i słuszność w działaniu. Wydaje im się, że ich
punkt myślenia, postrzegania i działania jest jedynym właściwym i niezawodnym.
Wszystko pragną kontrolować, narzucać swoje racje, poprawiać po innych. Chore
poczucie wyższości, ”wybraństwa” i „przełożeństwa” odbiera im zdolność zdrowej
samokrytyki i samooceny. Racja zawsze musi być po ich stronie. Często tym
postawą towarzyszy pretensjonalizm, arogancja i jawne lub ukryte formy agresji,
wywierania nacisku, narzucania swojej woli, dominacja fizyczna lub psychiczna.
Takie instytucje, wspólnoty czy
jednostki nie potrafią być elastyczne, dostosowywać się, rozwijać i ubogacać
bogactwem innych. Są skostniałym tworem, zadufanym w sobie, hołdującym swojemu
„ego”.
We wspólnotach kapłańskich,
zakonnych, w grupach związanych z Kościołem ale też w środowisku zawodowym,
różnego rodzaju instytucjach widać u niektórych osób tendencje do pokazywania
innym „kto tu rządzi”. Czasami ukrywane jest to pod pozorami fałszywej pokory,
troski o dobro innych, dobrego wykonywania powierzonych im obowiązków.
Każdy z nas powinien być
wyczulony na takie postawy u siebie. Krytykanctwo, obmawianie, pouczanie i
poprawianie innych, wszelkiego rodzaju próby podporządkowania sobie innych
ludzi są sygnałem mojego „kompleksu wybranych” o którym mówi Papież.
Również w sytuacjach, kiedy w
jakiś sposób jestem zależny od kogoś, może pojawiać się bunt, zazdrość,
sprzeciw, sabotowanie ustalonych norm, krytykanctwo. To również są oznaki
chorego „ego”, nadmiernych oczekiwań i pretensjonalizm.
Papież zaleca osobom mającym
wyżej wymienione skłonności, aby udać się na cmentarz i zobaczyć na nagrobkach
imiona tych, którzy tam spoczywają, być może wielu z nich wydawało się również,
że są „nieśmiertelni”, „odporni” i „niezastąpieni”.
Papież Franciszek mówi o
„chorobie głupca” z Ewangelii, któremu wydawało się, że zawsze będzie żył (Łk
12, 13-21) i tych, którzy przekształcili się w „wielkich panów” i uważają się
za wyżej postawionych niż wszyscy inni a nie za postawionych na służbie
wszystkim. – Papież mówi: „To często wypływa z patologii władzy, z
"kompleksu wybranych", z narcyzmu zafascynowanego własnym
wyobrażeniem i nie dostrzegającego obrazu Boga odciśniętego na twarzy innych
ludzi, zwłaszcza słabszych i bardziej potrzebujących. Antidotum na tę chorobę
jest łaska poczucia się grzesznikiem i wyznania z całego serca: "Jesteśmy
słudzy nieużyteczni. Zrobiliśmy to, co musieliśmy" (por. Łk 17,10).”
Wszystkie te postawy sprawiają,
że stajemy się żałosnymi sługami własnych kompleksów i braku poczucia własnej
wartości.
2. Następnie Papież sygnalizuje
niebezpieczeństwo choroby „martializmu” (od ewangelicznej Marty), czyli
zbytniego skoncentrowania swojej uwagi i wysiłków na pracy, przedsięwzięciach,
podejmowanych działaniach, gdzie liczy się efekt, sukces, produkt. Nadmierny
aktywizm może być efektem pustki duchowej, ucieczki od siebie, od relacji z
ludźmi. W Kościele choroba ta dotyczy ludzi, którzy zanurzając się w pracy
zaniedbują „lepszą część”, tzn. zajęcia miejsca u stóp Jezusa (Łk 10, 38-42).
Franciszek przytacza przykład Jezusa, który wezwał swoich uczniów, aby
„odpoczęli nieco” (Mk 6, 31), ponieważ zaniedbywanie koniecznego wypoczynku
prowadzi do stresu i napięć wewnętrznych. . Czas odpoczynku dla tego, kto
zakończył własną misję jest konieczny, obowiązkowy i powinien być brany na
serio. Należy spędzić trochę czasu z rodziną, wykorzystać wolny czas na duchowe
i fizyczne "doładowanie"; trzeba by nauczyć się tego, o czym poucza
Kohelet, że "jest czas na każdą rzecz" (por. Koh 3,1-15).
Nadmierny aktywizm nie może być
lekarstwem na brak spełnienia w swoim powołaniu, ucieczką od samotności czy
realizowania swoich wygórowanych ambicji. W rodzinie, ucieczka w pracę jest
sygnałem zagubienia w swojej roli małżonka, żony, ojca lub matki. We wspólnocie
osób duchownych jest często oznaką duchowej pustki, braku spełnienia siebie w
swoim powołaniu, ucieczką przed poczuciem samotności. Nie wspomnę już o
poszukiwaniu swojej „chwały”, stawiając sobie pomniki z własnych osiągnięć,
zrealizowanych dzieł, osiągniętych tytułów.
Jest czas na pracę, która pozwoli
mi i moim bliskim żyć i funkcjonować ale konieczny jest również czas
odpoczynku, zatrzymania się i refleksji nad swoim życiem. Budowanie głębokich i
szczerych relacji z ludźmi, aktywny relaks, czas duchowego „ładowania
akumlatorow” ze świadomością, że nie wszystko zależy ode mnie, że nie jestem
niezastąpiony, że świat będzie dalej istniał nawet jak mnie zabraknie. Muszę
mieć świadomość, że po mnie przyjdą inni i prawdopodobnie będą robić wszystko
lepiej niż ja. Bez odpowiedniej równowagi w pracy, odpoczynku i duchowym
rozwoju, szybko grozić mi może wypalenie, zgorzknienie, wygórowane oczekiwania
wobec innych. Pycha, poczucie wyższości i samowystarczalności są również
ubocznymi skutkami „martializmu”.
3. Choroba „zwapnienia”
umysłowego i duchowego jest jednym z najcięższych grzechów Kościoła. Papież
wielokrotnie już w swoich wystąpieniach zwracał na to uwagę. Zamknięcie się w
swoim kręgu, brak otwartości na doświadczenia innych kultur i religii,
odmiennej myśli i postrzegania świata. Pretensjonalne roszczenie sobie prawa do
posiadania wyłącznej prawdy. Patrzenie na innych z pozycji „sprawiedliwego” i bezkrytyczne
hołdowanie samemu sobie. Do tego dochodzi często arogancja i pretensjonalizm.
Papież Franciszek jasno określa,
kogo dotyczy ta choroba: „Chodzi o tych, którzy mają serce z kamienia i są
twardego karku (por. Dz 7,51-60), ci którzy po drodze stracili pogodę ducha,
żywotność i rzutkość, i zasłaniając się papierami stali się "maszynami od
procedur" a nie "ludźmi Boga" (Hbr 3,12). Utrata ludzkiej
wrażliwości koniecznej do tego, by płakać z płaczącymi i radować się z
radosnymi jest niezwykle niebezpieczna! To jest choroba tych, którzy tracą
"dążenia Jezusa" (por. Flp 2,5-11) ponieważ ich serce, wraz z
upływającym czasem, twardnieje i staje się niezdolne do bezwarunkowej miłości
do Ojca i bliźniego (por. Mt 22,34-40). Bycie chrześcijaninem, tak naprawdę,
oznacza "posiadanie tych samych dążeń, które miał Jezus Chrystus, tzn. pokory i ofiarowania
się, oderwania od siebie i hojności".
Brak
umiejętności dialogu, elastyczności, szacunku do odmiennego przeżywania relacji
z Bogiem, jest częstym grzechem Kościoła i chrześcijan. Zaślepienie i skupienie
na sobie nie pozwala niejednokrotnie dostrzegać uniwersalnych wartości
wypływających z bogactwa odmiennych kultur i religii. Duchowe zamknięcie i
„zacietrzewienie” sprawia, że człowiek myślący i wierzący w sposób odmienny od
oficjalnego nauczania Kościoła zostaje odrzucany, spychany na margines, zredukowany
do (jak to określił jeden z duchownych, publicystów na bardzo znanym portalu
katolickim) „kasty grzeszników”. Język używany
przez niektórych przedstawicieli Kościoła, bywa czasami zdominowany
przez pychę, arogancję i brak kultury osobistej. – Jest to antyświadectwo dawane
Jezusowi, który nawet swoich wrogów potrafił traktować z szacunkiem i
zachowaniem ich godności.
Najważniejsze
dla mnie pytanie: W jaki sposób ja przeżywam moją wiarę? Czy potrafię kochać
Boga i bliźniego miłością bezwarunkową. Czy akceptuję drugiego człowieka z
odmiennością jego myśli i poglądów. Czy potrafię odejść od osobistych pragnień,
potrzeb i ambicji, aby zauważyć potrzeby bliźniego?
Ja również zagrożony jestem
„zwapnieniem”, jeśli kurczowo będę się trzymał moich przekonań, uprzedzeń,
utartych schematów.
4. Jako kolejną z chorób
zagrażających strukturom kościelnym Papież wymienia tendencję do przesadnego
planowania i funkcjonalizmu.
<<Kiedy apostoł planuje
wszystko bardzo szczegółowo i wierzy, że przygotowując perfekcyjny plan
sprawia, iż sprawy skutecznie posuwają się do przodu, staje się księgowym lub
kupcem. Należy wszystko dobrze przygotowywać, ale nie ulegając pokusie
wykluczenia i kontrolowania wolności Ducha Świętego, który zawsze jest większy,
bardziej hojny niż wszelkie ludzkie planowanie (por. J 3,8). Wpada się w tę
chorobę ponieważ "zawsze jest łatwiej i wygodniej dostosować się do
własnych statycznych i niewzruszonych pozycji. W rzeczywistości Kościół okazuje
się wiernym Duchowi Świętemu o ile nie próbuje go regulować i udomawiać…
Udomowić Ducha Świętego (?!)… On jest świeżością, fantazją, nowością".>>
Pełne zaufanie Bogu i oddanie się
powiewowi Ducha Świętego jest dla niektórych osób niebezpieczne i ryzykowne.
Mając z góry ustalony plan działania, wizję, przygotowany schemat czujemy się
bezpieczni, pewni siebie, posiadamy kontrolę. To daje nam poczucie władzy,
panowania nad sytuacją oraz nie wymaga od nas nieustannej weryfikacji
podejmowanych działań. Plan musi się zgadzać, litera prawa musi być
przestrzegana, doktryna obroniona. - W tym wszystkim na drugi plan schodzi
człowiek. Ważne żeby struktura działała. Człowiek jest zagrożeniem utartych
schematów, pojęć i przekonań ponieważ niesie ze sobą coś nowego, nieznanego,
wymagającego weryfikacji dotychczasowych norm. O wiele łatwiej jest
sklasyfikować człowieka, zasłonić się przepisem prawa, ukryć się za zasłoną
tradycji, dogmatów, paragrafów…
Nie pozostawia się miejsca
działaniu Ducha Świętego i świeżości, którą On wnosi w zatęchłe i skostniałe
schematy, oderwane od rzeczywistości i realnych problemów człowieka. –
Przykładem może być postawa niektórych instytucji, wspólnot kościelnych czy
poszczególnych liderów Kościołów lokalnych, którzy z rezerwą lub wręcz
wrogością przyjmują proponowany przez Papieża Franciszka sposób przeżywania
Kościoła. Dla wielu jest on niewygodny, narusza utarte schematy, prowokuje,
zmusza do bycia autentycznym i wyjścia ze swojej wygody. W czasie swojej
pielgrzymki do Turcji wypowiedział „skandaliczne” słowa w związku z kwestią
jedności wszystkich chrześcijan: Papież wyraził przekonanie, że dialog z
prawosławiem i innymi Kościołami chrześcijańskimi robi postępy, choć przyznał,
że sceptycznie odnosi się do prac teologów. Franciszek zastrzegł bowiem: „Jeśli
będziemy czekać na to, aż teolodzy się porozumieją, nigdy nie nadejdzie ten
dzień”. Przytoczył też słowa prawosławnego patriarchy Atenagorasa sprzed pół
wieku: “Wyślijmy teologów na wyspę, niech dyskutują, a my idźmy naprzód”.
Duch Święty tchnie kędy chce, na
drodze staje mu człowiek ze swoją „mądrością”, wizją i gotowym planem
działania.
5. Choroba złej koordynacji i
współpracy to kolejne zagrożenie dla funkcjonowania struktur kościelnych
wymienione przez Papieża Franciszka.
Członkowie struktur gubią
wspólnotę między nimi i ciało traci swoją harmonijną funkcjonalność i
opanowanie stając się fałszującą orkiestrą ponieważ jej członkowie nie
współpracują i nie żyją w duchu wspólnoty i drużyny. Kiedy noga mówi do
ramienia "nie potrzebuję ciebie", albo ręka do głowy "to ja tu
rozkazuję", powodują rozgardiasz i skandal.
Brak jedności, zazdrość, duch
rywalizacji, urazy i pretensje, dążenie do władzy i dominacji nad innymi, brak
komunikacji i jednomyślności, wygórowane oczekiwania i pretensjonalizm,
poczucie krzywdy i wzajemna niechęć, ogromny dystans pomiędzy przełożonymi i
„podwładnymi” to tylko niektóre z hamulców blokujących rozwój wspólnot
kościelnych, wywołujących, jak to mocno podkreśla Papież, zgorszenie i
zamieszanie. Ludzkie ułomności biorą często górę nad dobrem Kościoła.
Pytanie: czy w moim życiu podobne
postawy nie stanowią przeszkody w budowaniu zdrowych i konstruktywnych relacji?
Na ile moja zazdrość, poczucie krzywdy, wygórowane ambicje, duma lub odwrotnie:
poczucie wyższości, realizacja siebie, poczucie władzy i źle rozumianej
odpowiedzialności rozbijają wspólnotę, rodzinę, relacje z innymi ludźmi. Kiedy
nie pozwalam innym być sobą, nie daję im prawa do popełnienia błędu, nie
słucham ich racji stanowię realne zagrożenie dla godności i rozwoju drugiego
człowieka. Muszę pamiętać o tym, że również jestem tylko człowiekiem, mogę nie
mieć racji, moje poglądy i przekonania mogą być błędne i destrukcyjne. Poczucia
własnej wartości nie mogę budować kosztem innych, musze ją odnaleźć w sobie.
6. Bardzo trafnie Papież
Franciszek wskazuje na kolejną z chorób zagrażających strukturom kościelnym. Nazywa
ją „duchowym Alzhaimerem”.
„Można tu mówić o zapominaniu
"historii Zbawienia", o zapominaniu osobistej historii z Panem, o
zapominaniu "pierwszej miłości" (Ap 2,4). Chodzi o postępujący upadek
zdolności duchowych, który w dłuższym lub krótszym przeciągu czasu powoduje
ciężkie kalectwo osoby czyniąc ją niezdolną do samodzielnej działalności,
sprawiając, że żyje ona w stanie absolutnej zależności od swoich często
wyimaginowanych sposobów widzenia świata. Widzimy to w tych, którzy zapomnieli
o ich spotkaniu z Panem, w tych, którzy nie potrafią powtórnie określić swojego
życia, w tych, którzy zupełnie zależą od ich "teraz", od ich pasji,
kaprysów i manii, w tych, którzy konstruują wokół siebie mury i zwyczaje stając
się coraz bardziej niewolnikami bożków wyrzeźbionych przez ich własne ręce.”
Spojrzenie na świat i
rzeczywistość przez pryzmat wyuczonych koncepcji i schematów pochodzących z
przeszłości czasami bardzo odległej, nieumiejętność „inkulturacji” Ewangelii w
realia współczesnego człowieka, niezrozumiały przekaz Słowa Bożego, nauczanie
pomijające rzeczywistość, enigmatyczny język, utarte slogany i koncepty
ideologiczne, brak otwartości i elastyczności a przede wszystkim stawianie
litery prawa ponad człowieka. – To są częste zagubienia współczesnych ludzi
Kościoła. Proste sprawy, codzienne problemy, dylematy i trudności, wątpliwości
i pytania stawiane przez dzisiejszego człowieka zostają spychane na margines,
klasyfikowane jako efekt grzesznej natury, skłonności do zła, lenistwa i kalectwa
duchowego. Tymczasem prawda jest taka, iż ci, którzy prowadzić mają człowieka
do Boga sami często nie posiadają wiarygodnych odpowiedzi na te wyzwania.
Sztywne skoncentrowanie się na
utartych schematach myślowych i koncepcjach duchowości powoduje tworzenie sobie
z nich bożków, hołdowanie im kosztem zagubienia realnego człowieka,
narcystyczne samouwielbienie. Tworzy to często mur pomiędzy „człowiekiem Boga”
a zwykłym człowiekiem borykającym się z codziennymi trudami życia.
Zagubione zostaje proste,
szczere, pokorne spotkanie życia z Bogiem, którego efektem powinna być miłość, otwartość,
empatia.
Ten
rodzaj choroby dotyczy również mojej osobistej „sztywności umysłowej i
duchowej”, moje utarte schematy myślowe stanowią niejednokrotnie zabezpieczenie
dla próżności, obojętności i powierzchowności duchowej. Bliskie spotkanie z
Bogiem, który przenika swoim światłem każdy aspekt mojego człowieczeństwa staje
dla mnie nie bezpieczne, ponieważ demaskuje słabości, lenistwo duchowe,
powierzchowność relacji, moje pasje i egoistyczne tendencje. Takie spotkanie
prowokuje do spojrzenia na siebie w prawdzie, odkrycie niechcianego „ja”,
zburzenie wyidealizowanego obrazu samego siebie a to boli, wymaga nawrócenia,
wysiłku…
7. Jako następną z chorób Papież
wymienia chorobę „rywalizacji i próżnej chwały”.
Ma ona miejsce wtedy, „gdy wygląd, kolory
szat, honorowe insygnia stają się najważniejszym celem w życiu i zapomina się
słowa św. Pawła: "nie róbcie niczego dla rywalizacji lub próżnej chwały,
ale każdy z was, z całą pokorą, niech ma innych za wyżej stojących od siebie.
Każdy niech stara się nie tylko o własne sprawy, ale także i te drugich"
(por. Flp 2,1-4). Jest to choroba, która prowadzi nas do bycia ludźmi
fałszywymi i do życia fałszywym "mistycyzmem" oraz fałszywym "kwietyzmem".
Ten sam św. Paweł definiuje takich ludzi jako "nieprzyjaciół krzyża
Chrystusowego", ponieważ "przechwalają się tym, czego powinni się
wstydzić i nie myślą o niczym inny jak o sprawach ziemskich" (Flp 3,19).”
Niestety jest to bardzo częsty
grzech w środowisku Kościoła. Rywalizacja, aspiracje do zdobywania kolejnych
szczebli hierarchii kościelnej, tytuły i stopnie naukowe, które są wyrazem
próżnej chwały i rekompensaty za brak realizacji w innych dziedzinach życia. Różnego
rodzaju „gadżety” w postaci kolorowych szat, pierścieni, łańcuchów i różnego
rodzaju przywilejów z tym związanych często absorbują całkowicie umysły i serca
ludzi Kościoła. Z tym przychodzi inne zło w postaci zazdrości, wzajemnej
niechęci, wynoszenia się nad innych, pogardy, obojętności na realne potrzeby
Kościoła. Brak przejrzystości, zakłamanie, narcyzm są również częstym efektem
„ambicji hierarchicznej”, takie zagrożenie rodzi się już na najniższych
poziomach życia wspólnotowego, parafialnego czy diecezjalnego. Zapomina się
często, iż każda ofiarowana człowiekowi przez Kościół godność jest służbą i
„wymazaniem” siebie a nie okazją do podnoszenia własnych standardów życia i
budowania swojej próżnej chwały lub dominacji nad innymi.
Święty Paweł klasyfikuje ludzi,
którzy jawnie lub w pragnieniach żywią takie aspiracje do zdobywania godności i
tytułów jako „nieprzyjaciół krzyża Chrystusowego”, gdyż te egoistyczne dążenia
mijają się całkowicie z nauczaniem, pokorą i przykładem życia Jezusa. Są
wyrazem próżności, wygórowanych ambicji, przeceniania siebie, pychy, pustki
duchowej.
Moje życie czasami również nie
jest wolne od podobnych dążeń i pragnień. Brak bliskiej i szczerej więzi z
Bogiem, zdrowej samooceny, brak równowagi w życiu osobistym i duchowym, brak
poczucia własnej wartości i powodowane tym zazdrości mogą prowadzić do
nadmiernych oczekiwań i pretensjonalizmu. Kiedy nie odnajduję zadowolenia ze
swojego życia, nie akceptuję siebie takim jakim jestem, mam w sobie poczucie
bycia niedowartościowanym przez innych, mogą pojawiać się we mnie tendencje do
realizowania siebie poprzez egoistyczne dążenia do osiągania coraz to wyższych
pozycji w życiu wspólnotowym lub zawodowym, skupianie się na zdobywaniu tytułów
i odpowiedzialnych funkcji, pogoń za pieniądzem i dobrami materialnymi. „Mieć”
staje się ważniejsze niż „być”.
W codziennym życiu pojawiają się
również małe formy rywalizacji i szukania swojej chwały. Szkoła, dom, praca są
miejscami gdzie w różny sposób mogę okazywać takie postawy chwaląc się swoimi
osiągnięciami, ukazując siebie w lepszym świetle, porównując siebie z innymi,
poniżając, obmawiając, krytykując…
8. Następną chorobą zagrażającą
strukturom kościelnym jest tendencja do „schizofrenii egzystencjalnej”. Jest to
choroba tych, którzy, jak mówi Papież Franciszek, prowadza podwójne życie, owoc
hipokryzji typowej dla kiepskiej i pogłębiającej się pustki duchowej, której
stopnie i tytuły akademickie nie potrafią zaspokoić. Choroba ta często dotyka
tych, którzy, porzucając służbę duszpasterską, ograniczają się do zadań
biurokratycznych, tracąc w ten sposób kontakt z rzeczywistością, z konkretnymi
osobami. Tworzą w ten sposób świat równoległy, gdzie odsuwają na bok to
wszystko czego surowo nauczają innych i zaczynają żyć drugim ukrytym życiem,
często rozwiązłym. Nawrócenie jest niezwykle pilnie potrzebne i konieczne w tej
bardzo ciężkiej chorobie (por. Łk 15,11-32).
Niestety często instytucje
kościelne, te na wyższych szczeblach jak również na poziomach parafii, bardziej
przypominają biura obsługi klienta lub urzędy niż miejsce spotkania z
człowiekiem i jego problemami. Ucieczka w biurokrację, administrację,
zarzadzanie jest ucieczką od swojego prawdziwego powołania, od ofiarowania
swojego czasu, obecności, zdolności dla drugiego człowieka, często zagubionego
i poranionego w swoim życiu. Brak obecności w kancelarii parafialnej, sztywne
godziny „dostępności” dla wiernych, zaniedbywanie posługi w konfesjonałach jest
raną zadaną Kościołowi i wspólnocie wiernych.
Papież wyraźnie podkreśla, brak
całkowitego oddania się wspólnocie i pracy duszpasterskiej wyjaławia to
powołanie, powstaje pustka duchowa, która z kolei prowadzi do hipokryzji,
obłudy i rozdwojenia w pomiędzy tym czego się naucza a życiem. Podwójne życie,
poszukiwanie siebie, ucieczka w dobra materialne, szukanie siebie w karierze
naukowej, bieganie za tytułami i zaszczytami, rozwiązłość, ekscytacja swoimi
pasjami i zainteresowaniami są konsekwencją zaniedbania modlitwy, rozwoju
duchowego i bliskiej jedności z Bogiem.
W moim życiu również może
dochodzić do zachwiania hierarchii wartości. Skupianie się na przyjemnościach,
wartościach materialnych, rozrywce po jakimś czasie tworzy pustkę duchową,
zagubienie, rozczarowanie sobą i światem. Relacje z ludźmi budowane
powierzchownie, egoistycznie, oparte na poszukiwaniu i realizacji siebie
prowadzą do poczucia samotności i wyobcowania. Hołdowanie swoim skłonnościom i
pasjom prowadzi do pogłębiania braku poczucia własnej wartości, negacji siebie
i swojego rzeczywistego świata.
Brak rzeczywistego poznania
siebie, refleksji nad sobą, weryfikacji swojego sposobu myślenia i działania
sprawia, że zaczynam żyć w zupełnie nierealnym świecie pełnym iluzji, powierzchowności i pseudowartości.
9. Choroba gadulstwa, szemrania i
plotkarstwa, to kolejna z chorób przedstawicieli Kościoła, wymieniona przez Papieża
Franciszka.
Papież mówi: „O tej chorobie już
wiele razy mówiłem. Ale nigdy dość. To poważna choroba, która zaczyna się
bardzo prosto, ot tak by tylko zamienić kilka słów, a potrafi posiąść człowieka
robiąc z niego "siewcę chwastu" (jak szatan) i w wielu przypadkach
"zabójcę z zimną krwią" dobrego imienia własnych kolegów i
współbraci. Jest to choroba ludzi tchórzliwych, którzy nie mają odwagi, by
mówić wprost i mówią za plecami. Św. Paweł upomina: "Czyńcie wszystko bez
szemrań i powątpiewań, abyście byli bez
winy i czyści" (por. Flp 2,14-18). Bracia strzeżmy się terroryzmu
plotkarstwa.”
W strukturach, gdzie brakuje
głębokiej więzi z Jezusem, pojawiają się tendencje do karierowiczostwa,
realizacji swoich ambicji, osiągnięcia wyższego statusu w hierarchii, poczucie „przełożeństwa”
i „wybraństwa”. Pojawia się wraz z tym: zazdrość, zawiść, krytykanctwo, duma i
bardzo często z tym związane poczucie krzywdy i odrzucenia. Pojawia się złość,
cynizm, złośliwość a w parze z tymi uczuciami idą plotki, oszczerstwa, donosy, ocenianie, klasyfikowanie, rozpowszechnianie
fałszywych informacji.
Często robione jest to w „białych
rękawiczkach” pod pretekstem pomocy koledze, współbratu; troski o dobro
parafii, realizacji dzieł, pełnionych funkcji. Zbyt wysokie mniemanie o sobie, zazdrość
i poczucie krzywdy prowadzą do tego, że członkowie wspólnot, instytucji,
mniejszych lub większych struktur kościelnych zamiast współpracować ze sobą dla
dobra Kościoła i zjednoczenia wysiłków w głoszeniu Chrystusowej Ewangelii,
pozostają ze sobą skłóceni z cała gamą uczuć z tym związanych, pozbawieni
jednomyślności w myśleniu i działaniu, rozbijając taką strukturę od wewnątrz.
Czy jako chrześcijanin nie staję
się czasami antyświadectwem miłości i pokory reprezentowanej przez Jezusa? Fałszywe
oskarżenia, powtarzanie nieprawdziwych informacji, wyśmiewanie, krytykowanie,
obmowy, poniżanie innych, stawianie drugiego człowieka w złym świetle,
budowanie negatywnej opinii o drugim człowieku, bezmyślne uprzedzenia i
wszelkiego rodzaju rasizm, czy nie są również częścią moich zachowań? Jak
bardzo zżerają mnie moje niespełnione ambicje, oczekiwania, pragnienia? Czy
potrafię się cieszyć ze spełnienia i sukcesów innych. Ile we mnie jest
narzekania, wyciągania na światło dzienne błędów innych, oskarżania, braku
zaufania do ludzi?
10. Bardzo częstą chorobą ludzi
Kościoła jest choroba nazwana przez Papieża Franciszka jako „ubóstwianie
przełożonych”. (W języku szkolnym nazywa się to „lizusostwem”).
Franciszek określa to jako: „choroba
tych, którzy schlebiają przełożonym mając nadzieję na ich przychylność. Są
ofiarami karierowiczostwa i oportunizmu, oddają cześć ludziom a nie Bogu (por.
Mt 23,8-12). Są osobami, które widzą swoją służbę tylko jako możliwość
uzyskania czegoś dla siebie a nie dania czegoś z siebie. Ludzie mali,
nieszczęśliwi i zainspirowani tylko przez własny fatalny egoizm (por. Gal
5,16-25). Ta choroba może też dotknąć przełożonych kiedy schlebiają oni
niektórym z ich współpracowników spodziewając się ich podporządkowania, lojalności
i zależności psychicznej. Ale końcowym rezultatem jest prawdziwe
współuzależnienie.”
Fałsz, obłuda, zakłamanie dla
osiągnięcia swoich celów. Karierowiczostwo i pragnienie uzyskania jakichkolwiek
przywilejów popychają do przyjmowania fałszywych postaw, masek, poniżania się.
Czy dla uzyskania jakichś
korzyści przyjmuję podobne postawy? Rezygnacja z tego co myślę i czuję, fałszywe
„adorowanie” innych, schlebianie, poniżanie siebie, zakłamana uprzejmość, brak
asertywności... ?!
11. Choroba obojętności wobec innych.
Zachodzi wtedy, kiedy każdy myśli
tylko o sobie i gubi gdzieś po drodze szczerość i ciepło ludzkich relacji.
Kiedy lepszy specjalista nie służy swoją wiedzą mniej doświadczonym kolegom.
Kiedy zdobywa się wiedzę, ale się ją zatrzymuje tylko dla siebie zamiast
dzielić się nią z innymi. Kiedy, przez zazdrość lub dla własnego zysku, czuje
się radość widząc jak inny upada zamiast pomóc mu podnieść się i dodać mu
odwagi.
12. Choroba pogrzebowej twarzy.
Chodzi o osoby gburowate i
ponure, które uważają, że aby być poważnymi należy pomalować twarz melancholią,
surowością i traktować innych - zwłaszcza tych uważanych za niżej stojących - w
sposób sztywny, twardy i arogancki. W rzeczywistości, surowość teatralna i
sterylny pesymizm często są symptomami lęku i niepewności siebie. Apostoł musi
starać się aby być osobą grzeczną, pogodną, entuzjastyczną i radosną, która
przekazuje radość gdziekolwiek się znajduje. Serce pełne Boga jest sercem
szczęśliwym, które promieniuje i zaraża radością tych wszystkich, którzy są
wokoło. To widać od razu! Nie traćmy więc tego radosnego ducha, pełnego humoru,
a nawet autoironicznego, który czyni nas osobami sympatycznymi nawet w trudnych
sytuacjach. Jak dobrze nam robi spora doza zdrowego poczucia humoru! Dobrze nam
zrobi częste recytowanie modlitwy św. Tomasza Morusa. Ja się nią modlę każdego
dnia i dobrze mi robi.
13. Inną chorobą nagminnie
dotykającą ludzi Kościoła jest choroba gromadzenia.
„Wtedy, gdy apostoł próbuje
wypełnić pustkę egzystencjalną w swoim sercu przez gromadzenie dóbr
materialnych, nie z konieczności, ale tylko po to, by poczuć się
zabezpieczonym. W rzeczywistości nic co materialne nie może być przez nas
zabrane ponieważ "całun nie ma kieszeni" i wszystkie nasze ziemskie
skarby - nawet te które są prezentami - nie potrafią nigdy wypełnić tej pustki,
a nawet czynią ją jeszcze bardziej zachłanną i głęboką. Tym osobom Pan
powtarza: "Ty mówisz: jestem bogaty, wzbogaciłem się, niczego nie
potrzebuję. Ale nie wiesz, że jesteś nieszczęśliwy, nędzny, biedny, ślepy i
goły… Bądź więc gorliwy i nawróć się" (por. Ap 3,17-19). Gromadzenie tylko
obciąża i nieubłaganie spowalnia marsz! Przychodzi mi na myśl pewna anegdota.
Mianowicie swego czasu jezuici hiszpańscy nazywali Towarzystwo Jezusowe
"lekką kawalerią Kościoła". Pamiętam przeprowadzkę pewnego młodego
jezuity, który, gdy załadowywał na ciężarówkę całą masę swoich rzeczy: bagaże,
książki, przedmioty i prezenty, usłyszał jak pewien starszy jezuita, który go
obserwował, powiedział, z mądrym uśmiechem,: to miałaby być ta "lekka
kawaleria Kościoła"?!
Nasze przeprowadzki są znakiem
tej choroby.”
Życie ponad stan, chciwość,
skupienie na dobrach materialnych jest najczęstszym z powodów krytyki
współczesnych ludzi Kościoła. W dobie różnego rodzaju kryzysów, zubożenia
społeczeństw, problemów ze znalezieniem pracy, konfliktów wojennych, cierpienia
wielu prześladowanych chrześcijan, Kościół powinien stać się przykładem
dzielenia się i wsparcia dla tych, którzy z powodu różnorodnych przyczyn
zostali zepchnięci na margines społeczeństwa, którzy są wyzyskiwani i
upokarzani, którzy z trudem „wiążą koniec z końcem”, aby poprzez ciężką pracę i
wyrzeczenia mogli zapewnić godne życie swoim rodzinom.
Czy potrafię dzielić się z innymi
tym co posiadam: moimi dobrami, czasem, miłością? Czy jest we mnie wrażliwość na
człowieka, który jest w potrzebie, zarówno materialnej jak i duchowej? Czy
potrafię właściwie gospodarować posiadanymi dobrami?
14. Choroba zamkniętych kręgów.
Tam przynależność do grupki staje się ważniejsza niż do Kościoła, a w
niektórych sytuacjach, nawet do samego Chrystusa. Również ta choroba zaczyna
się od dobrych intencji lecz z upływem czasu zniewala członków stając się
"rakiem" zagrażającym harmonii Ciała i powoduje wiele zła - skandalów
- zwłaszcza wobec naszych najmniejszych braci. Samozniszczenie lub
"bratobójczy ostrzał" od swoich jest najbardziej podstępnym
niebezpieczeństwem. Jest to zło, które uderza od środka a jak mówi Chrystus:
"każde królestwo wewnętrznie skłócone obraca się e w ruinę" (por. Łk
11,17).
15. ostatnią z chorób
wymienionych przez Papieża Franciszka jest choroba zysku doczesnego,
ekshibicjonizmu.
Papież mówi: „Wtedy apostoł
przekształca swoją służbę we władzę, a swoją władzę zamienia w towar służący do
otrzymania zysku światowego i jeszcze większej władzy. Jest to choroba tych
osób, które starają się, ciągle nienasycone, powiększać swoje wpływy i dla
takiego celu są gotowe rzucać kalumnie, zniesławiać i dyskredytować innych,
nawet w gazetach i czasopismach. Oczywiście po to, by pokazać się jako
zdolniejsi od innych. Również ta choroba bardzo źle wpływa na Kościół ponieważ
doprowadza ludzi do usprawiedliwiania użycia wszelkich środków pomocnych do
osiągnięcia takiego celu. Przychodzi mi na myśl wspomnienie o pewnym kapłanie,
który spotykał się z dziennikarzami, aby opowiadać im (i wymyślać) o prywatnych
sprawach własnych oraz zarezerwowanych dla jego współbraci i parafian. Dla
niego liczyło się tylko to, by był na pierwszych stronach, ponieważ wtedy czuł
się "silny i przekonywujący". A sprokurował tyle zła dla innych i dla
Kościoła. Biedaczek!”
(Źródło informacji: http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/dokumenty/przemowienia-papieskie/art,59,pelny-tekst-15-chorob-wg-franciszka,strona,1.html)